Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Tradycyjnie

 
Nigdy nie wiem, kiedy się odezwie i powie, że idziemy na zakupy. Nie ma reguł, schematów, jest impuls. Przyzwyczaiłam się już. Nie ponaglam, nie przypominam się, nie piszę pięknych próśb czy też dramatycznych apeli o wsparcie. 
Nigdy zresztą tak nie robiłam, zawsze staram się tak prowadzić Fundację byśmy mogły być dumne i nosić wysoko głowy. Cenię sobie niezależność ale umiem być wdzięczna za pomoc, Wszystko ma swoje granice i normy, dzięki temu każdy wie, czego może się po mnie spodziewać. Niektórzy twierdzą, że jestem trudną Szefową, ale generalnie są to osoby, które mają inny kodeks moralny i inny sposób na życie. Jak każda osoba publiczna mam  swoich zwolenników ale i ludzi, którzy nie są moim fanami. Uważam, że jest to normalna sytuacja, kiedy się działa w tak specyficznym środowisku jakim są kociarze.
Mam grupę stałych darczyńców od lat. Niektórzy po jakimś czasie przestają mi pomagać, nie pytam dlaczego, to jest pełen wolontariat nie tylko dla nas działających w grupie ale i dla sponsorów i darczyńców.
Nie boję się pytań o to na co przeznaczam pieniądze, jak planuję wydatki i zakupy. Nawet bardzo lubię, kiedy darczyńca pyta na co przeznaczam jego pomoc. To jest czysty układ. 
 
Każdy mnie pyta, jak ja działam?  Jak to jest być Szefową takiej Fundacji?
Powiem krótko - trudno. 
Dlaczego? Bo jestem tak naprawdę odpowiedzialna za całość pracy. Wszyscy wiedzą, że w Kociej Mamie pomieszały się płaszczyzny, nie planowałam tego, mimo że od lat żyję na dwóch telefonach i z kalendarzem w ręku. Nie umiem modelować swego życia schematycznie, jest ono raczej jak jedna wielka zaskakująca mnie non stop sytuacja. 
Constans  jest to, że wstaję rano, generalnie moje obowiązki pozwalają mi spać 4-5 godzin, wypijam litry kawy i non stop rozmawiam przez telefony.
Dziewczyny są cudne, mają świadomość napięcia, w którym żyję, dlatego bronią dostępu do mnie jak małe lwiątka. Pomagają mi chronić odrobinę prywatności, zachować przestrzeń, gdzie tylko one mają prawo funkcjonować, doskonale znają mój rozkład dnia, wszystkie zajęcia i terminy spotkań.
Jestem dla nich przezroczysta, wiedzą czasem więcej niż moi najbliżsi. Musi tak być, bo inaczej nie umiałabym nieść tego wszystkiego na swoich barkach, zbyt dużo mam wokół siebie cierpienia, zarówno zwierząt jak i ludzi.
 
Paradoksem jest fakt, że tego, czego mi inni zazdroszczą - ogromnej więzi, jaka panuje w Fundacji, atmosfery zrozumienia, sympatii i przyjaźni- mnie czasem czyni bezbronną. Zbyt mocno identyfikujemy się ze sobą jako kobiety, koleżanki, przyjaciółki, by obojętnie patrzeć na dramaty bliskich. To już nie tylko wolontariuszki fundacyjne, to troskliwe istoty pocieszające w nieszczęściu jedna drugą.
Skomplikowana sytuacja.
Ale tak właśnie wygląda od kuchni moja Kocia Mama.
 
Teraz, kiedy mam wysyp kociaków, jego pomoc jakby spada  z nieba. Zapytał czy kupić nam karmę już w tym momencie, czy czekamy na inną okazję, powiedzmy gwiazdkę?
Odpowiedziałam:
- Możesz już, przyda się, kociaki spóźniły się w tym roku, kotki nadal wyprowadzają młode. Zresztą co roku inna jest sytuacja, tu nie ma żadnych pewników, non stop atrakcje. Taka Fundacja.  Chcesz koniecznie mieć jakąś okazję do bycia dobrym proszę bardzo, jak wróżka spełniam życzenia: mam imieniny zatem możemy karmę traktować jako nietuzinkowy prezent. 
Uśmiał się. I pojechaliśmy na zakupy.
Ten sam od lat sklep, personel wita nas z uśmiechem:
- Oooo, zjawia się pan znowu - zaczyna się kleić rozmowa
- Mnie jego widok też cieszy - dodaję .
- Lepiej się przyznaj, że wolisz moje karty - zaczyna się droczyć.
- Tak, ale podaj mi proszę jeszcze piny - ripostuję.
Robi się wesoło.
Ania nosi karmę, pomaga Romek. Są zdjęcia, jest miło.
Zadaję  pytanie:
- Jeszcze Ci się nie znudziło mi pomagać?
Patrzy uważnie i odpowiada:
- Nie, bo wiem, że warto! 
Nie oczekuję więcej wyjaśnień, oboje wiemy, że tu słowa są niepotrzebne. Zna mnie od lat, wie ile Kocia Mama dla mnie znaczy.
Dziękuję i uważam kwestię za zamkniętą. Zmieniamy temat. Rozmowa toczy się dalej.
 
Wpis: 16.09.2014