Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Uparte ALE

 

Rok 2012 będzie rokiem przełomu, tak napisałam w pierwszym mailu do wolontariuszy na początku rozpoczynającego się 2012 roku.
Nie wiem czemu miałam wtedy takie przekonanie i czym kierowałam się pisząc te słowa.
Intuicja?
Przeczucie?
Niemniej jednak słowa stały się prorocze i powiem szczerze: rok 2012 zaskakuje nas wydarzeniami co rusz.
Chyba nastąpiło sprzężenie jakich dziwnych emocji, bo takich zawirowań, jakie mają miejsce nieomal non stop, nie było nigdy dotąd. Niby nic dramatycznego się nie dzieje. Nie mamy problemów z kotami, jest ich dużo, bo takie są następstwa rozwoju. To normalne w takiej sytuacji.
Jesteśmy stabilne finansowo.
Nie ma żadnej epidemii ani dramatycznych przypadków chorobowych, a jednak, non stop coś się dzieje, co zaburza spokojny rytm pracy.
Dotyczy to raczej wolontariuszy, zmieniają się im priorytety, wartości i wynika to bardzo często z nieumiejętnością zaistnienia w społeczeństwie, a wiąże się to bezpośrednio z rozwojem FKM.
Nie każdy umie ułożyć swe życie w chwili kiedy odnosi sukces. Zachować wtedy umiar, takt i pokorę jest bardzo trudno.
Medialność i popularność FKM ma bezpośrednio przełożenie na nasze życie zarówno prywatne jak i zawodowe, czy chcemy tego czy nie. Zdarza się niestety, że te ciemniejsze strony charakteru biorą czasem przewagę nad rozsądkiem i racjonalnym zachowaniem.
Władza, nawet ta w grupie działających społecznie ludzi, potrafi przewrócić niektórym w głowie i dlatego cieszę, że powołując kilka lat temu skład osób najważniejszych w fundacji mających udział w Radzie i Zarządzie nie pomyliłam się. Są moją podporą, nie tylko w kwestii działalności statutowej ale i zasad wzajemnej komunikacji i etyki pracy.

Filie, które zostały powołane do życia w latach poprzednich, były wynikiem zapotrzebowania lokalnych społeczników na alternatywną formę działania w stosunku do istniejących już organizacji.
Jak się okazało po latach, FKM w Piotrkowie zaistniała w życiu społecznym miasta i sukcesywnie rozwija się, oplatając kociarzami miasto.
Pracują spokojnie, równo, solidnie i bardzo kompetentnie. Budują zaufanie do FKM wśród opiekunów i karmicieli kotów i bardzo dbają o prawidłowe relacje z UM i tamtejszymi mediami. Jestem pod wrażeniem ich pracy i ze swej strony wspieram Filię jak tylko mogę całym własnym doświadczeniem, wiedzą i umiejętnościami.

Gorzej natomiast przedstawiała się kwestia Filii w Tomaszowie Mazowieckim.

Niby też kociarze, społecznicy, sympatyczni ludzie, a jednak czegoś zabrakło ażeby mimo moich najszczerszych chęci i wsparcia wolontariuszy z Łodzi, zaczęła tam się prawidłowa praca.
Wszystko było zapewnione: lecznice, wyposażenie domów wolontariackich, wszelkie sprzęty niezbędne do prawidłowego funkcjonowania, wiele kotów zabierałyśmy do Łodzi w formie pomocy dla Filii. Kontakt z lokalnymi mediami mamy bardzo dobry, promowali jak tylko mogli, niestety bez najmniejszych rezultatów.
Emila zaczęła mi coraz częściej zadawać pytanie: Na co Ci ten Tomaszów?
Mało masz pracy?


To worek bez dna, wkładasz - nic nie wyjmujesz, tylko jeszcze są problemy i kłopoty, bo jest informacja na stronie, ze mamy tam Filię i ludzie oczekują pomocy.
Żadna z wolontariuszek nie chciała pracować w kontakcie telefonicznym, spadło na mnie.

Ja wiedziałam wszystko to doskonale. Emila chciała dobrze, dziewczyny też, ale....
Od tego jednego "ALE" uprałam się.
"ALE" urodziło się w chwili, kiedy nie było ani jednego działającego domu wolontariackiego, kiedy szefowa Filii poprosiła o przerwę z przyczyn zdrowotnych. Myślałam: dobrze zamykam Filię!
Tym "ALE" był mail z Biura Poselskiego Marcina Witko, zapraszający na spotkanie odnośnie współpracy. Postanowiłam pojechać i spróbować raz jeszcze. Dziewczyny kręciły głowami z niedowierzaniem, Emila wytaczała najcięższe argumenty. Ja się totalnie uparłam !
Kiedy padł argument, po który sięgam sporadycznie, "Ja tu jeszcze jestem szefową!", zapadła cisza.

Pojechałam na spotkanie. Pana Marcina nie zastałam, ale za to poznałam dwie cudowne dziewczyny Zosię i Anitkę i zaczęło się! Opracowałyśmy plan działania. Na kolejne spotkanie umówiłyśmy się po wakacjach.

Trwająca cisza nie oznaczała bezczynności.
Zosia i Anita okazały się dziewczynami z naszej bajki.
Poczytały na stronie o najważniejszych działaniach i włączyły się do pracy.


Pierwszym krokiem w ramach wsparcia dla FKM była zbiórka darów dla kotów FKM,  jaką ogłosiły  wśród osób odwiedzających Biuro Poselskie.
Przekazano nam ponad 30 kg kamy, żwirek oraz dwa drapaki.


Akcja społeczna "Nakręceni na pomoc" także spodobała się pracownicom Biura i tu także dołączono do zbierania nakrętek na wózek dla Darka.

Są już nowe projekty, nowe pomysły, działania.
Nie byłabym sobą gdybym nie stwierdziła teraz: warto czasem mieć swoje uparte "ALE"

 

Wpis: 28.10.2012