Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Z życia wzięte


O tej kotce usłyszałam od zaprzyjaźnionej weterynarz. Jakiś czas temu pojawiła się na pewnym podwórku powiększając bytujące w okolicy stadko. Mieszkańcy udostępnili dzikusom piwnicę jako schronienie i zapewnili pełne miseczki. Koty migrują, jest to sytuacja normalna, dlatego nikogo zbytnio nie dziwi, że czasem któryś futrzak nie odlicza się na karmieniu.
Czas płynął, zwierzę poczuło się tak pewnie, że postanowiło zostać na dłużej, widać znudziła mu się dalsza tułaczka albo najzwyczajniej nabrało zaufania do żyjących obok ludzi.Oni nawet nie przypuszczali, że kocie przeznaczenie połączyło ich losy.
Opiekunowie któregoś dnia spostrzegli, że kot dziwnie się zachowuje. Zmatowiało nastroszone futro, niby zwierzak zjawiał się regularnie na posiłki, ale odchodził zostawiając pełne miski. Bardzo zaniepokoiło ich to zachowanie, więc zaczęli szukać pomocy u służb mundurowych miasta, mając nadzieję, że przeszkolony patrol odłowi chore zwierzę i przewiezie na leczenie. Niestety nie podjęto interwencji.
Kot ewidentnie wymagał pomocy, sytuacja robiła się trudna. Ludzie nadal szukali wsparcia w znanych sobie organizacjach ale wszędzie odmawiano powtarzając te same argumenty: brak wolnych domów tymczasowych, kiepska sytuacja finansowa. Byli bezradni. Jakim cudem nie trafili wcześniej na Kocią Mamę zostaje tajemnicą.
Wrażliwość eliminuje bezradność, motywuje do działania. Zapominając o rozsądku, o bezpieczeństwie, nie myśląc o kosztach, opiekunowie złapali kotkę do kontenera i zawieźli do lecznicy, która prowadzi ich koty.

Kot okazał się kotką, ponad 10 letnią, w stanie ogólnym wskazującym na skrajne wycieńczenie: zęby fatalne, dziąsła rozpulchnione z okropną paradontozą połączoną z wydzieliną ropną. O zapachu, jaki wydobywał się z pyszczka zwierzaka, lepiej nie pisać. Do tego widoczny guz suka i konieczność operacji listwy mlecznej. Oględziny kotki przeraziły wszystkich. Zaczęto snuć domysły jak to się stało, że kot jest aż w tak fatalnym stanie. Kicia ewidentnie kiedyś była domową, jak długo się błąkała i dlaczego nagle powiększyła grono bezdomnych? Jak zwykle w takich sytuacjach pewne pytania zostają bez odpowiedzi. Koszty związane z jej leczeniem przerosły możliwości karmicieli. Przychodnia, w której przebadano kicię, to Zwierzętarnia, więc nie muszę wyjaśniać, jak potoczyły się dalsze jej losy.

Obecnie stan kotki jest stabilny, ale dalej walczymy o jej życie. 
Zęby zostały wyczyszczone z kamienia, a te najbardziej zniszczone same wypadły. Ropę z jamy ustnej i zatok płuczemy roztworem z antybiotykiem, podajemy kroplówki, witaminy i bardzo kaloryczną karmę, by wzmocnić cały organizm.
Nie można działać zbyt inwazyjnie, bo układ odpornościowy w sumie na tę chwilę nie spełnia swej normalnej funkcji.
Kotka ewidentnie była domową, świadczy o tym przebyty zabieg sterylizacji, lekarze z Vedmedu zoperowali tylko guz sutka i dokonali korekty listwy mlecznej.
Jakie rokowania? Na razie bardzo ostrożne, postępujemy niezwykle delikatnie z uwagi na wiek, stan ogólny i liczbę schorzeń.
Leki i zabiegi trzeba dozować, bo w przypadku, kiedy zachodzi konieczność ratowania życia, eliminuje się najpierw te infekcje, które mają wpływ na ogólną kondycję i zdolność przyswajania leków. W tym celu morfologia i biochemia krwi oraz próby wątrobowe wykonywane są systematycznie co trzy dni. Pozwala to określić jak szybko organizm reaguje na podane leki i czy terapia ustawiona jest właściwie.

Mija tydzień odkąd kotka trafiła pod opiekę Fundacji. Moja rola jak zwykle sprowadza się do konsultacji z lekarzami, nadzorowania leczenia i rzecz jasna zapłacenia za całą tę batalię mającą za cel uratowanie jeszcze jednego kociego życia. 
Dalszy los kotki został zabezpieczony w chwili, gdy przejęłam na nią opiekę. Mój warunek był jeden i nie podlegający dyskusji: Fundacja przejmuje całkowitą odpowiedzialność finansową, ale w zamian  dotychczasowi opiekunowie podpisują umowę adopcyjną. Kotka w takim wieku i tym stanie zdrowia nie ma praktycznie żadnych szans na adopcję. Mam świadomość presji, jaką wywarłam, ale przy tylu małych kotach, które buszują w naszych domowych kocich przedszkolach, przy tak licznym stadzie kociej młodzieży i dorosłych rezydentach, nie mam serca narażać schorowanej, 10 letniej kotki na niepotrzebne atrakcje z przekazywaniem jej pod inną opiekę. Trudno, postawiłam tych ludzi przed faktem dokonanym, świadoma, że za dobre serce, za zaangażowanie przymuszam ich do adopcji... 
W tym przypadku kieruję się wyłącznie dobrem kota, eliminując konieczność aklimatyzacji w nowym otoczeniu. Jak wyzdrowieje, wróci na dobrze znane miejsce i będzie jej łatwiej się odnaleźć, zgodnie z powiedzeniem, że nie przesadza się starych drzew.

Nie mnie oceniać sposób pracy innych, jednak z niepokojem rejestruję coraz więcej sygnałów, o tym, że prośby o pomoc do wyznaczonych przez urząd służb przekierowane są na społecznie działające organizacje.
Pragnę wyjaśnić, że w przypadku Kociej Mamy nie pracujemy w trybie kociego pogotowia ratunkowego. 
Każdą organizację obowiązuje działanie w myśl Statutu, a ja, mając świadomość, z jaką grupą osób przyszło mi budować mi Kocią Mamę, z takim zamysłem pisałam poszczególne jego punkty. Wyszłam z założenia, by cele i zadania były realne do możliwości, bo tylko wtedy można pracować bez zbędnych frustracji i poczucia winy. 
80 % zespołu Kociej Mamy tworzą kobiety aktywne zawodowo, więc praca musi być tak zdefiniowana, by nie kolidowała z obowiązkami podstawowymi.
Z tego powodu duży nacisk kładziemy na współpracę z opiekunami, dzieląc się umiejętnościami, wypożyczając sprzęt i przyjmując koty na leczenie oraz przygotowując potem do adopcji.
Niemożliwym jest oczekiwanie od fundacji działającej wyłącznie wolontariacko, by pracowała w trybie schroniska czy przytuliska. Od lat proszę, by każdy nawiązujący z nami kontakt, poświęcił kilka minut na lekturę Statutu i informacji jak pracujemy, jakie są nasze najważniejsze priorytety i zadania. Unikniemy wtedy wszyscy - zarówno wolontariusze, jak i opiekunowie kotów sytuacji konfliktowych, niepotrzebnych dyskusji i przykrości. 
 
Wpis: 20.10.2016