Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Z wizytą w Piotrkowie

 

Przynajmniej raz na miesiąc jako szefowa FKM jadę z wizytą do jednej bądź obu filii, jakie powstały, w Piotrkowie i Tomaszowie.
Praca w nich to przede wszystkim promocja, reklama i budowanie grupy.
Piotrków działa już drugi rok i jak na razie skupiamy się przede wszystkim na rozbudowie filii.
Jej działanie nadal oparte na dosłownie kilku najbardziej społecznych osobach, nie ma napływu nowych wolontariuszy. Stagnacja.
Taki stan trzeba zmienić i to koniecznie, bowiem pomimo małej ilości osób działających na rzecz kotów, promocja medialna jest ogromna i niewspółmierna do realnych możliwości grupy.
Nadal brakuje domów tymczasowych, osób pomagających w transporcie kotów czy sprzętu, ludzi wspierających działania, sponsorów, darczyńców.
Dobre chęci wolontariuszy już nie wystarczą. Trzeba zmienić radykalnie dotychczasowe zachowanie i wyjść do społeczeństwa z ofertą współpracy. Za mała jest promocja indywidualna, zbyt duże i błędne oczekiwania karmicieli kotów spowodowane przerysowanym wizerunkiem możliwości FKM na lokalnym terenie.


Prawda jest taka, że Łódź nie odpoczęła tej zimy. Koty przybywały do nas non stop.
Wolontariuszki z niepokojem oczekują wiosny, bo jeszcze nie wydałyśmy kotów jesiennych, a już się porodziły małe. Nie możemy w ten sposób pracować dalej.
Mogę zabierać do Łodzi trudne przypadki medyczne, wymagające specjalistycznych badań czy też operacji, ale nie mogę wymagać od wolontariuszy przyjmowania kotów piotrkowskich, to filia powinna zabiegać o swój rozwój, nowe domy i większe możliwości adopcyjne.
Już sam sprzęt nie wystarczy, ani wiedza i nauki z Łodzi.
Teraz trzeba zachęcić ludzi do działania, czyli wykonać taką samą pracę jak my kilka lat temu.

Jako szefowa nie mam podstaw by narzekać na brak pomocników czy osób wspierających mnie i Fundację w różnych sytuacjach.
Prywatnie wykonują oni różne zawody, pełnią rozmaite funkcje społeczne, ale łączy ich jedno: znajomość ze mną i miłość do kotów, co powoduje, że zawsze mogę liczyć na ich pomoc, doradztwo i wsparcie.


Sylwia, potocznie zwana Królikiem - przezwisko wzięte oczywiście od nazwiska - jest dziennikarką Tv Toya i poznałam ją na długo przed założeniem fundacji. Tak samo jak każdy miłośnik kotów, Sylwia ma oko i ucho wyczulone na kocie nieszczęścia. Sama ma kilka kotów, a Piotrków jest jej rodzinnym miastem, więc Sylwia pomaga mi w przekazywaniu do filii potrzebnych rzeczy.
Już niejeden kot przyjechał za jej przyczyną do Łodzi, niejedna kotka otrzymała pomoc, że nie wspomnę już o karmicielach.


Tym razem byliśmy z wizytą w komórce w bloku, gdzie mieszka mama Królika. Tam, w świetnych warunkach, pod opieką lokatorów, biało bura kicia wychowuje swoje maleństwa.
Szczęśliwym trafem na miejscu spotkaliśmy opiekunkę kotów, która jak się okazuje, ma już osoby chętne na adopcję maluchów, kiedy tylko będą mogły być odłączone od matki.
Zajmie się też przy naszej pomocy sterylizacją matki i kastracją dwóch kocich adoratorów, którzy rezydują nieopodal.

Teraz poświęcę więcej czasu na zdobywanie nowych wolontariuszy. Może dobrym na to sposobem będą lekcje edukacyjne, prelekcje w szkołach i spotkania na festynach.
Zobaczymy.


Internet jest pomocny bardzo w komunikacji, przesyłaniu wiadomości, docieraniu do potrzebnych informacji, ale najważniejszy jest kontakt personalny, porozumienie jakie można nawiązać z karmicielem nie posiadającym komputera, a mającym na uwadze dobro kotów.
Pewien etap rozwoju filii został już zamknięty, teraz zaczynamy kolejny, co z tego wyniknie, życie pokaże.

 

Wpis: 12.04.2012