Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Współpraca nie zawsze kończy się sukcesem

  • Inez wraz z Agatą
    Inez wraz z Agatą
  • podpisywanie umowy
    podpisywanie umowy
  • Inez w nowym domu
    Inez w nowym domu
  • Inez w nowym domu
    Inez w nowym domu
  • kociaki w Tomaszowie
    kociaki w Tomaszowie
  • kociaki w Tomaszowie
    kociaki w Tomaszowie

 

Na dobrą pracę fundacji i komunikację między filiami wpływ ma przede wszystkim przepływ informacji.
Już dawno wszystkie osoby tu pracujące przestały myśleć o działaniu w oparciu o dobro tylko tych kotów, które mają pod swoją opieką.
Brak rywalizacji i wzajemne wsparcie pozwalają osiągać coraz to lepsze efekty.
Tym razem złożyło się tak, iż  jednocześnie Łódź i Tomaszów powiązane zostały za sprawą kotów.


Osoba mająca już od nas koty, zapragnęła zaadoptować Inez, natomiast koordynatorka Tomaszowa - Iza poprosiła o pomoc w przejęciu opieki nad trójką maluchów odebranych z tamtejszego schroniska, a pielęgnowanych przez osobę znaną lokalnym kociarzom od lat.
Problem był jeden: brak transportu.

Dwie Asie zgodziły się pojechać w niedzielne przedpołudnie z misją fundacyjną.
Niby prosta sprawa, a przyniosła nam wiele niepotrzebnych emocji.
O ile pierwsze spotkanie - to adopcyjne -  przebiegło bez problemów: kotka bardzo się spodobała domownikom i zaaklimatyzowała się prawie natychmiast w nowym otoczeniu, tak podczas wizyty w sprawie maluchów, już wyniknęły problemy.

Pani przekazująca koty pod opiekę FKM  była bardzo rozczarowana, że szefowa fundacji nie była uprzejma przyjechać po nie osobiście.
Przysłała natomiast dwie, "mało odpowiedzialne" dziewczyny.

Kociaki jednak powierzyła ich opiece, ale  już wieczorem zaczęły się problemy.

Najpierw pani długo i bardzo nieuprzejmie rozmawiała o całej sytuacji przekazania kociąt z Izą w Tomaszowie, potem napisała wiadomość do mnie, szefowej, w formie wymówek i pretensji.
Cóż, nie widziałam najmniejszej potrzeby, żeby brać udział w tej wyprawie.
Jedna Asia jest domem tymczasowym, z którego adoptowała już kilka kotów, więc ma w tym zakresie doświadczenie, a druga Asia jest rewelacyjnym kierowcą i jej zadanie polegało na bezpiecznym przewiezieniu kociąt.

Kociaki przyjęła pod opiekę Magda, która uczy się na technika weterynarii i po podłożeniu maluszków dwóm kotkom, czuwała nad ich bezpieczeństwem.
Kotki maluchy przyjęły jak swoje, a dla mnie zaczęło się piekło.
Pani, która poprosiła o przejecie kotów, nagle zaczęła wysuwać żądania. Domagała się przesłania jej natychmiast bieżącej dokmentacji fotograficznej nieomalże z każdej godziny życia kociąt.
Miała narażać na stres kotki matki, ryzykując odrzucenie kociąt i robić zdjęcia non stop.


Nie wiem na jakiej podstawie pani nabrała podejrzeń i wysnuła teorię o krzywdzeniu maluchów, fakt jest niezaprzeczalny, że pomimo moich wyczerpujących odpowiedzi mających na celu uspokoić dotychczasową opiekunkę, efekt był kompletnie inny.
Pani słała mi raz za razem wiadomości obrażające nie tylko mnie personalnie, ale i moje wolontariuszki.
Największym, zdaniem pani, argumentem na poparcie jej teorii, był zbyt niski wiek moich wolontariuszek.
Cóż, nie pomogły żadne moje tłumaczenia. Dla tej opiekunki każdy, kto jest od niej młodszy, jest po prostu głupszy, ja najwidoczniej też!!!

Dodam, że kocięta po dwóch tygodniach pobytu z matkami, teraz są już samodzielne, uczą się czystości i do adopcji będą gotowe, kiedy wyleczymy im świerzb wylewający się wprost z ich uszu.

Nie muszę wyjaśniać, że jak na taką  "specjalistkę w chowie kotów" przekazanie nam kociąt w tak złym stanie jest karygodne, ale nie po raz pierwszy mam do czynienia z opiekunami, dla których najważniejsze jest tylko i wyłącznie jedzenie. Leczenie i podstawowa profilaktyka nadal uważane są za fanaberie młodych, głupich kobiet.

 

Wpis: 20.06.2012