Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Sytuacje wyjątkowe


Opiekujemy się kotami bezdomnymi, takie jest ogólne założenie, zasada w sumie numer jeden. Od pytania "czyje to koty" zawsze zaczyna się rozmowa każdej dziewczyny pracującej w kontakcie i nie ważne czy telefon z prośbą o interwencję odbiera szefowa, koordynatorka czy wolontariuszka. Wszystkie jesteśmy zobowiązane respektować politykę firmy w tym temacie. Ludziom obcym przeważnie dość szybko jesteśmy w stanie przedstawić powody, dlaczego musimy odmówić pomocy kotom właścicielskim. Gorzej jest ze znajomymi i rodziną, wtedy bowiem dochodzi czynnik lekko szantażujący, często słyszę: "A myślałam, że skoro jesteśmy rodziną... no zawsze byłaś dziwna"... Albo: "władza zmienia ludzi" i odwracają się plecami źli, że odprawiłam ich z kwitkiem.
Ale przecież nie mogę inaczej, jesteśmy społecznością bardzo mocno związaną emocjonalnie, tu już dawno poplątały się ścieżki i bardziej jesteśmy rodziną niż fundacyjną ekipą. 

Udało mi się stworzyć grupę, o jakiej marzą inne szefowe, byłabym totalnie nieodpowiedzialną osobą, gdybym je zawiodła, okłamała i nie mam na uwadze wyłącznie dbałości o autorytet i szacunek jakim mnie darzą. Bardziej cenię ich zaufanie i wiarę, że szefowa nie kłamie, że jestem dla nich gwarantem lojalności i wiarygodności, nie tylko odnośnie wiedzy związanej z opieką czy łapaniem. Są w życiu relacje i więzi, które są bezcenne, nie ma takich pieniędzy, by kupić relacje, jakie łączą osoby działające w mojej fundacji. To kompletnie nietypowa grupa. To jest moje największe dokonanie - bycie z ludźmi, którzy mają podobną empatię, ale i emocje oraz kodeks etyczno-moralny.

Wszyscy wiedzą, że ogromną dumą są obie moje Filie. Nawet nie mogłam mieć takich marzeń, że oprócz Łodzi otworzę placówki, które mimo odległości tak silnie będą związane z grupą. Żadna z nas nie odczuwa, że Jaśmina czy Wiola z Justynką działają w innych miastach. W dobie telefonów i internetu jesteśmy non stop w kontakcie.
Niewyobrażalny dla postronnych obserwatorów naszej pracy, jest fakt, że Filie mają decyzyjność oraz swobodę podejmowania interwencji, a mimo to konsultują wszelkie działania i zabiegają o stabilność finansową, nie przyjmując pozycji typowo roszczeniowej. Są bardzo aktywne, choć wiem, że pracują w trudnym terenie.

Z Wiolą jako szefową Filii problemów nie mam żadnych, zresztą dla osób mało kompetentnych brakuje miejsca w szeregach Kociej Mamy, poprzeczka wymagań ustawiona jest wysoko i tak już niestety zostanie, nie mam zamiaru obniżać standardów, zbyt dobrze pracujących mam wolontariuszy by wprowadzać ludzi źle pracujących.
Wiola z całą świadomością jak pracujemy zadzwoniła do mnie w zasadzie nie z prośbą o podjęcie interwencji, raczej o uzyskanie porady jak poradzić sobie z sytuacją, o której nie można powiedzieć, że jest typowa.
Środowisko wiejskie jest trudne, praca na roli nie rozpieszcza, ludzie twardo stąpają po ziemi, nie rozpieszczają bliskich i dzieci, nie mówiąc o zwierzętach. Ich los jeśli nie są dochodowe dla właścicieli jest różny...

Dlatego z uwagą słuchałam co opowiada Wiola: umarła pani, bezdzietna,  taka jakim kiedyś przypinano napis "stara panna".
Wielka miłośniczka psów i kotów, miała ich kilka, wszystkie znajdy, ratowane z oddaniem, przygarniane, kochane.
A teraz zwierzaki zostały same...
Miski im napełnia daleki kuzyn pani, ale też ma swoje lata, jak to się mówi. 
- Co dalej począć z sierotami? Masz jakiś pomysł Izunia? Wiem, wiem, nawet nie proszę o przyjęcie do fundacji, to koty właścicielskie. - szybko wtrąca Wiola - Ja raczej dzwonię spytać o pomysł, co mam zrobić? Jak się zachować? Poradź proszę mamcia.
- Wiola, no musisz raz jeszcze iść na wywiad. - już włączam myślenie - Sieroty, skoro nie ma spadkobierców, same się o siebie nie zatroszczą, trzeba pomóc, nie możemy odwrócić głowy. Wypracujemy kompromis, pana poproś, niech przejmie psa i starą kotkę-matkę, zabezpieczymy ją wspólnie, podzielimy koszty, rudego kota i młodą kotkę weźmiemy pod skrzydła, znajdzie się im domy, spokojnie.
Słyszałam ulgę w jej głosie, kiedy planowała kolejność działań.
Po kilku dniach, żeby nie było zbyt słodko usłyszałam nowinę: 
- Zaraz się wścieknę, szefowa miałaś rację, stara kotka była uprzejma się okocić! Jak jej nie wstyd? W jej wieku takie zachowanie!
Śmiałam się serdecznie z oburzenia Wioli, cóż od zawsze powtarzam, że natura ma swoje prawa, koty czując zew natury, nie zaglądają sobie w metrykę. 
- Wiola módlmy się, by kotka okazała się mądrą matką, pokazała gdzie powiła małe, żeby ich było mało, były ładne i zdrowe to szybko wydamy, na tym kończę listę życzeń! 
W sumie fajnie być szefową takiej zakręconej drużyny, na nudę nie mam co liczyć, ale to są takie małe gratisy.

Wpis: 10.09.2015