Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Spacerujące koty


To jest opowieść o tym, jakie atrakcje są specjalnością Kociej Mamy, czyli że u nas wszystko, co najdziwniejsze, może się zdarzyć.
Pamiętamy interwencję ratującą życie Ramzesowi. Dzięki oddaniu Zbyszka, taty Olgi, kompetencjom lekarzy z Żyrafy i opiece finansowej Kociej Mamy, kocię miało szansę na wyzdrowienie. Zbieg pozytywnych zdarzeń, wir dobrych działań sprawił, że kocię z dnia na dzień leczyło zainfekowane oczy. 
 
Nieopodal posesji, gdzie został znaleziony kotek, jest niezamieszkana działka, na której ktoś uczynny postawił budę. Informacją do mnie dotarła dwutorowo - od wolontariuszki Ani i opiekuna kota. Jak dla mnie dziwny był fakt, dlaczego tylko jedno kocię przybłąkało się na podwórko Zbyszka, mioty zazwyczaj są bardziej liczne. 
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Niebawem zgłosił się do Fundacji pan z prośbą o wsparcie w leczeniu - uwaga - czarnego, małego kociaka w wieku Ramzesa, podobnie umaszczonego i też chorego na koci katar. Nie był to zbieg okoliczności, tym bardziej, że oba kociaki znalezione zostały na tej samej ulicy. 
Wtedy zaczęłam szukać kontaktu do właścicielki opuszczonej działki. Spokojnie zaczęłam każdego dnia wyjaśniać niewiadome i układać kolejne klocki w kociej układance. Kiedy dotarłam do tajemniczej pani od interesującej mnie działki, okazało się, że ona już jest dobrze znana w Kociej Mamie! Łapie koty na zabiegi pod czujnym okiem Ani i już przekazała do Fundacji 3 kocie maluchy, które znalazły już domy. Chciałoby się rzecz jaki ten koci świat jest mały!
Wszystkie ścieżki prowadzą do Kociej Mamy!
 
Kiedy ustalałyśmy szczegóły interwencji mającej na celu wyłapanie bezdomnych kocich gości korzystających ze stołówki na działce, usłyszałam opowieść o trzech kotach, które spacerują sobie w asyście jakiegoś dorosłego, futrzanego opiekuna w okolicach ulicy Białostockiej. Nie wierzyłam w to co słyszę. 
To też rejon zbliżony do miejsca, od którego zaczęła się cała epopeja. Magda - lekarka z Żyrafy też zgłaszała mi podobny problem. Jakieś dzieci i karmiciele, czyli dwa odmienne źródła donosiły, że na Chojnach wędrują sobie małe koty, błąkają się między kołami, siedzą i miauczą na drzewie, prowokują los i niesympatyczne atrakcje. Trzeba coś zrobić z tym fantem, nie mogą takie sytuacje mieć miejsca pod bokiem Kociej Mamy! Magda i pani otrzymały zapewnienie, że jeśli tylko jakimś cudem uda się komukolwiek złapać te 3 maleństwa, Fundacja je przejmie.
- To może być ciut skomplikowane. - stwierdziła krytycznie Magda. 
- Zobaczymy, ja mam raczej farta, spełniają się moje marzenia. - odparłam ze śmiechem zamykając temat.
Nie minęły dwa dni, kiedy słyszę głos mojej lekarki: 
- Iza, no miałaś rację. Poszło szybciej niż przypuszczałam, przyznaję, czasem brak mi wiary i Twojego optymizmu. 
- Madzia, do rzeczy poproszę bardzo, ja też pracuję, że przypomnę nieskromnie, nie tylko koty mam w głowie! - chciałam być konkretna. 
Ha! Trudno mi w to uwierzyć, ale dziewczyna nic sobie nie zrobiła z mojego wybuchu.
-  Od kiedy to koty mniej Cię obchodzą? No dobrze, skoro masz muchy w nosie zadzwonię, kiedy skończysz pracę! - Odpłaciła mi pięknym za nadobne. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. 
- No już dobrze, czekam, opowiadaj Madzia!
- No więc mam te trzy kociaki, te Jaśki Wędrowniczki! Trzy bure  chłopaki, w miarę łagodne, świerzbowiec w gratisie, kiedy możesz ten bukiet zabrać? 
- Nie mam transportu! Dziewczyny chore albo w pracy, ale coś wymyślę, do której godziny mam czas? 
- Ja zawiozę, poproszę adres - Magda na to. 
Normalnie bajka, chyba śnię, myślę, zaraz się zacznę szczypać, mało, że niemożliwe stało się faktem, to jeszcze lekarka zgłasza się na wolontariat! 
 
I już świat nabiera kolorowych barw, oczy same zaczynają się śmiać! I w takich chwilach jestem dumna i szczęśliwa, że kiedyś wpadłam na niedorzeczny pomysł, by założyć Fundację pracującą w oparciu o same dziewczyny. One jednak są wszystkie wyjątkowe, z nimi i góry przeniosę i zmienię smutne kocie historie na kolorowe, dobrze się kończące. Normalnie jak w bajeczce - za sprawą dobrych uczynków sprawiamy, że koci świat staje się lepszy, bezdomność jest mniej przykra. To tyle tej niecodziennej opowieści.
 
Maluchy dostały imiona jak przystało na cwaniaków z Chojen: Rysiek, Stasiek, Jasiek i uczą się dobrych manier w domu tymczasowym u Moniki.
 
Wpis: 5.07.2015