Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Sezon na obchód podwórka uważam za rozpoczęty

 

Ostatnio bardzo często używam zwrotu "kiedy".
Może jest to konsekwencją upływu czasu, zdarzeń i doświadczeń, będących moim udziałem przez lata bycia szefową chyba największej kociej Fundacji.
Pojawia się zawsze wtedy, gdy chcę przybliżyć problem, opisać skalę i wymiar wydarzenia, w którym uczestniczyłam, to jedno niepozorne słowo oddaje emocje, nastrój, stan mojej duszy i umysłu.
Tyle rozmaitych zdarzeń było mi dane - dobrych, złych, dodających skrzydeł i powalających pokornie na kolana, że często mówiąc "kiedy" chcę podkreślić wymowę faktu, jak bardzo Fundacja weszła w moje życie, jakie się relacje między wolontariuszami, jak moje życie uległo zmianie, jak brakuje mi prywatności, a jednocześnie jak bardzo chronią mnie moje najlepsze przyjaciółki, jak się o mnie troszczą, dbają, starają pomóc, być podporą, ostoją, jak się wyrozumiałe dla drobnych potknięć.
To jest niecodzienne, niebywałe, niezwykłe.
Patrząc na inne szefowe, kręcę głową z niedowierzaniem, są same, zmęczone, zagonione... A ja? A ja w czepku urodzona, chyba mam go non stop, bo jak wytłumaczyć relacje panujące w Kociej Mamie?
Nigdy nie wyobrażałam sobie, że  będę robiła wieczorny obchód swojego podwórka, zwłaszcza zimą. Nie mam powodu chodzić bez sensu, nie mam czasu na takie atrakcje, a jednak, kiedy nastaje jesień, a zima szczególnie, pada po kolacji sakramentalne zdanie - "Idę sprawdzić podwórko"! Czasem mówię to ja i przy okazji przywołuję swoje koty na noc, niekiedy idzie na obchód mąż, gdy widzi, że ma jeszcze kilka zaległych prac, ale generalnie sprawdzamy nasze obejście systematycznie. Dlaczego to robimy?
Proza życia albo ludzki pomysł na "adopcję" swoich niechcianych kotów - wrzucają nam je na podwórko! Bez najmniejszych skrupułów, wyrzutów sumienia, wyobraźni... Fajnie, gdy maluchy znajdujemy od razu, gorzej, kiedy mokną albo marzną kilka godzin, ale zadaję sobie często jedno pytanie - dlaczego one nie idą dalej? Te wrzucone koty siedzą i czekają skulone gdzieś w kątku aż wyjdę ja bądź mąż, a wtedy płaczą, miauczą bardzo głośno... "Tu jestem, tu jestem, zabierzcie mnie"...
Niesłychane... a jednak dzieje się!
Ludzie podrzucali koty różne, zdrowe, chore, młode i dorosłe, samodzielne i ciekawą życia młodzież, a jednak wszystkie czekały jakoś dziwnie posłusznie, jakby im ktoś powiedział, by były grzeczne - siedźcie tu, czekajcie, aż wyjdzie Kocia Mama wynieść miseczkę dla bezdomnych, wtedy głośno krzyczcie, nie bójcie się, ona was zabierze i przytuli, nakarmi, znajdzie dobry dom...
I tak się toczy to moje jesienne życie...

Wpis: 19.09.2013