Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Spotkanie z Agnieszką


Zaczęło się niewinnie, od maila na fundacyjną pocztę:  "Witam, mam na imię Agnieszka, zakupiłam dla  fundacji kilka gadżetów w kocim klimacie, jak dotrą, proszę o potwierdzenie."
Minęło kilka tygodni, zapomniałam o tej wiadomości, zresztą kto mnie zna, nie zdziwi się bynajmniej.
 
Pewnego dnia w skrzynce na listy pojawiły się dwie małe paczuszki. Systematycznie zaczęły przychodzić kolejne... Nie było nadawcy, więc zrobiłam zdjęcie i zamieściłam na fejsie, dziękując anonimowemu darczyńcy. Ania zamieściła post na wallu Kociej Mamy i nagle pojawił się wpis: "Cieszę się, że są wreszcie kocie prezenty dotarły, pozdrawiam Agnieszka"
Teraz droga była już prosta, szybko wyszukałam dziewczynę, zaprosiłam do znajomych i zaczęłyśmy w wolnej chwili rozmawiać. Basi odeszło jedno zadanie, bo mogła już komunikację spokojnie cedować na mnie.
Agnieszka, miłośniczka kotów i właścicielka kilku królików, mieszka na stale za granicą. W Polsce bywa tylko okazjonalnie, niemniej jednak dzięki internetowi i sklepom wysyłkowym może wspierać organizacje, które jej zdaniem wzbudzają zaufanie. Jak zwykle padło pytanie: 
- Dlaczego wybrałaś akurat Kocią Mamę?
- Bo nazwa, taka jednoznaczna, ciepła, dobrze się kojarząca. Jestem też pod wrażeniem waszych działań, szczególnie jeśli widzę, jakie bidy macie pod opieką...
- Jak mogę się zrewanżować -  to pytanie też paść musiało. Miałam już niestety przypadki, że za mniejszą pomoc musiałam słono płacić... Były palcem pokazywane interwencje, wręcz wymuszane. Szybko kończyły się te przyjaźnie, bo ja nie jestem instytucją usługową, a charytatywnie działającą fundacją.
- Nic, moje koty są ze mną, mam kilka królików - dodała lekko nieśmiało - Pomagaj dalej, ratuj, lecz, operuj i sprzedawaj te kocie gadżety, w ten sposób i ja odrobinę Ci pomogę...
 
Lubię prezenty, jak chyba każdy, ale cieszę się jeśli i ja mogę sprawić radość.  Miło jest wiedzieć, że ktoś zadał sobie trud, by w szary dzień zrobiło nam się odrobinę cieplej.
Jest wiedza, są wiadomości, które nigdy mi nie umykają, mimo zabiegania, szalonego pędu, stresu, w jakim żyje i bezsennych nocy, podczas których rozmyślam czy aby zbyt dużo nie przyjęłam obowiązków, czy dam radę udźwignąć, wyleczyć, wyadoptować to stado, które jakoś dziwnie w tym roku się rozmnożyło.

Pewnego dnia piszę:
- Pamiętasz o mnie? Obiecałaś mi spotkanie, kiedy będziesz w Polsce we wrześniu.
- Będę w Łodzi od poniedziałku - wyjaśnia Agnieszka.
Ustaliłyśmy termin.

Bez zbędnych ceregieli, jak dobre koleżanki, rozmawiałyśmy sobie wesoło przy herbatce. Było miło, sympatycznie, opowiadałam o tym, jak wygląda praca fundacyjna, jakie spadły na mnie obowiązki z racji bycia szefową, jak wygląda moja codzienność i jak bardzo aktywność  społeczna zmieniła moje życie, szczególnie osobiste, jak trudno o prywatność, anonimowość i jak ciężko się z tym faktem żyje.

- Bardzo chciałam spotkać się z Fundacją - powiedziała Aga pakując drobne prezenty.
Uśmiechnęłam się, zapytałam:
- I jakie wrażenia?
Popatrzyła na mnie, na Anię i wypaliła:
- Kogoś takiego jak Ty właśnie się spodziewałam, to musi być dość ekscentryczna, ale odważna osoba, by w tak niekonwencjonalny sposób postępować. Aż trudno patrząc na Ciebie uwierzyć, że jesteś motorem tego wszystkiego - zatoczyła krąg rękę, by bardziej wyrazić to, czego słowami nie umiała oddać.
Ania pokiwała ze zrozumieniem głową:
- Fakt, dość specyficzną mamy szefową, często niejedna z nas się zastanawia skąd czerpie siły, pomysły by to wszystko miało sens i tak sprawnie funkcjonowało.
 
Wpis: 21.09.2016