Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Z cyklu niespełnione obietnice


- Do pani zdobyć numer telefonu graniczy z cudem - usłyszałam wyrzut zamiast powitania.
- Tak, wiem o tym, ale czy to panią dziwi? Dziewczyny chronią moją prywatność, są świadome moich obowiązków i braku czasu, zresztą są mądre i kompetentne. Nie ma potrzeby od razu mnie angażować w każdy fundacyjny problem - poszła automatycznie riposta.
- Pani Izo - dziewczyna złagodniała - komendant Straży Miejskiej nieźle się namęczył, by zdobyć do pani kontakt, mamy problem, jest pani która opiekuje się stadem liczącym 13 kotów. Sąsiedzi zgłosili prośbę o interwencję, wie pani jacy są ludzie... Szkoda tych kociaków oddać do schroniska...
- Żyjemy w wolnym kraju, każdy może mieć kotów ile chce, jeśli tylko nie zaburza życia innych lokatorów. Ja nie mogę ingerować wbrew woli właściciela - wyjaśniam.
- Ale ta pani chce pomocy, zresztą powiedziałam jej, że spróbuję jej jakoś pomóc... wiem, że FKM jest skuteczna... Kociaki są małe, domowe, jest ich 13, pani czeka na telefon, mogę liczyć na pomoc?
Zapisuję adres, nazwisko, numer telefonu... 
Dzwonię. Kobieta niezwykle miła, chętna do współpracy, coś w jej głosie nie pozwoliło mi być zbyt twardą i pouczającą. Umawiam się na odbiór kociaków.
Kolejny ruch to telefon do Karoliny. 
- Dawno razem nie pracowałyśmy.
- Super pojeździmy po Łodzi, nagadamy się do bólu, cieszy się dziewczyna.
Oprócz koszyków na kociaki, instynkt kazał mi przygotować wyprawkę. 
 
Poniedziałek, te zawsze są niezwykłe, szczególnie, kiedy z Karoliną mam jakąś interwencję.
Nie popełniłam błędu zabierając kocie jedzenie i żwir.
Pani środki finansowe ma niezwykle skromne. Jest jakby nieobecna podczas rozmowy z nami, zdumiona, zadziwiona, niedowierzająca. Nosi wraz z nami ciężkie torby i milczy jakby się bała, że te dary zaraz znikną, prysną jak bańka mydlana, boi się z nich cieszyć.
Widzę jej zmieszanie, niedowierzanie.
- Jak tyle kociąt udało się pani nazbierać? - pytam.
- Okociły się trzy kotki z działek, było zimno... Pewne panie z innej organizacji dały mi obietnicę, że pomogą w adopcji, wspierało też mnie pewne małżeństwo, ale wyjechali do pracy za granicą. Ci co zostali, przestali odbierać telefony, a kociaki rosną... Są z marca, czas niestety płynie.
- No dokładnie jeszcze moment, a będą "zbyt stare" jak na tę porę do adopcji, trafiła pani na Kocią Mamę w idealnym momencie - stwierdza Karolina.
- Ja nie trafiłam - mówi z wolna - Wy mi pomagałyście w ubiegłym roku, pani płaciła za operację postrzelonego kota, uśmiech w moją stronę. Byłam w szoku, bo nawet pani nie robiła wywiadu, nie wyznaczała spotkania na ustalenie szczegółów, zgłosiłam kota i pomoc otrzymałam... To takie nietypowe dla tradycyjnych działań, znalazła mu dom... Wiecie panie, ja poprosiłam Straż Miejską, by się za mną wstawiła u Kociej Mamy.
- Szefowa ma wyczucie do ludzi, rzadko się myli - wyjaśnia Karola. Postępowanie było typowe, skierowana została pani z kotem do właściwej osoby, problemem zajęli się lekarze i oni odpowiadali za dalsze działanie. My nie mamy czasu na prowadzenie każdego opiekuna na rękę, ufamy naszym weterynarzom, są świetnymi fachowcami.
- Faktycznie, wy jakoś dziwnie działacie.
- Niepotrzebnie pani zwlekała, jest strona internetowa, jest kontakt, proszę w przyszłości szybciej reagować. Karolina, szkoda czasu, pakujemy koty! - znowu odzywa się we mnie szefowa.

Kociaki - cały bukiet i do tego niezwykle barwny - pojechały do Przychodni Zwierzętarnia.
- Ile ich macie? - pyta Małgorzata.
- 13.
- Rety, a miało być 11! 
- Które 2 miałam tam zostawić? - pytam ze śmiechem, lepiej zabieramy się do roboty, trzeba je przejrzeć, odrobaczyć, na moje oko nie są zdrowe. Plus w tym wszystkim, że są miłe, łagodne i ładnie umaszczone. 

 Szczęśliwa trzynastka niestety była chora, każdemu kociakowi coś tam dolegało. Generalnie każdy posiadał w swym ciele jakieś żyjątka w postaci pchełek i świerzbowca, oprócz tego mają początki nadżerek na językach czyli rozwijała się kaliciwiroza, oczy ewidentnie zmienione kocim katarem. Infekcje w jeszcze łagodnej formie, ale była już wyraźna potrzeba leczenia czyli interwencja w samą porę.

Przychodnia Zwierzętarnia solidne raz dziennie meldowała: 
- Kociaki okupują największą klatkę, miski non sto puste, co za łakomczuchy... Kuweta traktowana jako wielka plaża, drewienka na razie służą za zabawki. Mamy co robić z nimi, przynoszą dużo radości, pracy i atrakcji.
- Spokojnie Ola, syndrom głodu minie, podawaj jedzenia do oporu, przecież są bardzo drobne. Kuwetkowania też się nauczą, tam siedziały w wannie, kociej toalety nie zauważyłam, ale szczerze mówiąc, nie bardzo się rozglądałam.
Środa, tym razem Gosia donosi:
- Rozłożyłam kociaki na dwie klatki - według podawanych leków.
Czwartek, tym razem trafiłam na Tomka, relacja brzmi: 
- Dziewczyny - myśli o pracujących lekarkach - mają mniej pracy, kocięta zrozumiały do czego służy to pudło z drewnem. 
Piątek: Iza, możecie zacząć zabierać maluchy! 

Do dziewcząt napisałam: uwaga odkacamy Zwierzętarnię, do zabrania smarków nominuję Darię, Renatkę i Dankę. Każda zabiera 3, nie mam żadnych sugestii, wybierajcie kolorowe, bo czasem ludzie adoptują parami, nie zawsze chcą dwa bure czy czarne.
Teraz maluchy już okupują domy tymczasowe, kocie przedszkola zaczęły działać pełną parą i po raz kolejny sprawdziło się moje twierdzenie, że największa bezdomność ukryta jest za zamkniętymi drzwiami i gdyby nie nadgorliwi sąsiedzi, pani nadal by trwała w marazmie spowodowanym niemocą, brakiem skuteczności, a przede wszystkim ludzkiej odpowiedzialności za złożone obietnice. Kondycję i wiarygodność firmy, a organizacje prozwierzęce takimi przecież są również, buduje się każdego dnia poprzez traktowanie karmicieli i opiekunów zwierząt. Nie można mamić ludzi, dawać im nadziei na wsparcie, jeśli nie ma się pomysłu na adopcję i właściwych środków.
Zabierając jednego dnia 13 kociaków miałam świadomość wielkości kosztów, jakie będę musiała przeznaczyć na tą interwencję. Leki, żwirek i karma to tylko część z nich, do tego dodać trzeba wyposażenie kocich przedszkoli oraz ewentualne szczepienia, gdy maluchy dojdą do właściwego wieku.
Cieszę się, że sympatycy Kociej Mamy, przyjaciele fundacji, wspierają mnie poprzez drobne nawet datki. Razem sprawiamy, że chociaż częściowo jesteśmy w stanie poprawić opinię krążące w środowisku kociarzy o działających organizacjach. 

Wpis: 18.05.2015