Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Temat rzeka: koty bezdomne - karmiciele -Fundacja


Kiedy jest się człowiekiem o silnej osobowości, ma się określone cele i wizje, a do tego posiada umiejętność współpracy z ludźmi, kwestią czasu jest założenie własnej organizacji, tak przynajmniej było ze mną. Od zawsze skupiałam wokół siebie ludzi. Jedni brali to, po co przyszli, i odchodzili, kiedy już nie było potrzeby wspólnej pracy. Nie mam o takie zachowanie żalu, a nawet doceniam ich uczciwość. Wiedzą na co mogą liczyć we wzajemnej współpracy i zawsze mają możliwość zwrócenia się do Fundacji o pomoc w razie konieczności.
Inni, ci o wiele gorsi, udawali niby przyjaciół, mimo że intuicyjnie czułam ich fałsz i obłudę, wykręcałam się od rozmów odsyłając do wolontariuszek, ale nadal im matkowałam, bo przecież coś tam robili dla kotów. I tu jest trudny moment w pracy fundacyjnej: wiem, że ktoś mnie świadomie okłamuje lub nie do końca jest szczery i otwarty, a jednak  wchodzę w te klimaty dla wyższej sprawy i udaję idiotkę, ale systematycznie się od takiej osoby odsuwam, bo męczę mnie jego lub jej kłamstwa.
Umiem zapominać. To jest chyba najważniejsza umiejętność, jaką wyrobiłam w sobie. Zapominam o wszystkich przykrościach i brudach, które spadły na mnie jako szefową kociej fundacji, a proszę mi uwierzyć, ludzie potrafią dopiec przez przypadek, więc jeśli czynią to z zamysłem, to naprawdę potrafią skutecznie podciąć skrzydła. Trzeba mieć moją psychikę, by te zachowania właściwie rozpoznać, zinterpretować i odrzucić od siebie. Raz robię to automatycznie, wiedząc gdzie jest prawda, a czasem muszę pocierpieć chwilkę, by wszystko poukładać, szczególnie w mojej głowie i sercu.
 
Jakie są najważniejsze cele Fundacji?
Oczywiście walka z bezdomnością, promowanie świadomej adopcji, edukacja.
Z edukacją jest w sumie najmniej problemów. Wiadomo, że z zebraną karmą bywa różnie, w zależności jak odpowiedzialnie podejdą do sprawy osoby zapraszające Kocią Mamę, czyli najczęściej panie nauczycielki i jak hojni są rodzice dzieci. Co do samych zajęć, to nie ma reguły. Czasem spotykamy fantastycznie pracujące, zaangażowane maluchy, a niekiedy trafiamy na ścianę zbudowaną z arogancji, nudy, braku chęci do współpracy. Jednak przy naszym doświadczeniu i wchodzeniu w różne środowiska, mamy świadomość trudności, na jakie możemy trafić.
 
Polityka adopcyjna to temat najmniej mnie absorbujący. Mając doświadczone opiekunki, które z oddaniem prowadzą domowe kocie ochronki, dawno już przestałam zadawać pytania odnośnie przeprowadzanych spotkań. Jest podpisana umowa, przyszły opiekun przepytany, dom sprawdzony czyli kolejne kocie uratowane i niosące radość w stałym domu. Sytuacja komfortowa. Jako szefowa skupiam się wyłącznie na gromadzeniu funduszy na leczenie, koordynuję przyjęcia następnych kociaków, nadzoruję interwencję, ewentualnie służę radą bądź konsultuję  kwestie problematyczne no i zawsze uczestniczę w spotkaniach adopcyjnych kociaków trudnych, chorych, kalekich, powypadkowych. Uważam, że czasem pewne aspekty omówić musi sama szefowa i to jest również korzystne dla obu stron, bo zakres ewentualnej pomocy, na jaką mogą opiekunowie liczyć od Fundacji, ustalają z osobą najbardziej kompetentną i decyzyjną.
 
Co mi spędza sen z powiek? Powiem w dużym skrócie: głupi, mali ludzie!
Faktem jest, że założyłam Kocią Mamę, bo kocham koty, znam je, umiem właściwie odczytać ich reakcję, mam łatwość kontaktu z futrzakami i zazwyczaj podejmuję słuszne decyzje, jak z nimi postępować. Mam także umiejętność dość trudną do sklasyfikowania, dziwny instynkt, który ma bezpośrednie przełożenie na rozwiązania, które czasem wydają się ryzykowne, jednak finalnie są najbardziej optymalne, słuszne i korzystne. Żeby pomaganie bezdomnym miało sens, trzeba umieć oddzielić serce od rozumu. Uczucia empatyczne są niezwykle potrzebne, ale zbyt duża infantylność niestety jest przyczyną upadku każdej organizacji.
Żeby być skutecznym, trzeba być niezależnym, niesterowalnym i umieć egzekwować ustalenia z osobami zgłaszającymi się do fundacji po pomoc.

Każdy wie, że Fundacja Kocia Mama jest niesamowita z uwagi na dokonania i ich skalę, ale czasem nie wiem jak udaje nam się zachować spokój kiedy słyszymy te bzdury w stylu: "Znalazłam kotka, ale nie mogę przyjąć nawet na moment, bo... " i tu padają klasyczne wymówki od alergii, poprzez brak wyrozumiałości ("mąż/żona jest zdecydowanie przeciwny"), czasem jeszcze wpleciona jest informacja o agresywnym psie, małym dziecku, wycofanym chorym kocie, niekiedy jest ograniczenie wynikające z małego mieszkania, braku czasu, pieniędzy, nieobecności w domu...
Nawet jeśli uda nam się jakoś taką osobę uaktywnić, skłonić do współpracy to i tak często padają zarzuty: "Ale to Wy jesteście fundacją, ja nie mam serca go nawet na moment go przygarnąć, bo przecież jestem zbyt  wrażliwya i za chwilkę się do kociaka przyzwyczaję, a później nie będę umiała go oddać."
Ten argument zawsze doprowadza mnie do szewskiej pasji. Pani jest oczywiście niezwykle delikatna, potrafiła kociaka dojrzeć w krzakach, świetnie planuje nam  gdzie i kiedy mamy go złapać, ale na jakiekolwiek działanie jest zbyt krucha, empatyczna, więc jeśli my nie przyjmiemy to odda go do schroniska, nawet wiedząc, że tam może umrzeć. Zawsze jestem pod wrażeniem takiej logiki i argumentacji wykluczającej działanie, rozgrzeszającej przy tym ale tylko jedną stronę.
Taka osoba zazwyczaj nie przyjmuje do wiadomości żadnych naszych wyjaśnień, że praca w Kociej Mamie to nie etat, tylko wolontariat i że wynikiem naszej miłości do kotów i działania społecznego nie może być stan permanentnego zakocenia skutkującego wiecznym sprzątaniem kuwet i podawaniem leków.
Kiedy jednak zdecydujemy się pomóc, takie osoby potrafią non stop wydzwaniaćz zapytaniem jak czuje się kocię, czy znalazło dobry dom i czy aby ten opiekun spełnia wszystkie wymagania. Te pytania są nie tylko wynikiem braku zaufania, ale przede wszystkim obrażają nas.
 
Myślę, ze nadeszła pora by to wyraźnie wszystkim kociarzom uświadomić.
Lata pracy mijają, a zachowania są takie same. Nadal wpychają nam kolanami szczególnie latem znalezione futrzaki. Nie mam o to pretensji, taki jest bowiem profil organizacji, proszę jedynie o odrobinę taktu komunikacji z nami! Myślałam, że nie muszę przypominać, że zabiegamy o dobro kotów, że całe działanie Kociej Mamy ma na uwadze przede wszystkim zmianę postrzegania kociej bezdomności. Komentarze, jakie padają pod naszym adresem, pokazują, jak niedojrzali emocjonalne są niektórzy karmiciele! Jak właściwie mam odczytać słowa o naszym braku serca z faktem, że to do nas udają się ludzie po pomoc? Skoro nie ufają naszym umiejętnościom przecież mogą się powierzyć futrzaka innej organizacji. Ja nie chcę mieć wyłączności na wszystkie bezpańskie koty, które wędrują po Łodzi. Chętnie podzielę się kocią biedą, leczeniem, przysposobieniem do adopcji. Pracy jest jeszcze ogrom, każdy może więc się wykazać jak jest dobry i kreatywny. Wolontariuszki kociej mamy nie mają monopolu na bycie spolegliwymi, z zasady nie pracujemy z kocimi maniakalnymi zbieraczkami! Ile lat mam przypominać, że  to normalne właściwie i pragmatycznie myślące dziewczyny.
Nie ma takiej opcji by w wyniku szantażu, wymówek czy pretensji, któraś wyłamała się z właściwego dla nas zachowania. By pomagać, trzeba to czynić sensownie i z rozwagą. Żadna przesada nie jest wskazana, bo z góry skazana jest na niepowodzenie.
Dlatego zalecam umiar.
 
Wpis: 16.08.2015