Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Temida


Zaczęło się od maila: 
"Mam kotkę w lecznicy. Przyniósł ją opiekun, ładna, trikolorowa, tylko, że nie ma obu oczu, kolejna ofiara kociego kataru. Nie mam podstaw, by ją uśpić; je, korzysta z kuwety, tylko te oczy, a raczej ich brak...
Ty jesteś szefową fundacji, ja Ci  leczę koty... Czekam na decyzję...
Załączam zdjęcia... zobacz..."
Bardzo dyplomatycznie! Nie ma co! Nawet nie padło pytanie czy ja w ogóle chcę ją przyjąć do Fundacji.
W moim przypadku mogło paść tylko jedyno słowo: "ratuj". Potem pomyślę nad adopcją. Ludzie też tracą wzrok, a jednak żyją, kochają, dają radość innym.
 
Moja decyzja wzbudziła kontrowersje pośród uważnych obserwatorów poczynań Fundacji, jednak wiadomo od lat, że ja nie jestem sterowalna. Mam swoje reguły i od nich nie ma żadnych odstępstw.
Burzył się świat kociarzy. Opinie były różne, a ja spokojnie czekałam na rozwój wypadków, tych które miały miejsce w Przychodni Zwierzętarnia. Wreszcie odbyła się ostateczna rozmowa z weterynarzem. 
- Małgosiu operuj kotkę, mam już dla niej dom! Jest dziewczyna chętna na adopcję, ale mam warunek, że oddam Temidę dopiero po całkowitej rehabilitacji. Tobie zostawiam decyzję, kiedy położysz kotkę na stole operacyjnym. Rób od razu kompleksowo, nie ma co małe męczyć dwoma zabiegami, przecież z tych oczu i tak nic już nie będzie.
Komentarz był miły:
- Zamurowało mnie! Jak Ty znajdujesz domy dla tak okaleczonych kotów?! Iza jestem w szoku!
- Nie pytaj proszę, sama nie wiem! To kolejna adopcja spod lady, bo Temida nigdy nie trafiła do ogłoszeń adopcyjnych. Nie będzie mnie kilka dni, działaj, jak wrócę, zdzwonimy się.
I wyjechałam.
 
Ja odpoczywałam na krótkich wakacjach, a lekarze szykowali mi Temidę do adopcji czyli poddali kotkę operacji, a rehabilitacją i pielęgnacją zajęli się dotychczasowi opiekunowie. 
Zabieg przeprowadzony został sprawnie, rany goiły się jak na przysłowiowym psie, nie było stanu zapalnego, rana nie ropiała, puste oczodoły zarosły się ładnie. 
Kamila, nowa opiekunka, czekała co jakiś czas pytając mnie: 
- Pani Izo, jak moja Temida? Kiedy spotkamy się na adopcję?
- Cierpliwości!
 
I nadszedł wreszcie ten dzień!
W lecznicy spotkali się wszyscy bohaterowie akcji: lekarze ratujący z takim oddaniem kicię, opiekun, który znalazł chorą trikolorkę no i nowi opiekunowie - Kamila z  mężem. Pan od kotki opowiadał o jej ulubionych zabawach, o zachowaniu, o charakterze, padały pytania i odpowiedzi, aż nagle pojawiły się łzy... 
- Gdybym wiedział, że pani ją uratuje, nigdy bym jej nie oddał. - padło pod moim adresem.
- Teraz to już za późno. Może Pan znaleźć inną kalekę, wyleczę ją i z przyjemnością podpiszę z panem umowę. Weryfikację już przeszedł Pan pozytywnie.
Musiałam rozładować sytuację, bo przecież głupio jakbym ja, kobieta o stalowych nerwach, nagle rozpłakała się z radości, że jeszcze raz było warto toczyć walkę o prawo do życia kalekiego kociaka!
 
Wpis: 27.10.2014