Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Zmasowany atak ślepych kotów


Poniedziałek
Nikt ich nie lubi i ja nie jestem tu wyjątkiem. Po weekendzie zawsze właśnie tego dnia rozsypuje się worek z problemami, jakby każdy z interwencją czekał właśnie na poniedziałek. Telefony dzwonią dosłownie bez przerwy. Jak już uda nam się ten dzień przeżyć, następny jest lżejszy, niesie mniej atrakcji i problemów. 
Fundacja pracuje równo, systematycznie, zespoły robocze ustalają łapanki, przyjęcia kociąt, zabiegi sterylizacyjne. Pełna mobilizacja przedzmiowa!
Za chwilkę, za moment zrobi się spokojniej, nie będzie kociąt, odpoczniemy. 
Teraz jednak pracujemy pełną parą, a do tego doszła jeszcze edukacja. Minął wrzesień, więc nastąpiła stabilizacja w placówkach oświatowych, sympatycy Fundacji  zaczynają umawiać zajęcia by uatrakcyjnić dzieciom czas i wesprzeć naszą Fundację.

Myślałam naiwnie, że wreszcie mam trochę spokoju. Nastąpiło ożywienie w adopcjach, koty kalekie mają swoich opiekunów, powiało nudą...
Ale Jaśmina szefowa Filii w Piotrkowie rozwiała moje nadzieje brutalnie.
Grobowym głosem, beznamiętnie oznajmiła:
- Jest kotka, łagodna, miła, 6 tygodni i to tyle dobrych wiadomości. Nie ma oka, sierść zdarta z ogona do kości, koci katar, pchły i nie wiem co więcej jeszcze, złapana w nocy...
- W czym problem?
- W sumie w niczym - pada odpowiedź - tylko to kolejna trudna adopcja.
- Po Temidzie żadna adopcja nie jest niemożliwa - uspokajam - skoro znalazłam osobę, która pokocha bezoką kotkę, takich z pewnością na tym świecie ludzi jest więcej, uspokój się, proszę.
- Chciałam tylko zgłosić, że ją przyjęłam do Fundacji.
- I bardzo dobrze - pochwaliłam Jaśminę zwaną pieszczotliwie Jaśką.
 
Każda wolontariuszka darzy ogromną sympatią tą niepokorną, nietuzinkową ale bardzo oddaną bezdomnym i Fundacji kobietę.
Żelazną ręką ale z ogromnym wyczuciem zarządza i rozwija filię w Piotrkowie, stabilność i perfekcyjność to wypadkowa jej działań ale i umiejętności współpracy z ludźmi a młodzieżą szczególnie.
Kotka szara puchatka dostała na imię Bobisia i naiwnie sądziłam, że to koniec niespodzianek.
 
Wtorek.
Tym razem Ania, nadzorująca karmicieli, bardzo sprytnie napisała mi na czacie:
- Iza, wysłałam Ci meila...
Moja odpowiedź była raz natychmiastowa i krótka:
- Kiedyś Cię zabiję.
- Wiem... Mam świadomość - grzeczniutko napisała moja Anka. 
Nie mogłam nie pomóc. Kociak około czteroletni, ewidentne chore oko wymagające operacji, przebywa gdzieś w Brzezinach, jakiejś dziwnej lecznicy, gdzie trzymają go już któryś dzień w klatce łapce... Czy słyszał tam ktoś o kulturze pracy? O stresie, który odczuwają dzikie koty w środowisku dla siebie obcym, a już szczególnie w lecznicy, gdzie mają kontakt z innymi zwierzakami? Jak bezdusznie został potraktowany kot wymagający opieki, spokoju, ciszy! Postawili go, biedaka, w kącie, jak kosz na śmieci!
- Ania, zabieramy Maćka, dzwoń proszę do lecznic, pytaj, która go przyjmie! - zaordynowałam.
 
I tym sposobem Maciek przybył do Łodzi. Zaopiekowała się nim Przychodnia Zwierzętarnia. Został wykastrowany przy okazji operacji oka i dalszą rehabilitacją i socjalizacją zajmie się jego dotychczasowa opiekunka. Fundacja tylko czuwała nad przebiegiem interwencji no i, taki mały drobiazg, pomogła finansowo. 
 
Środa
Tym razem ciśnienie podniosła mi Paulina.
Wkleiła post z prośbą o pomoc dla kotki parkingowej i jej dwójki kociąt. Dyskusje i dywagacje na temat zorganizowania interwencji ucięłam krótko, bo pora raczej nie była stosowna do jakichkolwiek ustaleń bądź decyzji. Rano rozdzieliłam zadania i dzięki skuteczności Karoliny w roli kociego łapacza, zostałam bogatsza o dwa kalekie kociaki, ale o nich opowiem przy innej okazji.
Reasumując, miałam środek tygodnia i 4 koty kwalifikujące się do amputacji gałki ocznej! Ja to mam atrakcje.
 
Czwartek 
Nie było mi dane zaznać spokoju. 
Zadzwoniła Małgorzata z informacją, że pan od Temidy zgłasza jeszcze jedno kocię wymagające pomocy, którego jedno oko także wymaga zabiegu. Myślałam , że mi się to śni, a jednak nie! Kompletnie nie wiem dlaczego korowód kocich kalek podążał do Kociej Mamy.
 
Piątek
Czekałam na ten dzień, to ważna dla wszystkich data: adopcja Temidy, kotki bez oczu.
Jadąc na spotkanie adopcyjne odebrałam telefon od Anki-prezesowej.
Jakiś pan prosi by przyjąć 4 kocięta około 5 tygodniowych, czarnych, tylko, że one także wymagają operacji... Znowu żniwo kociego kataru!
- Ania, czy nie masz dla mnie litości!? Jeszcze i Ty! Dzwoń, proszę, do Asi do Psa czyli kota, to jedyna pusta lecznica.
- Asia przyjmie maluchy ale po weekendzie, ma plany wyjazdowe - raportuje po chwili Ania.
- Wyślij jej proszę zdjęcie chorego kociaka i zadzwoń po 10 minutach, zobaczymy co powie.
- Jesteś tego pewna, Szefowa?
- Ania, nie mam innego wyjścia! Jak zobaczy te oczy, nie odmówi, najwyżej mnie zabije. Wysyłaj sms i dzwoń! Szkoda czasu!
 
Asia przyjęła tego dnia dwa kocięta, resztę pan złapie i dowiezie.
Wiem, że pomieszałam jej plany ale nie miałam wyjścia! 
 
W przypadku moim i dziewczyn z Kociej Mamy słowa "na początku bezdomne koty mają tylko nas" to nie pusty frazes.
My dla nich zrobimy wszystko, złamiemy panujące schematy, wystawimy się na krytykę, zmienimy panujące dotąd zasady, bo łączy nas miłość do nich i troska, by zapewnić im dobry los. 
Dziękuję weterynarzom za serce, za pracę na rzecz bezdomnych, a w szczególności za ogromną wyrozumiałość jaką mają dla nas, dziewczyn z FKM.
 
Wpis: 27.10.2014