Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Sytuacje ekstremalne


Akcja tej opowieści miała miejsce w małej wiosce pod Łodzią. Kiedyś była to miejscowość stricte wypoczynkowa, ale w miarę upływu lat i poprawy poziomu życia ludzi, a co za tym idzie, przyrostu liczby samochodów, jakoś tak dziwnie zmniejszyła się jej odległość od miasta.

Mama jednej z moich wolontariuszek ma dom pod lasem. Ładnie tam bardzo klimatyczne, cicho, spokojnie można ukoić nerwy po pobycie w zatłoczonym mieście. Pani ma kilka psów, koty, dokarmia też te wolno bytujące. Nic w sumie dziwnego, bo jaka matka taka córka. Dziewczyna wyrosła w bliskości ze zwierzakami, kocha je i umie właściwie odczytywać ich komunikaty, rozumie je mimo że ich języki są różne.

Kiedy Karolina, bo o niej to mowa, usłyszała, że w komórce u sąsiadki zamieszkał dziki i wyniszczony kot mający do tego problem z nogami, nie wahała się ani chwili, wsiadła w auto i po 2 godzinach była u matki.

Dobrze kojarzyła sytuację: las, a w nim różne zwierzaki, stado kotów bezdomnych rezydujących w obejściu matki i nowy nieznany podejrzanie zachowujący się osobnik. Niby Łódź jest wolna od wścieklizny, ale koty migrują przecież, nie można lekceważyć sytuacji...

  

Kot został złapany i przewieziony do lecznicy. Jego stan był niestety fatalny. Nie było żadnych rokowań na życie, trzeba go było humanitarnie pożegnać. Jednak przed ostatnim zabiegiem wyrwał się z klatki i niezwykle dotkliwie pokąsał wszystkich obecnych w gabinecie lekarzy. To dodatkowo podgrzało atmosferę.

 

Zanim przyszły wyniki ekspertyzy, wszyscy czekali w skupieniu planując kolejne kroki, jak się zachować, gdyby spełniły się najgorsze obawy... Jednak tym razem alarm był przedwczesny i bardzo mnie o cieszy!

Przykra i smutna była to interwencja, ale nie było innej drogi. Czasem musimy podejmować i takie decyzje.

 

Wpis: 17.02.2014