Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Kampania społeczna pod hasłem: Kocia Mama poleca prawidłowo prowadzone hodowle kotów rasowych


Od chwili wejścia w życie Nowelizacji Ustawy o ochronie praw zwierząt zaobserwowałam dwa niepokojące zjawiska.
 
Pierwsze to nagłe pojawienie się pośród zwierząt bezdomnych bytujących w komórkach, pustostanach i na działkach pracowniczych kotów ras wszelkich. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mainne conny, brytyjczki, norweskie leśne, tajskie i syjamy nie mówiąc już o persach, spacerowały ulicami, tułały się pośród śmietników w poszukiwaniu schronienia i pożywienia.
Początkowo trudno było mi zrozumieć to zjawisko, tę nagłą przyczynę bezdomności takiej ilości kotów rasowych, w dodatku łagodnych. Wszystko wyjaśniło się bardzo szybko, kiedy to dziewczyny pracujące na allegro zaczęły przeglądać ogłoszenia w stylu: sprzedam obróżkę dla kota za 900 zł - kot rasy brytyjskiej gratis!
Po sprawdzeniu kilku ofert wszystko stało się jasne. Hodowcy nie mający zarejestrowanej hodowli, nie biorący udziału w wystawach i nie przestrzegający obowiązków, jakie na prawidłowo prowadzone ośrodki rozrodcze nakłada lokalny klub, nie mieli prawa sprzedawać swoich kotów z certyfikatem rasy, w efekcie czego koty pod względem czystości rasy nie były atrakcyjne dla innych właścicieli prowadzących zarejestrowane hodowle. Dlatego właśnie w przypadku kiedy próba sprzedaży kończyła się niepowodzeniem, kot trafiał na ulicę, przestawał być watością dla dotychczasowego właściciela. Generował koszty, zamiast - jak to było zamierzone - przynosić korzyści.
 
Wolontariuszki zabierały z ulicy porzucone kocury niekastrowane, chore na ropomacicze kotki, niektóre farmakologicznie wprowadzane w permanentną ruję, żeby były gotowe do zapłodnienia częściej niż reguluje to kodeks klubu obowiązujący wszystkich zrzeszonych w nim członków. Ludzka chciwość i chęć zysku były mocniejsze niż dobro kota i jego zdrowie.
 
Smutne to szczególnie w kontekście wiedzy, że koty rasowe mają takie same potrzeby jak dachowce, też pragną miłości i ciepła. Zamiast tego za swoją urodę i wyjątkowe umaszczenie były dręczone okrutnie.
 
W wyniku tego zjawiska obrońcy praw zwierząt podnieśli alarm i zaczęli bojkotować wszelkie hodowle kotów rasowych. Szczególnie ludzie działający na różnego rodzaju forach, bezwzględnie z ogromną zaciekłością zwalczali każdego, kto tylko był hodowcą bądź właścicielem kota rasowego. Wszyscy solidarnie zostali umiejscowieni w jednej grupie - tej złej - atakowani zajadle przez internautów.
 
Psychoza, jaka zaczęła panować, wyzwalała złe emocje, które potęgowały tylko dyskusje negatywnie, głuche na argumenty niektórych osób, mających kontakt z prawidłowo prowadzonymi hodowlami. Żadne fakty ani argumenty potwierdzające zasadność istnienia i funkcjonowania hodowli kotów rasowych nie były akceptowane. 
 
Mając na uwadze dobro kotów i będąc zarazem szefową stricte kociej fundacji, bogata o doświadczenia interwencji, kiedy to przejmowałam koty rasowe, zawsze kierując się tylko ich dobrem, nie sięgając jak inne organizacje po pomoc mediów, nie nagłaśniałam ani też nie piętnowałam pseuohodowli, bo uważałam i nadal tak twierdzę, że wolę przyjąć kota, znaleźć mu dom, niż wzbudzać chwilową sensację. W centrum uwagi Fundacja będzie moment, a w pamięci hodowców zakoduje się informacja, że szukamy reklamy i rozgłosu kosztem dobra kota.
 
Wyprowadzanie kotów z pseudohodowli przy blasku fleszy fotoreporterów może spowodować, że osoba chcąca pozbyć się kota, zrobi to w sposób najbardziej drastyczny. Z obawy o ujawnienie danych woli kota porzucić, wyrzucić czy też uśpić, niż przekazać Fundacji. Fakt, że FKM działa odmiennie, sprawia, iż koty rasowe nie przeżywają traumy tułając się w obcym dla siebie środowisku. Moim zdaniem taka postawa jest zdecydowanie lepsza i godna naśladownia.
 
Dlatego postanowiłam wprowadzić kolejną kampanię społeczną, podczas której będziemy prezentować hodowle, które prowadzone są zgodnie z prawem, a zwierzaki w nich żyjące mają dobre warunki. Ich właściciele natomiast przestrzegają wszelkich obowiązków zarówno formalnych jak i weterynaryjnych. Dodatkowo ich serca są przepełnione miłością dla swoich podopiecznych.
 
Sądzę, że ta kampania rozwieje mity, obali fałszywy obraz, zmieni świadomość przeciętnego miłośnika kotów. Niewiedza i brak informacji są przyczyną i podstawą istniejącego konfliktu, dlatego uważam, że Fundacja, która ma za zadanie również edukację, powinna i tym razem włączyć się do działania. Będzie to jak sądzę z korzyścią dla wszystkich, którym los kotów rasowych i dachowych nie jest obojętny. W myśl hasała "Liczy się każdy kot" nową kampanię społeczną uważam za rozpoczętą.
 
Wszystkich hodowców, którzy mieszkają nieopodal Łodzi, a chcą się zaprezentować na stronie www i portalach, na których jest obecna Fundacja, prosimy o kontakt w kwestii spotkania.
Pozdrawiam wszystkich,
Szefowa Iza Milińska
 
Wpis: 20.08.2013