Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Zamykamy sezon


Grudzień. Przed Świętami odbywają się ostatnie w tym roku zajęcia. Potem nadejdzie moment wytchnienia i od połowy stycznia i znowu będziemy rozsiewać miłość do kotów.
W sumie planowanie i przeprowadzanie spotkań udaje się cudnie, zważywszy, że prowadzę je w oparciu o pracujące wolontariuszki i uczącą się młodzież. Średnia wieku wolontariuszek oscyluje między 30 a 40 rokiem życia więc tym bardziej cenię nasze wspólne dokonania. 
 
Tym razem piotrkowska ekipa czekała na nas czyli tradycyjnie mnie, Renatę i Natalię przed prywatnym przedszkolem integracyjnym. 
Ładne budynki, zadbane ogródki z pięknymi zabawkami dla maluchów, ślicznie przystrojone sale w anioły, gwiazdki, śnieżynki przypomniały o zbliżających się Świętach.
Pojawiła się też szefowa Filii Jaśmina.

Podzieliliśmy się na  zespoły i zaczęliśmy wypełniać swoje zadanie.
Wszystko przebiegało według scenariusza. Dzieci bardzo grzeczne, reagowały spontanicznie, z przejęciem udzielały odpowiedzi. W pewnym momencie, brakło mi właściwej pomocy niezbędnej podczas lekcji.
- Martynka, idź proszę przynieś mi puszkę i torebkę suchej karmy.
Martyna wróciła odrobinę zażenowana.
- Pani dyrektor jeszcze nie ogłosiła zbiórki w ramach wsparcia za edukację - poinformowała mnie.
"Pięknie" myślę sobie "Rewelacja, znowu ktoś nas oszukał, elegancko".
Jednak mimo złości, uśmiechnęłam się mówiąc, że poradzimy sobie zatem inaczej. Jakoś dzieciakom wytłumaczę co powinny jeść koty.
 
Wróciłam do zajęć. Nic się nie zmieniło podczas kolejnych lekcji. Pracowałyśmy swoim rytmem, opowiadałyśmy o pielęgnacji, leczeniu, malowałyśmy kocie wąsiki i uszki, rozdawałyśmy malowanki, zakładki, cukierki. Realizowałyśmy edukację w wersji na bogato, bo dzieciaki są tego warte. Nagle pojawiła się pani dyrektor i jakaś kawa. Nie wróciłam do tematu zbiórki karmy, to nie ten czas. Jeśli zaczęłabym robić zamieszanie, wywołałabym tylko nerwy, dziewczyny by się usztywniły i finalnie odbiło by się na niewinnych dzieciach. 
 
Wizyta w przedszkolu generalnie byłaby dla mnie świetnym materiałem reportażowym, gdyby nie wyjątkowo brzydkie zachowanie pani dyrektor. 
Wspominając edukację w tej prywatnej zasobnej placówce, mam dwojakiego rodzaju uczucia. Jestem zadowolona, bo dzieci pracowały niezwykle, były zaangażowane, ładnie odpowiadały na pytania, nie przeszkadzały w skupieniu słuchając kocich opowieści. Ich opiekunki to bardzo miłe i komunikatywne osoby, które mając świadomość różnicy wieku wśród przedszkolaków pomagały nam, by zajęcia przebiegały sprawnie z korzyścią dla każdego przedszkolaka.

Miłe rezolutne maluchy i doskonała kadra pedagogiczna. 

Dlaczego więc gotuję się ze złości?
Po raz kolejny winien jest mój instynkt, karma, defekt albo misja - jak mówi moja Anula. "Iza przestań się zadręczać, przyjmij to i naucz się z tym żyć, masz już taką misję w życiu zawsze za Twoją przyczyną fałsz, kłamstwo, obłuda ujrzą światło dzienne. Nie walcz z tym, to przeznaczenie. Moja siostra też tak ma" - powtarza mi regularnie

O co więc kruszę kopię w tym konkretnym przypadku? To proste, nie lubię cwaniactwa.
Z mojej strony nawet nie padło pytanie dlaczego nie obyła się zbiórka karmy. Spotkanie ustalone było dwa miesiące wcześniej, czasu było więc dość. Skoczyłam edukację, nie drążyłam tematu, szkoda czasu, emocji, nerwów, stało się.
 
W ciasnym korytarzu czekała na mnie pani dyrektor z jakimś panem, który nie był uprzejmy się przedstawić. Oboje próbowali mi wytłumaczyć, że teraz rodzice na pewno zaangażują się w ogłoszoną akcję, bo przecież Fundacja tak ładnie się spisała, dzieci są bardzo zadowolone, pani dyrektor zresztą też i liczy na ponowną wizytę...
Za duża jestem na takie opowieści.
Nie dałam się sprowokować podejmując rozmowę, teraz nie czas na głupie tłumaczenia, mleko się rozlało. Słuchałam żenujących wyjaśnień i dziecinnych  tłumaczeń zastanawiając się dlaczego ta pani obraża moją i Jaśminy inteligencję? Czy my wyglądamy na kretynki?
Zasady przeprowadzania zajęć są szczegółowo opisane, wystarczy ze zrozumieniem je przeczytać.
Dobiło mnie pożegnalne zdanie:
- A mają panie plakat o zbiórce karmy, o Fundacji? Powieszę, może na bieżąco, na świeżo po lekcjach rodzice zaangażują się chętniej.
- Mamy, a jakże!
- To może ktoś podskoczy? Poda mi?
- Teraz? - ze zdziwienia podniosłam brwi.
Pani kiwnęła głową, widać było, że łyka wstyd...
- Raczej nie, nie mam stosownego posłańca - wycedziłam znacząco - Młodzież musi  wracać na zajęcia, ja do Łodzi, gdzie czeka na mnie praca, Jaśmina już prowadzi lekcje. Zresztą teraz to kompletnie bez sensu. Żegnam się  Myślałam, że wszystko było ustalone i jasne, zasady są proste, trzeba je respektować.
Niesmak.
 
Dodam, że całą powrotną drogę musiałam słuchać gęgania Renaty. Piekliła się czyniąc mi wymówki o trzymanie ich w nieświadomości.
- Daj  spokój, ucierpiały by tylko dzieci, a przecież były świetne.
- Ta pani dyrektor - Renata nie daje za wygraną...
- Dziecko, nie pierwsza taka nam się trafiła, módl się, żeby jedną z ostatnich była - ucięłam temat, szkoda nerwów.
 
Wpis: 22.12.2015