Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Współpraca z Urzędem Miasta


Kilka lat temu, zaraz na początku działania Filii Kociej Mamy w Piotrkowie, zaproszono mnie na rozmowę o ewentualnym wspólnym działaniu Fundacji i Urzędu Miasta w zakresie edukacji dzieci przedszkolnych i młodzieży szkolnej. 
Ustalenia poczynione ponad 5 lat temu do dnia dzisiejszego określają zakres zobowiązań. które musi wykonać Kocia Mama by mogła liczyć na przeznaczone na ten cel pieniądze z budżetu miasta. 
Całość zlecenia opiewa na 1000 zł, kwota wypłacana jest w dwóch transzach po każdym półroczu. Naszym obowiązkiem jest przeprowadzenie dwóch spotkań w ciągu pół roku w placówkach wybranych przez siebie, mamy w tym temacie całkowitą dowolność.
Pamiętam, kiedy poszła fama w mieście, że jakaś tam Kocia Mama edukuje dzieci, zbiera karmę dla kotów i jeszcze za to ma jakieś w domyśle ogromne pieniądze z Urzędu Miasta. Organizacje lokalne podniosły larum, zaczęły się wykłócać, że one też chcą brać udział w tym programie.

Pani z Urzędu zadzwoniła pytając mnie o zadnie, a moja opinia zaskoczyła ją kompletnie. "Bardzo się cieszę. Jestem zdania, że w edukację powinni jak najbardziej włączyć się  miejscowi kociarze. Możemy podzielić się pracą. Mnie z Łodzi jest trochę ciężko non stop organizować edukację, koty źle znoszą podróż i nie zawsze jesteśmy dyspozycyjne. Musimy pamiętać, że to jednak wolontariat a my jesteśmy czynne zawodowo."

Minęło kilka lat i jaki teraz wyglądają zajęcia w mieście? Powiem z przykrością, że nadal monopol i wyłączność na kocie opowieści, na uczenie miłości i szacunku do kotów ma niestety moja Fundacja. Pieniactwo zawsze ma krótką karierę. 

Do pracy z dziećmi trzeba mieć dużo serca, być odpowiedzialnym i przede wszystkim szalenie konsekwentnym. 

Sytuacja  na dziś wygląda następująco: my bez awantur, zamieszania i wygórowanych żądań spełniamy swe zadania. Przyjmujemy zaproszenia do szkół, przedszkoli nie odrzucając żadnego, dla nas liczy się cel inny, kompletnie niewymierny, my zmieniamy świadomość.

Zajęcia w przedszkolu katolickim Renata jak zwykle zapisała w kalendarzu czas jakiś temu. Im bliżej wyjazdu, tym większe schody z obstawą ekipy, a już największe miałyśmy jak zwykle z tansportem.

Jesień z czym nam ona się kojarzy? Oczywiście kolorowe liście, kasztany, grzyby i orzechy.
Smaki, zapachy, kolory.
Ale też deszcz, słota, szaruga i wiatry co za tym idzie katary i okropne kaszle. Choruje połowa dziewczyn w Fundacji. Jak zwykle odpowiedzialne, świadome, że dzieci czekają, patrzymy jedna na druga i podejmujemy decyzję: same jedziemy.
Telefon do Jaśminy: ratuj sytuację, mobilizuj nasze fundacyjne młodziaki.
 
Z taką przyjemnością dawno nie prowadziłam zajęć. Miłe, zasłuchane w moje opowieści dzieci, równie zafascynowane ich panie. Raz tylko zadałam pytanie o to ile mam czasu jeszcze do dyspozycji?
- Przedszkole jest do 17 otwarte z przyjemnością będziemy Was gościć, zrobimy świeżą kawę - padło w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się do nich:
- Dziękuję, jest mi miło, ale jeszcze muszę popracować, dla mnie to też wolontariat.
- Sądzimy raczej, że dla pani to pasja.
- Tak, pasja i miłość w jednym. Kocham koty, ale też bardzo lubię dzieci. Jedne i drugi garną się do mnie.
 
Wiem, że po raz kolejny zburzyłam mit kociary. Pokazałam inną fundację. Śliczna i miła Prezesowa, młodzież roześmiana, bezpośrednia, kompletnie bez skrępowania czy też  sztucznego dystansu prowadząca zajęcia wspierając Szefową. Wrażenie zrobiłyśmy standardowo bardzo pozytywne, najbardziej jednak zaskoczyły i zdumiały panujące między nami relacje.
- Ma pani rękę do dzieciaków,  tych swoich i naszych. Pierwszy raz siedziały tak skupione, jakby były zaczarowane.
- Też jestem zadowolona, bardzo ładnie dziś pracowały i sądzę, że dużo wyniosły z kociego spotkania.
 
Cóż, są takie dni, które zanoszą się fatalnie, wszystko niby się nie układa, nie klei, grozi katastrofą i totalnym niepowodzeniem a jednak kończą się świetnie. Mimo deszczu i zmęczenia, nastrój jest znakomity. Dlaczego tak się dzieje?
Bo miałyśmy przyjemność pracować w otoczeniu miłych, życzliwych nam ludzi, czułyśmy sympatię, uznanie, szacunek. Niby niewiele a jednak dużo. Z przyjemnością tam wrócę.
 
Wpis: 22.12.2015