Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

U schyłku lata

 
Kilka lat temu, byłam na urlopie w górach i tak się jakoś stało, niby przypadkiem, jakoś tak dziwnie, że akurat podczas mojej obecności, w ośrodku, w którym miałam kwaterę, okociła się kotka. Oczywiście małe kociaki były problemem i kłopotem dla gospodarzy. Patrzyłam na małe smarki, słuchałam, co mówili ludzie, i bardzo szybko skończyła się moja anonimowość. Stało się to dokładnie w chwili, kiedy padły słowa: "Trzeba jechać do weterynarza, maluchy uśpić, bo kto się będzie nimi zajmował? Jest ich szóstka, tyle pyszczków do karmienia, dość już, że żywimy kotkę i kocura!"
Podniosło mi się ciśnienie. Uśpić takie cudne maleństwa? Po moim trupie!
 
Nawet przez moment się nie wahałam. Bez narady z mężem, bez konsultacji, powiedziałam głośno:
- Żadnego usypiania nie będzie, ja zabieram kocie niemowlaki! - Zapadła cisza. Przy budce, w której mieszkała kocia rodzina, stało kilka osób.
Mąż patrzył na mnie i już widziałam, jak się gotuje ze złości:
- Iza, to jest 600 km do Łodzi, jak Ty to sobie wyobrażasz logistycznie? Jest upał!
- Weźmiemy kociakom picie, zrobię prowizoryczną kuwetę, poradzimy sobie! - Już miałam upór w oczach.
- No to jakieś żarty - skonstatował gospodarz.
- No zapewniam pana, że nie! - powiedział machając ręką mój mąż. Żona jest szalona, lepiej nie dyskutujmy, nic to nie da, szkoda nerwów. 
- A co pani za to chce? - drąży niestrudzenie właściciel kociej rodziny.
- Nic, tylko proszę kotkę poddać sterylizacji, a kocura wykastrować, wystarczy tyle. Ja kociaki zabiorę. Jak będę wracać, one będą już samodzielne, a jak nie, to sama je dokarmię, umiem. Usypiać im się zachciało! A wiecie co to za skarb - życie? Nawet kocie! Pomysły!
- Już się nie złość, chodź na spacer - próbował łagodzić mój mąż.
Odwróciłam się na pięcie, ale jeszcze rzuciłam przez ramię:
- Tylko żeby się maluchom nic dziwnego nie stało!
 
Spojrzenie gospodarza, oprócz zdziwienia, zdumienia mówiło coś jeszcze...
Machnęłam ręką:
- Niech pan nic już nie mówi.
Uśmiechnął się! Zrozumiał aż za dobrze moje zakłopotanie, pokręcił głową, że są nadal tacy ludzie! Ja też się uśmiechnęłam!
 
I wróciłam do domu z całą szóstką.
 
W Fundacji było wiele radości i śmiesznych opowieści, dziewczyny pytały, czy nie było kociąt więcej?!
Od tamtej pory zawsze jak któraś z nas wyjeżdża na wakacje pytamy: A kontenerek spakowałaś? Co zrobisz, jak trafisz na kociaki?
 
I tak przez lata co rusz któraś z kocimi pamiątkami wraca. Przywoziła maluchy Marta z krainy mazurskich jezior, Iza zwana Rudą z obozu szkoleniowego wracała z kotką i piątką jej dzieci, teraz mama Pauliny przywiozła dwie kocice ze Ślesina, a Leszek z Opoczna rodzeństwo - rudego kocurka i szylkretową siostrę. Przyjechały też do nas kociaki znalezione w lesie pod Poddębicami, Wiola z Maćkiem przywożą mi maluchy porzucane w Rzeczycy, zwożą nam te koty zewsząd, co za Fundacja!
 
Nieważne jest umaszczenie czy wiek, jeśli się błąka gdzieś porzucony miot czy pojedyńczy kociak, trzeba podnieść, przytulić i ratować. 
Zawsze pytam: A nie było więcej? Szukałaś dobrze? 
 
Nie grozi nam nuda, mamy co robić w upalne popołudnia - bawimy kociaki, sprzątamy kuwety, myjemy miski, siedzimy przy komputerze z kociakami śpiącymi na kolanach, czytamy książkę z wtulonym pod pachą smarkiem, zasypiamy śpiąc czujnie, bo obok mruczy maluszek...
Kiedy zbliża się wyjazd, przekazujemy kociaki do koleżanki z Fundacji. Nie myślimy, że robimy coś wyjątkowego. Zwyczajnie kochamy koty i chcemy dla nich jak najlepiej, a że są inni, którzy wyrzucają , cóż, na szczęście coraz nas więcej kocich opiekunek, sympatyków i przyjaciół Fundacji.
Dlatego ratujemy ile się da, czasem trzeba tylko zatrzymać samochód, schylić głowę, podnieść. Reszta należy do Fundacji!
 
Wpis: 20.08.2013