Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Relacja Magdy


Znam większość łódzkich karmicieli kotów. Zresztą przez tyle lat tkwienia w kocim grajdołku miałam okazję spotkać różnych ludzi. Mimo czasem napiętych relacji, mam dla nich dość dużą tolerancję i wyrozumiałość, bo zawsze mam przede wszystkim na uwadze fakt, iż nawet mimo że miewają np. trudny, konfliktowy charakter, to jednak ratują bezdomne kalekie koty.
Ich empatia  jest dla mnie najważniejsza w podejmowaniu wiążących decyzji. Posiadają dość specyficzną odwagę i za to ich szalenie cenię. Potrafią świadomie zaopiekować się kotem, od którego inni odwrócili by głowę.
 
Kiedy Magda zadzwoniła do mnie z fantastyczną informacją, że na starych Chojnach biegają dwa kocury, w rejonie, który od 20 lat staram się ogarnąć kocią bezdomność, i padły imiona znanych mi karmicielek, podniosło mi się trochę ciśnienie.
-Magda, przecież one szanują Ciebie! Czy nie masz żadnego wpływu na te Panie?! Bój się Boga, one systematycznie od paru dekad latają po Czerwonym Rynku i karmią okoliczne koty. Wiedzą wszystko: w jakiej komórce kot siedzi, do kogo przybłąkała się bezdomna kotka i w którym pustostanie rosną małe! Kroją te podroby, ustalają warty, a nam dostarczają co rusz nowe maluchy do wydania! Jak ich nie ogarniesz, nigdy nie zapanuje tam porządek, bo zawsze coś tam sobie rozmnożą. Te kobiety mają syndrom kocich maniaczek! Przestań im wreszcie pomagać, nie jesteś kocim dystrybutorem! To jakaś paranoja!!! 
Żal mi było Magdy, ale skoro ma wyrozumiałość i nie umie być stanowczą, to usłyszała kilka słów prawdy.
- Niech łapią, oswajają, zimą wezmę ale to już na prawdę ostatnie od nich!
Cisza w słuchawce.
- No już, co Cię tak bawi? - nie wytrzymałam, nie moja wina, że nie umiem być stanowcza!
- Iza, jest problem z tymi kociakami. Jeden jest miły i łagodny ale ten drugi mało, że dziki to jeszcze ma łapę do amputacji... 
- To niech się pospieszą... Niech nie cierpi...

Szarak bez problemu trafił do lecznicy na kastrację i znalazł dom. Co prawda nie jest to adopcja, o jakiej marzyłam, bo opiekunka jest już w wieku bardziej niż dojrzałym, ale w umowie jest klauzula, że w razie potrzeby opiekę przejmuje córka Pani. Dobre i takie rozwiązanie.
Z drugim kociakiem trochę było zachodu by go odłowić. Kiedy zabrano mu brata, jego ostrożność wzrosła. Mijały dni, a później tygodnie zanim wreszcie trafił na operację.
Uraz łapy i infekcja spowodowały amputację całej łapy. Nie było co ratować, składać czy łatać.

Kot czarny, około roczny, jeszcze jeden trójłapek w Fundacji. W dodatku bardzo nieufny i wycofany, ale z uwagi na porę roku, nie został wypuszczony. Przebywa w domu tymczasowym, który zastanawia się, czy być stałym.

Sytuacja jest dla mnie komfortowa. Opiekunka mieszka sama, jest cicha, spokojna, wyważona. Jej koty są uspołecznione, przyzwyczajone do przyjmowania kocich gości. Jest też ewentualnie możliwość ich izolacji, gdyby doszło do kociej kłótni. 
Smolik  jest czysty, zna przeznaczenie kuwety. Zaczekam do wiosny i zobaczymy, jakie poczyni postępy w resocjalizacji.
 
Tylu kotom FKM  znalazła już domy, dlatego cieszę się, że jest bezpieczny i spokojnie czekam, co przyszłość nam przyniesie. 
W jednym oczywiście możecie mi pomóc: w zapłaceniu za operację, rehabilitację, badania i prześwietlenia.
To też jest znamienne dla Kociej Mamy: najpierw ratuję kota, by nie cierpiał, potem dopiero troszczę się o pieniądze na ten cel.
 
Wpis: 16.12.2015