Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Tym razem Uniejów!


Kiedy byłam mała, wędrowałam po wsi, odwiedzałam ciotki, sąsiadki, rodziców moich rówieśników zabaw. Byłam lubianym dzieckiem, taką roześmianą trzpiotką, której było wszędzie pełno: pomagałam pielić chwasty w ogródku, nalewałam wody do psiej miski, zaglądałam do kurnika, by zebrać jajka. Uwielbiałam mieszkać u Babci, tam spędziłam najpiękniejsze chwile w swoim życiu, czułam się akceptowana bezwarunkowo z tą swoją niecodzienną, jak ja tamte czasy, empatią do zwierząt. Nie brakowało mi telewizji ani zgiełku miasta. Siadałam na progu babcinej chaty z kotem na kolanach i słuchałam przejęta, jak Babcia snuje opowieści, łuskając groch albo cerując poszewkę.
 
Ona nauczyła mnie tej codziennej pracy, doceniania każdej chwili naszego życia.
Łączyło nas coś więcej niż ogromna miłość, obie tak samo łatwo wyciągałyśmy ręce, by ratować zwierzaki kalekie... To też niebywałe zachowanie jak na warunki wiejskie, po podwórku chodziły kulawe kaczki, dziwnie powykręcane kury, prosię bez ogona i potykające się cielę, taka menażeria zwierząt nie do zjedzenia...
No i bardzo zabawnie Babcia miała ze mną, bo chodziłam po wsi i znosiłam okoliczne koty, niby je pożyczałam tylko na czas wakacji, ale jakoś dziwnie nikt ich z powrotem nie chciał.

Tak było kiedyś, takie wracają wspomnienia kiedy myślę "Uniejów"!
 
Teraz mam Kocią Mamę i dwie Filie, a jedna z nich swym działaniem obejmuje teren mojego dzieciństwa. Wiola, szefowa oddziału z Szadku, odebrała prośbę o pomoc.
Sytuacja klasyczna, typowa dla społeczności wiejskiej. Z jednej strony Uniejów słynie termami, nowoczesnym, odważnym zarządzaniem, inwestycjami rosnącymi jak grzyby po deszczu. Zmiany dokonują się błyskawicznie w infrastrukturze mojego ukochanego miasteczka. Jednak nie na wszystkich jego płaszczyznach... Ustawa dotycząca ochrony zwierząt, ograniczanie ich bezdomności, którą powinien realizować Urząd Miasta jak na razie realnie nie funkcjonuje.
Kociarze są bezradni. Karmią koty, organizują im schronienia przed złymi ludźmi i wałęsającymi się psami, ale brakuje im wsparcia w ograniczaniu ich rozmnażania.
Nikt nie panuje nad nadmierną populacją, nadal kot postrzegany jest jako łapacz myszy, darmozjad, który powinien się sam wyżywić! O leczeniu, szczepieniu czy świadomej adopcji mało kto myśli! Nadal pokutują skostniałe poglądy, że kot dusi małe dzieci, je trupy, jest powodem wszelkiego zła i nieszczęść, mało kto wpuszcza kota do chałupy, bo nie daj Bóg sprowadzi na rodzinę nieszczęście!
 
Przykro mi to pisać, ale nie są to teorie wyssane z palca.
Nadal część mieszkających tam ludzi takie ma poglądy.
Ale na pociechę powiem, że są tam i inni ludzie, Odmieńcy. Cecha charakterystyczna to miłość bezwarunkowa do kotów, głusi na krytykę opinii publicznej, na przykre słowa, na ironiczne komentarze i drwiące uśmiechy, szukają ratunku dla bezdomnych futer.
Są konsekwentni.
I za to im chwała.
Szukali pomocy i ją znaleźli, trafili na Kocią Mamę.
Kiedyś ja zbierałam chore bidy, teraz sami mi je dostarczyli.
 
Pierwsza tura kotów dotarła do Łodzi. Są bezpieczne u Ani w lecznicy. Kotka matka i dwa jej młode dzieciaki, dymny kocurek i czarna dziewczynka. Dojechała też ciut starsza siostra, zagrzybiona, długowłosa, klasycznie pręgowana buraska - laleczka. Za moment i ona będzie piękna. Ma w sobie znamiona kota rosyjskiego, ciekawe jak to się pomieszały kocie geny.
Piszę pierwsza, bo czuję przez skórę, że ruszyłam lawinę. Tam praca się dopiero zaczyna. Mam dwoje sprzymierzeńców, na razie nie zostaną jeszcze przedstawieni, dla dobra sprawy. Muszę chronić te wyjątkowe osoby.
Kochają koty, są aktywni, nie boją się wyłamać przed szereg, potrafią o swoje przekonania walczyć, szanują panujące w fundacji zasady.
Pustoszeją  pomału domy tymczasowe. Idzie zima, mogę spokojnie zająć się kotami z mojego Uniejowa, teraz mam na to czas, siłę, pomysł i chęci czyli jak zwykle wszystko układa się rewelacyjne!

Wpis: 19.12.2015