Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

W letnim tempie


Kiedy jest czas edukacji, wtedy wszystkie biegamy jak opętane, bo do typowej, codziennej, fundacyjnej pracy, dochodzą jeszcze spotkania szkoleniowe, jak być dobrym kocim opiekunem, co wolno, a co jest bezwzględnie zabronione. Renata, która koordynuje kocimi ekipami, dwoi się i troi ustalając składy. Kiedy już panika sięga zenitu, bo termin się zbliża niebezpiecznie, a nadal brakuje składu, poddając się pisze: Szefowa czarno to widzę...
Wtedy wkraczam do akcji. Patrzę na listę tych najaktywniejszych, orientuję się na ile która dziewczyna jest dyspozycyjna, czy może sama sobie ustalić czas wykonywanych zadań i nominuję, jak to nazywam żartobliwie, na wizytę edukacyjną. Pożar zostaje ugaszony, Renata oddycha spokojnie, a to, że Emilka czy Maryla nie są do końca szczęśliwe, że spadło na nie nieoczekiwane zajęcie, pomijam milczeniem, musimy być jako fundacja monolitem. Skoro jest termin, musi odbyć się i wizyta, to jest pierwsza i najważniejsza zasada  naszej wiarygodności i autorytetu.
 
Kiedy trwa rok szkolny, mam mniej czasu na udział w kiermaszach. Każdy wie, że trudno mi czasowo ogarnąć wszystkie projekty, które są udziałem Kociej Mamy. Ale kiedy nadchodzi lato, tempo jest wolniejsze i ja się włączam w uliczne sprzedawanie. 
Po co to robię? Przecież nie z nudy, ale z potrzeby bycia z ludźmi. Znają mnie prawie wszyscy, bo tyle lat działam już na rzecz bezdomności, że trudno się dziwić popularności. FKM dawno przestała być jedną z wielu, które funkcjonują w Łodzi. Jesteśmy raczej tymi, które non stop coś wymyślają, jakby nie mogły się tylko ograniczyć do adopcji kociąt i łapania dzikich. Wiecznie coś wymyślają, wprowadzają, zgłaszają nowe pomysły i projekty, jakby je omotał jakiś duch niespokojny, który ciągle podsuwa im nowe pomysły, niekoniecznie dotąd wpisywane w działanie organizacji prozwierzęcej. Dziwne są te wolontariuszki i nieprzewidywalne jak ich szefowa i mentorka, nigdy nie wiemy kiedy, jak i czym zaskoczą lub zadziwią, takie to są nietuzinkowe kobiety.
 
O cyklu Kiermaszy Rzeczy Ładnych słyszałam pochlebne recenzje, ale pochłonięta inną pracą nie miałam kiedy sama uczestniczyć w ani jednym. Mijały miesiące dziewczyny z uwagą śledziły kolejne edycje, bardzo chętnie brały udział, widząc efekty w fundacyjnej kasetce z pieniędzmi. Daria pilotowała każde pojawienie się ekipy fundacyjnej na najdłuższej ulicy w Łodzi, zmieniała skład oferowanych do sprzedaży gadżetów biorąc pod uwagę odwiedzającą stoiska klientelę.
 
Któregoś dnia wreszcie i ja znalazłam chwilkę i pojechałam z Izą zmienić Marylę i Darię. Bardzo szybko zrozumiałam dlaczego dziewczynom tak przypadły do serca te jarmarki na Piotrkowskiej. Klimat jaki towarzyszy całemu wydarzeniu też jest niecodzienny. Wystawcy to prawdziwi artyści, nie ma miejsca na przypadkowe kramy, widać rękodzieło z przesłaniem artystycznym, zbieraczy starych monet, pasjonatów, gdzieś położony na bruku stary kapelusz, a w nim drobniaki za muzykę jaką serwują nam wschodzące młode gwiazdy śpiewając stare i znane każdemu przeboje...
Już mam świadomość jaki klimat ma Kiermasz Rzeczy Ładnych na naszej najpiękniejszej ulicy, która mimo szarości typowej dla fabrycznej Łodzi od lat pisze swoją własną historię. Piotrkowska żyje własnym życiem i jak tu nie kochać naszej włókienniczej metropolii!
 
Wpis: 29.07.2015