Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Skutki uboczne adopcji

 

Sytuacja typowa, kiedy jest wysp kociaków, wszystkie domy fundacyjne są pełne, nie ma żadnych wymówek, każda z nas ma świadomość, że nadciąga jesień i już za moment, mało że kociaki będą zbyt duże na socjalizację, to na dodatek także chore.
Nie ma możliwości, by nigdy nieleczone matki, nosicielki wirusów, nagle rodziły zdrowe dzieci. Koci katar to najgorszy wróg, z jakim przychodzi nam się zmierzyć. Żniwo jest zawsze takie samo: jeśli przyjmiemy je zbyt późno, maluchy tracą oko, albo oba, w zależności jak bardzo rozwinie się choroba.
Dlatego głucha na wymówki Emilki czy Renatki też stawiam kennel w swojej jadalni, leczę, oswajam, adoptuję, przy okazji edukuję.
Emilia zrobiła śliczne zdjęcia adopcyjne maluchom, które przyjęłam z Ozorkowa. Ja nigdy nie mam czasu, by czekać na ładne ujęcie, a połowa sukcesu powodzenia szybkiej adopcji to interesujące zdjęcia. Zadzwonili chętni na adopcję. Ujęło mnie, że nie chcieli rudego, wybrali takie cudo czarno-białe z plamką na ogonie.
Podczas spotkania, gdy pisałam umowę, jak zwykle edukowałam przy okazji o konieczności sterylizacji, uczulałam na zainteresowanie bezdomnymi, dałam linijki dziewczynkom, które wraz z rodzicami przyszły po kota, bardzo rezolutne młode panienki.
- My już mamy kota z fundacji. - pochwalili się - Dymnego od pani Danki.
- A tak, faktycznie, z miotu, kiedy jednego dnia przyjęłam do Kociej Mamy ich 16 z jednego domu.
Młodzi ludzie otworzyli szeroko oczy... no tak różne są sytuacje... nie komentowałam dalej, bo i po co.
- Myśmy o pani też słyszeli, mieszkamy na Teofilowie, była tam interwencja, Kocia Mama zabierała koty...
- A w sumie gdzie to ja nie byłam, latam od lat po całej Łodzi i okolicy. - rzuciłam ze śmiechem. - A jak to ulica?
- Inowrocławska. - brzmi odpowiedź.
Zbladłam, pamiętam. To były koty na 3 piętrze w wieżowcu, pani miała umrzeć w szpitalu, święcie przekonana była i rodzina i opieka społeczna. Otrzymałam prośby na piśmie, koty zabrałam, wyleczyłam, znalazłam domy, szybko mi to poszło. Ale pani Janina (imię zmienione) zmieniła plany i zdecydowała się żyć dalej, wyszła ze szpitala i zadzwoniła pytając:
- Pani Izo, gdzie moje koty?
Myślałam, że zapadnę się pod zmienię. Jak mogłam by tak naiwna, by podjąć interwencję, nie jadąc na spotkanie z panią Janiną. Uwierzyłam rodzinie, lekarzom, byłam jak dziecko narzędziem w ich ręku. Byłam wściekła, od tamtej pory zawsze pytam o spodziewany termin śmierci, kiedy rodzina podczas pobytu chorego w szpitalu chce pozbyć się kotów.
Pani Janinie dałam 4 inne koty, też z trudnych adopcji - jedną bez oka, jakąś kulawą... Tak samo z defektami jak te, które tak beztrosko zabrałam. Dostałam dobrą nauczkę, że nie wolno deptać cudzych uczuć, to było podłe ze strony tamtych ludzi, że moją skuteczność i miłość do kotów tak okrutnie wykorzystali, ale ja się szybko uczę...
Mimo przykrej sytuacji z opiekunką kotów byłam w kontakcie przez kilka lat, dzwoniła systematycznie z życzeniami na każde święta. Pewnego dnia poprosiła bym zabrała koty, bo idzie do hospicjum, a nikomu nie ufa, ceni mnie za odwagę i umiejętność przyznania do błędu. Po latach miałam powtórną okazję spotkać brata pani Janiny, nie byłam miła!

Tyle historii, a codzienność?
Aneta tak się przejęła losem piwnicznych kotów, że pod dyktando Ani podjęła interwencję, złapała kociaki, zawiozła do Pupila. Teraz poluje na matki, by skończyć robotę, którą kiedyś rozpoczęła pani Janina. Minęły lata, kotki nadal rodzą chore dzieci, kocim katarem zarażają się wciąż nowe mioty. Trzeba koniecznie nad sytuacją zapanować raz, a dobrze.
Gratis adopcji to nie tylko dwa koty w nowym domu, to nowa dziewczyna w ekipie Kociej Mamy
. Na nieśmiałe zapytanie skierowane do Ani:
- Myślę o wolontariacie u was, czy się przydam?
- To trzeba do Szefowej.
- Nie mogę być domem tymczasowym, nie mam zdolności manualnych. - pisze mi Aneta - Czy znajdzie się dla mnie płaszczyzna do pracy?
- Pewnie! - odpowiadam natychmiast. - Transport, łapanki, zdjęcia adopcyjne, kiermasze. - szybko wymieniam. - Tu jest full zajęć, witam w klubie, wieczorem się odezwę, dogramy szczegóły...
Ale jak to ja, ten podły złodziej który kradnie mi czas... nici z mojej obietnicy, ale pamiętam o dziewczynie, bo jest fajna, taka ciepła ale konkretna.
- Renatka, masz zadanie, trzeba podpisać z nową dziewczyną umowę wolontariacką. Ty to zrobisz lepiej, masz więcej cierpliwości, zresztą ładnie opowiesz, jak wygląda praca ze mną. Dziewczynie potrzeba na początek wsparcia, opieki, Ty będziesz Ją prowadzić za rękę, uczyć jak kiedyś Ciebie Emilka.
Nie musiałam dodawać nic więcej, mądre mam dziewczyny, znają mnie i wiedzą, kiedy jest czas na szybkie działanie, kiedy sytuacja jest trudna i wymagam mobilizacji od wszystkich.


Wpis: 28.08.2015