Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Szybki finał


Czasem mam wrażenie, że komuś gdzieś tam w górze, ale myślę o kocim niebie, bardzo zależy, by wszystko o czym sobie tylko zamarzę, a jest związane z Funadcją, udało mi się świetnie.
Pamiętam, jak wymyśliłam sobie, żeby Kocia Mama była organizacją kobiet. Ilu moich przyjaciół pukało się znacząco w głowę?
"Ty zawsze byłaś trochę dziwna, widziałaś żeby coś sprawnie działało, jak zabiorą się za to baby?" - to był  jeden z milszych komentarzy. "One wiecznie są chore, zmęczone, mają migreny, złe dni, niedyspozycje, rodzą dzieci, są zakochane albo popadają w melancholię, bo tęsknią za jakąś miłością. Daj sobie spokój szalona kobieto, na jakich podstawach chcesz budować fundację? Rozwalą na części pierwsze każdy Twój pomysł, zanim się dogadacie i ustalicie plan działania, pokłócicie się, bo każda będzie miała inny pomysł.
Tobie zresztą też nic nie brakuje, przez życie pędzisz z głową szalonych pomysłów, kto za Tobą nadąży?"
A jednak miałam rację!
Minęły lata, prognozy sceptyków upadły, a moje "baby", jak to niektórzy mówili z przekąsem, są, działają, rządzą i rozwijają Fundację.
Faktem jest, że mają przerwy w pracy, ale zawsze są obok w pobliżu Kociej Mamy. 
 
Bałuty były moim ogromnym zmartwieniem, z uwagi na brak wolontariuszek. Trudno przeprowadzało nam się interwencje, kłopot był z przerzuceniem sprzętu, kotów, karmy, leków.
Generalnie pracujemy skupione w zespoły dzielnicowe. I tak silna ekipa jest na Chojnach, Górnej, Widzew i Śródmieście też liczy sporą grupę wolontariuszek. Najgorzej było ze składem osobowym właśnie na Bałutach i Teofilowie. I nagle problem rozwiązał się sam: pojawiła się Krysia, potem Ania. Jacek i Klaudia byli od zawsze, a jakiś czas temu dołączyła Bożena - jeden z filarów fundacyjnego transportu. Jak na żądanie zjawiła się Asia, potem Basia i Daria, Roman także włączył się do pracy i nagle wszystkie problemy zwyczajnie zniknęły jak w bajce. Spełniło się moje marzenie!
I ta dzielnica uaktywniła się.
Już nie musiałam specjalnie organizować tam transportów, bo Bożena i Roman przy okazji i po drodze rozwożą potrzebne rzeczy. Logistyka działa perfekcyjnie, kolejny powód do dumy. 
Znowu mogę powiedzieć: Ha! Ja to mam Fundację, szczęściara!
 
Ta interwencja była sprawna, bo wszyscy pracowali zgodnie. Dziewczyny przekładały złapane przez opiekunkę koty i przewoziły do lecznic. Sukces był wynikiem świetnej komunikacji, zgodności działania i wzajemnego wspierania. Oby takich więcej!
Tydzień czasu i problem rozwiązany. Koty biegają zabezpieczone, pani jest pod wrażeniem kompetencji i skuteczności dziewcząt z Fundacji.
Ja jestem szczęśliwa, bo mam świadomość, że pani nie zadzwoni z prośbą o przyjęcie niechcianego miotu, a mając w pamięci sposób naszej pracy, z pewnością się odezwie, kiedy na jej terenie pojawi się nowy koci mieszkaniec.
 
Wpis: 6.04.2015