Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Różne formy wolontariatu


Tysiące już razy opowiadałyśmy  o tym, że działają tu generalnie kobiety, że się rozwijają, nabierają rozmachu, aktywizują i znajdują sens w życiu.
Praca z kobietami jest uznawana za trudną. Ja sama mając kocią fundację, pracując w oparciu o kobiety, nie raz byłam narażona na dziwne, czy wręcz niegrzeczne komentarze. Już sam fakt, że w firmie mam same dziewczyny, dodatkowo śliczne, zadbane, wykształcone czasem lepiej niż nie jeden facet, był powodem do kpin.
Z biegiem lat, kiedy świadomie i z premedytacją podkreślałam niezwykłość moich wolontariuszek, opowiadałam o ich pracy i umiejętnościach, otrzymałam przydomek nieskromnej chwalipięty, tylko czy słusznie?
Nie moją winą jest małostkowość, zawiść i brak zdrowego osądu. To, że panowie mają problem z akceptacją rzeczywistości, która jest normą dla mojej Fundacji, to dla mnie w sumie ogromny zaszczyt.
 
Fakty są następujące: kiedy mężczyzna robi karierę, cała rodzina zdejmuje z niego obowiązku typu: zakupy, pranie, sprzątanie, jakieś wędrówki na zajęcia pozalekcyjne z dziećmi. Sekundują mu wszyscy, rodzina, znajomi, przyjaciele.
I dla równowagi jak wygląda aktywność kobiety: nikt nie zdejmuje obowiązków narzuconych przez wychowanie, rodzinę, religię, a ponadto wszyscy uważnie patrzą i wręcz czyhają na najmniejsze potknięcia.
"Jak to, gdzie ten obiad?", "Dlaczego koszula jest niestarannie wyprasowana?", "Znowu sam mam jeść kolację?" Znajomi też nieźle dokładają swoje złośliwe trzy gorsze: "Ile macie kotów w domu?", "Ile dostajecie kasy za tę pracę?", "Wolontariat? Kto dziś ma na to czas? Kobieta powinna być w domu, przy mężu, a nie latać gdzieś za kotami! Dobra matka i babka nie zadaje się z jakimiś kociarami!".
 
Kiedyś bardzo bolały mnie te opinie. Ale kiedy poznałam ich przyczynę, jestem jeszcze bardziej pewna, że dobrą drogą idziemy, ja i moje dziewczyny.
Serce rośnie, kiedy patrzę, jak się rozwijają, jak nabierają pewności, jak się nie boją własnych opinii, jak przestają się oglądać co powie mąż, kolega, brat, teściowa. Są wrażliwe, ale stanowcze. Bardzo niewiele trzeba by poznały skalę swojej wartości. 
Niektórzy bajki już opowiadają o mojej Fundacji, trochę z żalu, trochę z zazdrości boją się przyznać do podziwu, nie potrafią pochwalić. Dlatego ja to robię  świadomie i z ogromną satysfakcją.
 
Patrzę na Bożenę. Kiedy do mnie przyszła jak wyglądało jej życie? Sama już sądziła, że raczej nic się nie wydarzy spektakularnego. Była oddana rodzinie, jej świat zamykał się między domem- firmą, a powinnością wynikającą z roli matki i babci. Poukładane spokojne życie.
Od chwili kiedy weszła na pokład Kociej Mamy, zaczęły się atrakcje: robienie zdjęć do reportaży, udział w wydarzeniach organizacji, lekcjach edukacyjnych.
Nagle i Bożenie ktoś zaczął kraść czas. Już przestała znać program telewizyjny na pamięć, w domu zaczęła bywać gościem, ale nadal skrzętnie wypełniała swoje obowiązki. Więcej, zaczęła zmieniać wygląd, postrzeganie rzeczywistości i co najtrudniejsze, wprowadziła zmiany w życiu prywatnym. Poznała słowo "asertywność" i nawet jego znaczenie wprowadziła w życie. Im dłużej jest z nami, tym bardziej wrastała w Kocią Mamę, czuje akceptację i sympatię.  
I nadszedł czas, kiedy stała się jej nieodzownym trybikiem.  
Uwielbiam sytuacje, kiedy rozmowa schodzi na kwestie komputerowe. Panowie z reguły uśmiechają się wyrozumiale, kiedy Bożena opowiada, jak odzyskuje utraconą pamięć, albo stawia nowe systemy - wszystko to oczywiście dotyczy branży informatycznej. W głowie nie mieści się przeciętnemu panu, że kobieta w wieku 50+ może mieć takie zainteresowania! Zapewne myślą sobie, że prasownie, opieka nad wnukami to odpowiednie zajęcia dla takiej pani...
 
Takie i podobne stereotypy obalamy codziennie, my, kobiety z Kociej Mamy. Nie mamy kołtunów we włosach, nie cuchniemy kotami na odległość. Wszyscy moi wrogowie a miejmy świadomość, że sam fakt istnienia  takiej fundacji jest już wystarczającym powodem, by mnie postawić w obozie wroga, zadają sobie pytanie: jak ta Milińska to robi, że takie fajne kobiety ma ekipie? Mami je czarami czy co?
Powiem tak: każdą dziewczynę przyprowadziły do mnie koty albo sytuacja kryzysowa, kiedy miałam kłopot a sama nie umiałam z niego wybrnąć. Zjawiły się jak na życzenie złotej rybki, pomogły, zostały i są! Moje rewelacyjne, jedna w drugą, każda niezbędna i niezastąpiona.
 
Wpis: 15.02.2013