Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Ruszyły dziewczyny do akcji


Zbliża się jesień...
Wraz z końcem wakacji robi się nerwowo w Fundacji. Ludzie zaczynają wracać z działek i zgłaszają nam mnóstwo kotów, które chętnie by przekazali organizacji. 
"One zostaną same, nie będzie ich miał kto karmić, same sobie nie poradzą, są łagodne, kompletnie nieporadne" - argumenty padają różne, w zależności od charakteru rozmówcy.
Aż ciśnie się na usta jedno, najważniejsze pytanie: dlaczego wszyscy dopiero teraz do nas dzwonią? Wcześniej nie znali terminu końca swoich przerw urlopowych?
Nie zmieniła się od początku świata kolejność pór roku, zawsze po zimie jest wiosna, a po lecie przychodzi jesień. Każdy ma świadomość, że niebawem po letnich upałach nieuchronnie przyjdą słotne, jesienne wieczory. Dlaczego karmili koty, pozwalali by rosły sobie beztrosko sądząc, że człowiek zawsze będzie w pobliżu, że zapewni pełną miskę, opiekę, da schronienie?
Dlaczego nie zadzwonili w momencie kiedy trafili na te koty? Zmarnowali czas, który nam, ludziom Fundacji, jest niezbędny do opanowania sytuacji.
Takie telefony - rozpaczliwe, napastliwe, rzadko miłe, raczej stanowcze z jakąś dziwną wymówką w tle - odbieramy u schyłku lata właściwie codziennie.
Nie my jednak stworzyłyśmy taką sytuację. Ludzka niefrasobliwość, brak wyobraźni, by nie nazwać tego głupotą...

Staramy się przyjąć jak najwięcej kociaków, ale mając świadomość, że koty w tym roku totalnie zmieniły porę wykotów, dziewczyny nadal biegają po Łodzi z klatkami łapkami i gdzie tylko napotkają koty, łapią je na zabiegi.
Sonia, dzięki której mamy pięć kociąt z Karolewskiej, poznała dziewczynę, która karmiła obie ich matki. 
- Dlaczego jeszcze nie są poddane sterylizacji? - spytała zdziwiona wiedząc o akcji prowadzonej przez miasto, a co więcej - mając informację, że FKM użycza sprzęt, który dla wygody karmicieli można zabrać z lecznicy Zwierzętarnia.
Odpowiedzi były różne, wszystkie pokrętne i niedorzeczne. Kociaki chorowały, ginęły pod samochodami, a dziewczyna spokojnie karmiła kocice dalej, patrzyła obojętnie, jak rodzą kolejne mioty, które za moment padały ofiarami wypadków jak poprzednie.
Sonia była zrozpaczona, uznała, że sama nie poradzi sobie z sytuacją. Wtedy do akcji wkroczyła Ania. Zabrała dwie łapki, kontenery i pojechała wesprzeć Sonię.
Ania, głucha na dziwne argumenty Agnieszki, złapała obie matki, które już były kotne. Kociaki natomiast pojechały na oswajanie do Zwierzętarni. Szybko, solidnie i fachowo zrobiła porządek w miejscu, gdzie do tej pory był koci cmentarz. 
Kocice po rehabilitacji wrócą do swoich komórek. Są tam potrzebne, znają bezpieczne ścieżki i pory, w których mogą polować, mają się gdzie schronić. 
 
W tym samym czasie Monika, dziewczyna także związana z FKM, w innym miejscu na Karolewskiej zabezpieczała koty. 
- Nie mogę spać, bo słyszę płaczące kociaki - żaliła mi się kiedyś. 
- Wyłap zatem ich matki, zabezpiecz. Nie ma innej drogi, by spać spokojnie. Ja Ci pomogę, dam sprzęt, zabiorę kocięta, Ty tylko daj bezdomnym swój czas, bo serce dawno im oddałaś. 
 
Kobiety w wieku różnym są fundamentem organizacji, wszystkie jednak liczą na moje wsparcie, pomoc, doradztwo, a ja, zamiast robić przetwory, wiszę na telefonie i kieruję przyjęciami kociąt do lecznic, ich przenoszeniem do domów tymczasowych. Dziewczyny łapią, jeżdżą, wydają do adopcji, przyjmują nowe. Tak się to nasze życie kręci.
 
Wpis: 5.09.2014