Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Z cyklu adopcyjnie od kuchni


Cechą charakterystyczną pracy dla Kociej Mamy jest rozwój i kreatywność. My nigdy nie osiadamy na laurach, obca nam stagnacja. Sądzę, że taki sposób działania jest wypadkową moich cech charakteru i predyspozycji do zarządzania ludźmi.
Do bycia szefową trzeba mieć serce, ale być także stanowczą, sprawiedliwą i rzeczowo oceniać sytuację. Nie można się kierować sympatiami, patrzeć przez palce na potknięcia wolontariuszek, które się bardziej lubi. By zespół pracował efektywnie, musi mieć wewnętrzne przekonanie i pewność, że Szefowa nie zmienia zdania jak w kalejdoskopie i wszystkich ocenia według takich samych kryteriów. 
Kiedy zdecydowałam się na szczepienie wszystkich kotów będących pod opiekę Fundacji, miałam świadomość, jak duże jest to obłożenie finansowe. Jednak już przyszła pora, by wprowadzić kolejne zmiany poprawiające jakość naszej pracy.
Kociaki zbyt małe na szczepienia profilaktyczne oddawane są do adopcji z książeczkami zdrowia, odrobaczone, wolne od pasożytów i całkowicie zdrowe.

Zawsze podstawą adopcji jest rzetelna informacja o faktycznym stanie kota, o ulubionych przysmakach, cechach charakteru, potrzebach i ograniczeniach wynikających z  jego zachowania . 
Dla kotów mieszkających dotąd na działkach bądź wolności, z uwagi na ich chęć i potrzebę biegania po dworze, sugerujemy domy z ogródkiem bądź bezpieczną przestrzenią. Koty kalekie natomiast wymagają domów zamkniętych, to samo dotyczy tych zbyt ufnych, przyjaznych ludziom.
Decyzję oddania kota nowemu opiekunowi podejmuje opiekunka domu tymczasowego. Moja rola sprowadza się tylko do doradztwa bądź konsultacji,jeśli istnieje taka konieczność.
Wiem jak trudno rozstać się z kociakiem, który mieszka z nami tymczasowo, bo sama od zawsze mimo zakazów całej Fundacji, uwielbiam być opiekunką, szczególnie kocich smarków.
Moje kocie przedszkole w tym roku gości same zdrowe, piękne kociaki. Kolory mają różne, były tęczowe trikolorki, przecudne bure, puszyste czarne kuki, szaro białe i czarno rude. Nawet głuchy biały z dłuższą sierścią do mnie zawitał.
Wszystkie są miłe, łagodne, czyste przykładnie i  pro ludzkie, bardzo szybko znajdują drogę na moje kolana wdrapując się po nodze, takie małe spryciule. 
Koty są mądre, potrafią zawładnąć naszym sercem, zjednują sobie ludzi i stają się naszymi kochanymi pieszczochami.
 
Ludzie chętni na adopcję zgłaszają się różni. Przeważnie nie mają większych wymagań niż to, by kociak był czysty, miły i kontaktowy. Kolory raczej są im tak na prawdę obojętne, bo bywa, że  dzwoni ktoś z ogłoszenia o bure kociaki a w efekcie do domu wraca z czarnym albo jakimś kolorowym. Nie ma reguły ani norm, jaki kociak ujmie nas i zauroczy. Z tego powodu proponuję wizytę przedadopcyjną, by uświadomić skalę potrzeb i obowiązków, które automatycznie stają się nam przypisane, kiedy futrzak zostaje domownikiem.
Mój instynkt  zawsze dobrze mi doradza, nawet jeśli świadomie odrzucam jasną podpowiedź z głębi głowy, że ta adopcja nie będzie dobra, bo oceniając realnie potencjalnego opiekuna nie mogę powiedzieć: "Nie dam pani kota bo mam takie przeczucie, że nie jest to dobra decyzja." Można zrobić drugiej osobie przez niedelikatność krzywdę.
 
Tym razem po małą, śliczną Sówkę, puchatą burą kulkę, którą przekazał mi wolontariusz z Szadku, zjawiła się dziewczyna. Niby wszystko było na pierwszy rzut oka z nią w porządku, ale jednak coś nie dawało mi spokoju. Taka była nadpobudliwa, jakaś rozchwiana. Nie miałam podstaw, by odmówić przekazania kota, podpisała umowę, miała pudełko z kocykiem, dała wsparcie na Fundację, wysłuchała ze skupieniem o żywieniu i pielęgnacji małej i pojechali do domu. Wieczorem otrzymałam sms z kotką śpiąco słodko i słowa: "Dziękuję pani Izo za Lusię, jest słodka. Pozdrawiam, Ania."
- Pomyliłaś się na szczęście kobieto - skarciłam sama siebie i zajęłam się pracą.
 
Rano rozdzwonił się telefon.
- Całą noc nie spałam, mała się drapała, trzepała uszami, warczała, nie dała się dotknąć - dziewczyna rozgoryczona opowiadała -Czytałam w internecie, że ma pewnie uczulenie ja karmę, albo pchły bo się tak drapie, mnie też wszystko już swędzi... Co ja mam robić proszę Pani?
- Pojechać do klinki, która ze mną współpracuje, pokryję koszt wizyty - odpowiedziałam spokojnie.
 
Rozmowa z lekarką potwierdziła moje najgorsze obawy. Dziewczyna jest nieodpowiedzialną neurotyczką. Kotka ma resztkę świerzbowca w uszach i ślady po pchłach, ale ich samych nie. To działo się w niedzielę około godziny 11. O 16 otrzymałam sms: "pchły skaczą po mnie, po narzeczonym..."
Tu mój spokój i opanowanie dostały  wolne. Chwyciłam za słuchawkę:
- Proszę natychmiast oddać mi Sówkę!!!
- Będę po 18!
- Nie, natychmiast i to już!
 
Przyjechała w ciągu pól godziny. Zakutana w jakieś szale, totalnie schowana, jakaś skurczona, pochylona. Kiedy miałam na ręku Sówkę, która natychmiast zaczęła mruczeć i tulić się do mnie, nie wytrzymałam.
- Pani nie polecam ani zwierząt, ani dzieci. To żywe istoty, czułe, wrażliwe. Proszę kupić sobie pluszaka. Napisałam już maila do Fundacji. Proszę nie liczyć na żadnego kota od nas. Sugeruję wizytę u lekarza, ktoś powinien pani pomóc. Oto pani wsparcie - oddałam pieniądze...
- Pani Izo, proszę nie... - Dziewczyna skuliła się jeszcze bardziej...
- Tak łatwo nie ma... Nie ze mną. Szarpię się z głupimi ludźmi społecznie, nie uciszy pani swojego sumienia... 
 
W domu Sówka najpierw pobiegła do kuwety, potem opróżniła miski, wskoczyła na mój fotel i grzecznie spała do rana.
Zastanawiam się, po co ludzie nam i sobie fundują takie emocje? Dziewczyna od ponad miesiąca biega za kotem po całej Łodzi, była w schronisku, u jakieś pani z innej fundacji gdzieś na Bałutach, gdzie rzekomo koty mieszkały w szafie, dzikie, wypłoszone...
Ale jak wierzyć w jej relację, kiedy z mojej łagodnej Sówki zrobiła zarobaczoną zapchloną agresywną kotkę?
Co ma w głowie taka osoba? Po co wymyśla te niestworzone historie?
Uważam, że osoby chcące posiadać żywe zwierzę, powinny przechodzić testy, żeby wyeliminować takie sytuacje. Sówka na szczęście chyba się zbyt mocno nie przejęła chwilową zmianą otoczenia, nadal jest pogodna, ufna, sympatyczna.
 
I tak to wygląda adopcyjne życie od kuchni. Przychodzą różni maniacy: wypraszałam już ze swego domu pannę, która mierzyła rudemu kocurkowi długość białych skarpetek na przednich łapkach, panią, która sprawdzała przy lustrze, czy jej kociątko pasuje do karnacji, pana, dla którego czarny nie był dość czarny i starszą panią, która powiedziała, że kotka jest brzydka. Oni wszyscy uważają, że ich skrzywdziłam...
Trudno. Muszą żyć z tą świadomością, że ktoś nie godzi się na maskowanie ich kompleksów kosztem kota!
 
Wpis: 25.11.2014