Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Sprawy bieżące


Nasza praca oparta na zespołach. W Fundacji działają różne, jest zespół  od edukacji, od allegro, od produkcji rękodzieła, od organizowania imprez okolicznościowych, jest ekipa fotografek i dziewcząt pracujących na pocztach oraz kontakcie telefonicznym. Te dwa ostanie mają rolę najtrudniejszą, ponieważ one codziennie reprezentują całą fundację. Zadania mają trudne i bardzo odpowiedzialne: w imieniu organizacji codziennie komunikują się z karmicielami i opiekunami odpowiadając na rozmaite zapytania. Są sprawne, sumienne, niezwykle wyważone, pamiętają, że to od nich zależy jaką opinię cieszyć się będzie Kocia Mama. Nie tracą spokoju ducha, nerwów czy cierpliwości, poważnie traktują każdy problem, dla nas nawet błahy lub wręcz śmieszny.
W morzu informacji, które codziennie spływają na wszystkie poczty, a jest ich kilka, wyłuskują te, w których decyzję musi podjąć wyłącznie Szefowa. Z resztą radzą sobie świetnie, bardzo ładnie i grzecznie odpisując w imieniu Fundacji.
 
Są czasem problemy, których rozwiązanie wymaga czasu. Najczęściej, kiedy trzeba kilkakrotnie kota zdiagnozować lub kiedy weterynarz musi mieć czas na obserwację, wtedy co jakiś czas pytają czy interwencję można uznać za zakończoną.
Tak było w przypadku pani, która adoptowała od nas kotkę, kilka lat temu z Filii w Szadku.
Nie wiem dlaczego wysterylizowana kicia miała regularną rujkę. Sytuacja kompletnie nas zaskoczyła. Postawa pani była bardzo budująca, bez wymówek czy roszczeń zgłosiła się do Fundacji, by razem wyjaśnić mało komfortową sytuację: zdecydowała się świadomie na adopcję dorosłej sterylizowanej kotki, a w efekcie ma rujkowy koncert regularnie co trzy miesiące.
Byłam w szoku. W książeczce zabieg sterylizacji wpisany, poświadczony stemplem lecznicy. Na pozór wszystko w porządku, dlaczego więc kotka musi być na lekach hamujących rujkę?
Skierowałam zwierzę do Vedmedu, niech lekarze bawią się w detektywów. Seria badań, usg, prześwietlenie, żadnych pozytywnych wyników nie przyniosły, Daria rozkładała ręce: "Nawet jeśli został kawałek jajnika, nie jestem w stanie znaleźć go w brzuchu, chyba że zdarzył by się cud i kotce przytrafiła by się przepuklina".
 
Minęły trzy miesiące. Pani ponownie pojawiła się z kłopotliwą kicią. Najwidoczniej słowa Darii w dobrym momencie zostały wypowiedziane.
- Pani Izo, jest nadzieja, kładziemy śpiewającą na stół? Dostała przepukliny toż to cud!
- Działamy!
- Kto płaci? - tego pytania nie mogło zabraknąć, Daria już zna moje przezwisko Makcwacz.
- Fundacja, pani dość na nią kasy już wydała.
Jeszcze tego samego dnia dostałam wiadomoś: "Mam! Był jajnik, wyłuskałam, dzięki pani nie mam czasu na nudę!"


Kolejny kwiatek z ubiegłego tygodnia.
Pojechałam z Dorotą na giełdę kupić drapaki i zabawki, dość już nagryzły nam kabli i słuchawek małe rozkoszne kociaki.
Sylwia karmiła tam kotkę przybłąkała się jakoś latem, za moment pojawią się kocury, z czasem jakieś małe. 
Wyznaczyłam więc lecznicę. Gapcia, bo takie kotka dostała imię, pojechała na zabieg. 
Nie musiałam długo czekać na telefon Darii:
- Gapcia jest wnętrem, właśnie ją wykastrowałam, drugie jądro nie zeszło, ale znalazłam. Ale z tej opiekunki kociara!
Cóż miałam powiedzieć? Że Sylwia panicznie boi się kotów? I tak  postęp, że postawiła budę i karmi przybłędę.

Między jedną a drugą interwencją, kupuję enklawom budy, organizuję transporty na edukację i kiedy mam czas, zaglądam jak pracują moje dziewczyny.
Powiem szczerze z ogromną satysfakcją, pełna podziwu dla ich kompetencji, zaangażowania i odpowiedzialności.
 
Wpis: 15.12.2016