Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Zaczynamy aktywność na Instagramie


Lato zaczęło się mocnym akcentem. Nagle stwierdziłam, że mam pod opieką ponad 100 mruczków. Kiedy zaczęłam je zliczać, brakło mi na moment powietrza ze strachu i zadałam sobie dość podstawowe pytanie: "Skąd tyle żeśmy naprzyjmowały?" Mam świadomość, że to sezon na małe koty, że czas wyjazdów, pracy na wolniejszych obrotach, ale żeby aż tyle przygarnąć...? Chyba się trochę zagapiłam, przesadziłam z tym dobrym sercem. Ale jak znaleźć złoty środek, klucz, według którego typować kociaki do zabrania?
 
Znam rozmaite kryteria. Są organizacje, które za żadne skarby nie przyjmą burych i czarnych. Argumentują, że oba umaszczenia są zbyt banalne. Cóż, nam ani bure ani czarne nie przynoszą pecha, a wręcz darzymy je szczególną miłością. Emilka kilka lat temu zrobiła kalendarz pod hasłem "Bure jest piękne", a Anna systematycznie zamieszcza na fejsie fantazyjne kolaże adopcyjne reklamując przepiękne, bure kocięta oczekujące na nowe domy. 
Są fani rudych i szylkretów, dymnych i tych najrzadziej spotykanych w taby. Kocięta, które Matka Natura w takie futra ubrała, mają zapewniony bilet przyjęcia wszędzie, natomiast zakaz najczęściej dotyczy chorych, zakatarzonych i tych, którym trzeba amputować łapkę czy chore oko. Grzybiczne czy zaświerzbione też z automatu mogą liczyć tylko na wilczy bilet.
Nie oceniam pracy innych, każdy działa według własnych zasad, priorytetów i wytycznych. Ale lubię jasne i klarowne sytuacje, mam świadomość jak nie fair zachowują się niektóre organizacje.
Te koty, którymi opiekujemy się w aż takiej liczbie, są wypadkową empatii i cholernej uczciwości. Nie umiem zostawić opiekunów bez opieki, bez wsparcia, bez pomocy, a często bywa, że jesteśmy faktycznie jedyną deską ratunku.
 
Kiedy atmosfera zrobiła się gęsta, dziewczyny zaczęły wyczuwać moją lekką nerwowość, bo powiedzmy sobie szczerze, 100 kociaków w różnej kondycji zdrowia, to jest jednak ogromne finansowe obciążenie, Basia stwierdziła: "Szefowa, musimy porozmawiać, mam pomysł. Jest nowy portal społecznościowy..." I wprowadziła mnie w temat.
W mig zrozumiałam, że to może być dla nas fajna szansa na pozyskiwanie pomocy, darów, sympatyków i konkretnego wsparcia.
Są bazarki na fejsie, mogą zaistnieć też na Instagramie. Nie boję się nowinek, wręcz przeciwnie, lubię nowe wyzwania, bo to zawsze odświeża głowę, zmusza do nauki i inspiruje pozytywnie.
 
Zespół, który zaczął promocję FKM na Instagramie, jest na tą chwilkę niewielki, pracuje duet Olga i Basia, ale radzą sobie dość dobrze - reklamują kociaki, akcje na siepomaga, zaczynają wprowadzać gadżety bazarkowe. Drobnymi kroczkami budują społeczność życzliwą Kociej Mamie, zachęcając do pomocy i wsparcia.

A ja cóż, po raz kolejny jestem dumna, że troska o dobro i finanse Kociej Mamy nie jest przyporządkowana wyłącznie szefowej, że faktycznie razem troszczymy się o dobrą kondycję, dbamy o stabilność pracy, że nie jestem sama z kłopotami, że zawsze mogę liczyć na moje dziewczyny.

Analizując ostatnie wydarzenia i  zachowania uważam, że Fundacja przeszła dość znaczną ewolucję w sposobie pracy. Obserwuję większą niezależność w podejmowaniu działań, osobiste zaangażowanie i odpowiedzialność wynikającą z przyjętych zobowiązań. 
 
 
Wpis: 4.09.2016