Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Sezon na małe kociaki nadal trwa


"Uwielbiam" takie sytuacje.
Niedziela, środek dnia, pora obiadowa, dzwoni telefon. Oczywiście bez spytania czy mogę teraz rozmawiać, czy nie przeszkadza...
Jednym tchem wyrzucona została pod moim adresem tyrada:
-Telefon dostałam od dr Kujawskiej z Lecznicy Żyrafa, pod nasz balkon kotka przyprowadziła cztery kociaki, proszę przyjechać i je zabrać!!! 
Zaniemówiłam, normalnie mowę mi odjęło, no, trzeba mieć niezły tupet. 
- Wie pani, że dzisiaj jest niedziela, mam chyba prawo do odpoczynku? 
- Pani jest dziwna - słyszę ripostę. - To nie ja założyłam fundację! Nie chce się wam pracować! No tak, Polska rzeczywistość. Droga pani mieszkałam w Niemczech kilka lat, tam to jest kultura pracy, nie to co u nas!
A ja zaraz wybuchnę, co za kobieta! Że też ta Magda musiała akurat mój telefon podać.
Grzecznie przerwałam pani wywód i mówię:
- Proszę o telefon jutro po godzinie 17. Oczywiście ta "mało fachowa fundacja" pani, a raczej kociakom, pomoże.
 
Cały dzień miałam mord w oczach, kiedy tylko przypomniałam sobie tą przemiłą rozmowę. Nie chciałam psuć niedzieli Madzi, więc nie dzwoniłam z podziękowaniem za wyjątkowo uroczą miłośniczkę kotów.
W poniedziałek zaproponowałam pani następującą pomoc: pożyczę kennel, kuwetę, dam wyprawkę w postaci karmy i żwirku, zapłacę za wizytę w lecznicy w zamian poproszę o tydzień opieki nad maluchami, wracają dziewczyn z wakacji, zaczynamy pracować pełną parą.
Pani wysłuchała, kilka razy westchnęła jakby rozważała wszystkie za i przeciw, po czym skwitowała:
- No cóż, nie mam wyboru, muszę skorzystać z pomocy schroniska inaczej maluchy z pewnością umrą! Ja nie podejmuję się kontaktu z nimi, są ewidentnie chore, jeszcze stworzę zagrożenie dla moich domowych kotek, nie mogę ich narażać na kontakt z tymi spod balkonu.
I tak zakończyła się rozmowa.
 
Piękna postawa... Nie ma co! Czyżby efekt wojaży zagranicznych miał tak fantastyczny wpływ na empatię tej pani? Ale ugryzłam się w język.
Skoro Magda poniekąd zafundowała mi takie atrakcje, niech mnie teraz wspiera. 
Wszystko opowiedziałam mojej kociej lekarce i dodałam na koniec: 
- Użyj całej swej mocy sprawczej, żeby kociaki trafiły do Żyrafy, dalej ja będę się martwić.
Pani nie wykonała żadnej pracy. Łagodne maluchy do lecznicy przywiózł pracownik schroniska. To było bardzo miłe z jego strony.
 
Maluchy samodzielne, około 5 tygodniowe, chore, zakleszczone, ale będą wspaniałe. Teraz zaopatrzone, odrobaczone, z ustawionym leczeniem rosną w domu tymczasowym u Pauliny i Karoliny. Paula jest na wakacjach, ale pomoc zaoferowały jej Mama i siostra Karolina, też wolontariuszka w Fundacji. Super sytuacja i piękna pomoc. 
- Masz małe kociaki - piszę na czacie do Paulinki.
- Jak to? - dziwi się bardzo.
- No rodzina Cię zastępuje jak urlopujesz - wyjaśniam .
- Co im jest?
- Nic nadzwyczajnego, początki kociego kataru, trochę pcheł, kilkadziesiąt kleszczy... Norma.
- A to faktycznie nie ma dramatu - śmieje się Paula. - Ale ale czy poradzą sobie z adopcją? 
- Pewnie, weryfikować chętnych będzie Emilka. 
- No to super! Jestem z nich dumna, wreszcie pokochały koty. 
- Paula, to Twoja zasługa przecież, nie bądź taka skromna!!!
 
Dedykuję tę opowieść wszystkim, którzy narzekają na moją Fundację.
 
Wpis: 13.08.2014