Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

U schyłku zimy...

 

Zakończenie roku było dla nas niezwykle łaskawe. Nie było mrozów, koty nie szukały schronienia na silnikach samochodowych, zatem nie trafiły nam się żadne trudne operacje, podczas których trzeba składać bądź amputować pokiereszowane łapy. Odpoczywałyśmy porządkując siedzibę, nadrabiając zaległości, nudno, stabilnie, jakby w letargu trwałyśmy sobie do wiosny.
Fundacyjna cisza jest niezwykle potrzebna, bo pozwala uciszyć emocje, daje spokój niezbędny bym mogła zacząć rozmyślać nad kolejnymi projektami, mnie spokój i brak nerwów nastraja pozytywnie, daje siłę do działania.
W takiej atmosferze prowadzona była edukacja, odbywały się obiecane kiedyś spotkania, składałam zaległe wizyty, odnawiałam kontakty, wprowadzałam w życie nowe projekty, kampanie, powstawały kolejne kocie gadżety.

Nagle nuda się skończyła.
Najpierw Jola sprowadziła do fundacji kota ze stadniny, która przenosiła się w inne miejsce. Ale kot nie był w planie przeprowadzki niestety..... Śliczny, miły, niezwykle łagodny, kolor futra o jakim marzy każdy kociarz - przepiękny błękitny whiskas... Więc w czym tkwi problem? Kot ma kłopoty z łapką, niby jest sprawna, ale czasem na nią utykał. Renata jednak jest czujna, poszła z kocurem do weterynarza i zaczęła się niezła epopeja...

Wojtek - nasz najlepszy chirurg kostny - podejrzewa raka... Na zdjęciach RTG wyszły podejrzane plamy na łapce, które w połączeniu z bólem pojawiającym się przy chodzeniu niepokoi zarówno mnie, wolontariuszkę i lekarza. Po serii zastrzyków przeciwzapalnych czekamy na kolejne zdjęcie. Najgorsza jest świadomość ogólnej bezradności, na adopcję kota jest chętna osoba, ale musimy poznać przyczynę takiego stanu zdrowia, nie możemy nikomu zafundować nieprzewidzianych atrakcji.

Drugi kot, który także czeka na adopcję, to niezwykle miły, około roczny kocurek, ale bardzo zabiedzony. Tułał się gdzieś po Chojnach szukając dobrej duszy, która go przygarnie, spotkał panią, ona miała kontakt z fundacją i w ten prosty sposób stał się bezpieczny. Teraz w domu tymczasowym u Moniki nabiera sił zanim przekażemy go do adopcji, skóra i kości, zmięte bure futro i totalne wychudzenie nie byłyby zachętą dla przyszłego właściciela. W takim stanie koty nie są adopcyjne, muszą przejść rekonwalescencję.
Z tym kocurkiem wiąże się kwestia pewnej pani, przed którą ostrzegała mnie lekarka, która pracuje ze mną od lat, zanim jeszcze powstała FKM, wyleczyła setki bezdomnych kotów i jest straszną kociarą. Ufam jej. Otóż Magda miała kiedyś nieudaną adopcję. Powierzyła kota dziewczynie, która była tak nieodpowiedzialna, że kiedy jej się znudził, bo przestał być małą, puchatą kulką, wyrzuciła go zwyczajnie na ulicę. Dziwnym trafem, ktoś kota przygarnął i poszedł na rutynowe badanie do Żyrafy i tym sposobem Magda poznała całą prawdę o zachowaniu tejże panny!
Była w szoku. Kiedy dziewczyna ponownie chciała adoptować kota, o jej poczynaniach była uprzedzona cała fundacja, każda odmawiała. Dziewczyna udała się zatem do schroniska.
Ktoś zapyta skąd wiemy, że sprawa dotyczy tej samej osoby. Odpowiedź jest prosta: koty schroniskowe są chipowane - inna moja lekarka ma czytnik i poznałyśmy dane właścicielki kota. Kota nikt nie szukał. Ja też nie mam zamiaru też go jej oddać, ale jak zakończę tę sprawę, jakie podejmę kroki i konsekwencje, to muszę omówić najpierw z moją asystentką Magdą, która jest prawniczką. Smutne jest to, że nie tylko bezdomne koty szukają schronienia w Kociej Mamie, na szczęście mamy coraz więcej możliwości i sposobów, by nadzorować wydawane koty. Już dojrzewam do decyzji o zakupie czytnika do czipów i oznaczaniu fundacyjnych futrzaków, zmusza mnie do tego ludzka małość, bezmyślność i brak odpowiedzialności!
 

Wpis: 26.03.2014