Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Serce rośnie


Każdy rok pracy Fundacji zapisuje się w mej pamięci pod pewnym hasłem. Wspomnienia są różne, miłe, śmieszne ale też przykre i dramatyczne. Był rok, w którym panoszyła się grzybica, koty mimo usilnych zabiegów i szczególnej ostrożności, chorowały nam jak szalone. Było lato pod hasłem kocich katarów, w efekcie którego miałyśmy więcej niż kiedykolwiek wcześniej kociaków-cyklopów o jednym zdrowym oku. Był rok dramatyczny, kiedy bezkarnie zabierała kocięta panleukopenia, nie pomagał nawet feliserin. Straszne to było dla mnie osobiście doświadczenie, bo nawet najbardziej odporne wolontariuszki załamywały się psychicznie i płakały jak dzieci...
Było lato tak dziwne, że do Fundacji trafiały osierocone koty. Doszło do tego, że Monika szła do pracy z koszykiem, a w nim grzecznie spały malunie  oseski, a Marta z inkubatorem pełnym kociaczków pojechała na wczasy. Była największą atrakcją na swojej plaży. Ja zbierałam w puszczy na grzyby z dwójką maluchów, które też wymagały intensywnej opieki. Nie było wyjścia, kociaki, żeby miały szansę na życie, musiały mieć wyjątkowy troskliwy i fachowy monitoring przez całą dobę. Wiem, wiem zawsze mogłam poddać się i małe uśpić, cóż, wybrałam nieprzespane noce, masowanie brzuszków i co trzy godziny karmienie butelką. Szacunku do życia, pokory, empatii i wrażliwości nie jesteśmy w stanie się nauczyć. Takim już się człowiek rodzi, taką ma naturę, że jest zwyczajnie dobrym. Tylko tchórz boi się walki, chowa głowę w piasek, sam skazuje się na porażkę, bo brak w nim odwagi, by choćby próbować. 
Kiedyś byłam sama przeciwko tłumowi, czułam się jak trędowata, kiedy wielkie panie działaczki cholernie dumne nosiły bezbronne mioty by je poddać eutanazji. Podnosiły znacząco brwi, gdy przypadkiem spotykały mnie  z maluchami w lecznicy. Komentowały szeptem, który miałam usłyszeć, że to ta nawiedziona kociara, która ma taką głupią postawę i cały świat próbuje zbawić.
Potem takich jak ja "wyklętych" zebrało się więcej i powstała niepokorna Kocia Mama.
 
Kropla drąży skałę, dobry przykład daje efekty.
Ten rok zapamiętam jak super wyjątkowy, radosny i dobry. Zakocona na maksa, ale szczęśliwa i spokojna mimo, że Fundacja trzeszczy dosłownie w szwach. Domy radośnie tętnią wrzawą z kociego przedszkola, lecznice zapełnione są dorastającymi smarkami, ale na szczęście wszystkie przebywają tam z matkami.
Kotki są mądre, nie strajkują, nie odmawiają współpracy, doskonale rozumieją rolę, jaka im przypadła. Karmią swoje maluchy, bez sprzeciwu przyjmują kolejne i tym sposobem kocięta nie rosną obciążone chorobą sierocą.
Obecnie w Kociej Mamie mamy kilka matek mamek. Wszystkie są miłe, łagodne, bardzo ufne. Dlaczego nagle stały się bezdomne? Nigdy nie poznamy ich prawdziwych historii. Myślę, że to chyba nawet z korzyścią dla naszych psychik. Nie ma tak, że pracując na rzecz zwierząt stajemy się mniej wrażliwe czy empatyczne. Nadal płaczemy nad każdym biednym kotem, który wybrał Tęczowy Most. Nigdy decyzja o eutanazji nie jest łatwa, zawsze dręczy mnie pytanie czy aby nie przegapiłam czegoś? Winy zawsze szukam najpierw w sobie, naiwnie sądząc, że szefowa powinna wszystko przewidzieć... Trudna to rola, nikomu nie życzę tej odpowiedzialności.
Nadzieją dla mnie są wszyscy, którzy, podobnie jak my, wyznają najpiękniejszą zasadę: nie dawałeś życia - nie odbieraj.
 
Często słyszę opowieść: "Znalazłem kotkę, przyszła w bardzo wysokiej ciąży, była głodna, nakarmiliśmy, nie mieliśmy sumienia zostawić samej na działce, okociła się w nocy... Dzwoniłem do rozmaitych organizacji i każda owszem, pomoże adopcyjnie, ale tylko kotce, małe sugerują by uśpić, a ja jakoś nie umiem się do tego nakazu zastosować. Szukałem dla matki no i przede wszystkim dla małych, pomocy dalej..."
Złość mnie ogarnia, a przede wszystkim bardzo wstydzę za innych wielkich działaczy prozwierzęcych. 
Kto szuka, ten znajdzie - jeszcze jedno mądre przysłowie!
Każdy, kto ma wielkie serce, jest wrażliwy i dobry, znajdzie w końcu drogę do Kociej Mamy. Mądrości i pokory nie nabiera się z wiekiem. To nie jest wiedza, której nie  można przyswoić na uczelni.
 
Reasumując, nie piszę ckliwych błagań, nie narzekam, trzeźwo i bardzo realnie oceniając możliwości organizacji, za którą jestem odpowiedzialna, przyjmuję tyle kociąt, ile jestem w stanie w naszym standardzie właściwie przysposobić. 
To już jest ten czas, najgorętszy, kiedy matki wyprowadzają małe, dlatego mając 80 mruczków w wieku różnym, muszę zachować spokój i tak prowadzić adopcję, by mieć w miarę puste domy tymczasowe.  
System wypracowałyśmy świetny, wiemy, że jest skuteczny. 
Czy zmieni się nasza polityka w kwestii ochrony osesków? Nie ma takiej opcji, dopóki bowiem ludzie z godną podziwu determinacją walczą, by je ocalić, ja tym bardziej, choćby z podziwu dla nich, będę konsekwentnie z uporem trwać przy swym zdaniu.
 
Wpis: 12.06.2016