Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Wiosenny wysyp

 

Kociaki o tej porze trafiają do nas w trojaki sposób.


Pierwszy i najczęściej spotykany to przyjmowanie miotów po dzikich kotkach od karmicieli, którzy z różnych przyczyn nie są w stanie się nimi zająć.
Procedura jest zawsze taka sama, kiedy mija 6 tydzień życia malców, rozłączamy je z matką, doswajamy, zakładamy książeczki i szukamy nowych opiekunów. Dzieje się to dlatego tak wcześnie, bo kocięta, jeśli nawet nie miały dotąd kontaktu z człowiekiem, to w tym właśnie czasie ich życia, bardzo szybko jesteśmy w stanie nauczyć je czystości i prawidłowego zachowania umożliwiającego im adopcje. Nikt bowiem nie marzy o kocie brudasku czy też mieszkającym pod szafą i uciekającym w popłochu przed opiekunem. Często małe kocięta są adoptowane aby dziecko miało przyjaciela i wtedy niezmiernie trudno jest wytłumaczyć, czemu ukochany kotek siedzi na szafie, albo unika kontaktu.


Niekiedy kocięta trafiają do nas w wyniku naprawdę desperackich zachowań opiekunów, pragnących uratować je przed śmiercią i czasem robimy wyjątek pomagając w adopcji kociąt domowych.
Nie jesteśmy od oceniania. Życie jest pełne niespodzianek i sytuacji, na jakie nie jesteśmy przygotowani. Jeśli zdarzy się tak, że urodzą się niechciane kocięta, to nie ma sensu ich usypiać czy też topić, jak czynią niektórzy, my zawsze staramy się nawet w najtrudniejszych sytuacjach znaleźć rozwiązanie najkorzystniejszego dla każdego, a dla kota szczególnie.
Jest tylko jeden warunek, pomagamy tylko raz w adopcji kociąt, potem opiekun zobowiązany jest zabezpieczyć kotkę przed dalszymi ciążami nie poprzez podawanie hormonów, tylko radykalnie, sterylizując ją. Jest to jedyne słuszne i prawidłowe postępowanie.


Trzecia, najbardziej przykra jest konieczność przyjmowania kociąt, kiedy pozostają same bez matki.
Kiedy maluchy są już samodzielne i jedzą, to nie jest żaden problem, gorzej jest w przypadku, kiedy musimy przejąć za kotkę pełnienie jej funkcji.
Oprócz karmienia, masujemy brzuszki, myjemy pupki.
Nie mamy wpływu na wypadki lokomocyjne czy zdarzenia losowe. Giną wszyscy, koty też.
Zajmujemy się wtedy sierotami, każdego dnia wpisując w plan zajęć czynności związane z bycia matką zastępczą.
Dzięki bardzo nowoczesnemu inkubatorowi walka o życie maluchów bardzo często kończy się sukcesem.
Jest to dla nas kolejny powód do dumy i radości.


Karmicielka z ulicy Szkolnej w Piotrkowie znalazła 4 małe kocięta. Co się stało z ich matką, nie wie nikt. Kotka sama nie porzuca zdrowych trzy tygodniowych maluchów.
Samochód, pies a może kompletnie inna przyczyna, nie zgadniemy.
Pani opiekowała się kociętami dopóki tylko mogła, potem poprosiła o pomoc FKM.
Teraz małe stadko trafiło do Martynki, wolontariuszki w Piotrkowie.
Pobędą u niej do momentu adopcji albo przekazania do Łodzi.

 

Są dwa kocurki i dwie koteczki. Miłe i rozbawione przez starszą panią, która bardzo rzadko opuszczała dom, z uwagi na stan zdrowia.
Maluchy z pewnością były dla niej radością, ale teraz są już zbyt ruchliwe i wszędobylskie.
Cieszy mnie, że było pełne zrozumienie opiekunki  kociąt dla sposobu naszej pracy.
Mam nadzieję, że w Piotrkowie zmienimy formę komunikacji społeczeństwa kociarzy z wolontariuszami i pomału wprowadzimy w życie zasady jakie w Łodzi promujemy od lat.Tylko współpraca i wzajemna aktywność daje nam możliwość przeprowadzania czasem trudnych interwencji.

Fundacja to instytucja oparta na aktywnych ale i kreatywnych osobach, od lat edukujemy ale i uaktywniamy opiekunów. Tylko takie zachowanie pozwala na prawidłowe działanie, jednocześnie na rozwój i poszanowanie naszego życia rodzinnego, prywatnego i zawodowego.
Nie chcę, żeby mimo ogromnej miłości jaką mam dla kotów, zdeterminowały i zaburzyły one życie mnie czy komukolwiek.
Zawsze dla mnie najważniejszy jest rozsądek i rzeczowa ocena sytuacji.

 

Wpis: 26.04.2012