Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Realia fundacyjne


Piątek wieczór, godzina prawie 20, ktoś dzwoni do drzwi.
- Czekasz na kogoś?- pytam męża.
- Nie, a ty? - pada w odpowiedzi.
Kręcę przecząco głową, ale znamy już podobne sytuacje, więc mimo, że nikogo nie widać przez wizjer, idziemy przed furtkę. 
No jest!
Stoi pudło, oklejone pracowicie, po bokach dziurki.
- Ciekawe, ile ich jest tym razem? - wyrwało mi się - Pewnie jak zwykle są chore.
Zabieram pudło do jadalni, tnę zabezpieczającą taśmę, podnoszę boki  i...  pięć małych puchatych łepków, wielki zdumione oczy wpatrują się we mnie, mają jeszcze ciepłe futerka... To typowo domowe koty. Kiedy ci ludzie przestaną mi to robić?
 
Idę po kennel i przekładam maluchy. Nie mają więcej niż 7 tygodni. Ufne, mruczące, niewinne całej sytuacji, patrzą na mnie uważnie. Wkładam im do klatki miękki kocyk, kuwetę, stawiam miski. Widać nie były głodne, bo się skuliły i poszły spać, jakby żyły tu od zawsze.
 
Moje kociaki domowe - Michałek i Amorek nie są przybyszami zachwycone, Rudolf kompletnie gości zignorował, a Leon popatrzył na mnie z wymówką w oczach... "Musisz non stop znosić tu jakieś małe futra? Znowu będę płakały w nocy, robiły bałagan w klatce, nie powiem już o kuwetach, będziesz non stop siedziała w kocich kupach. Przecież one tylko jedzą, śpią, rozrabiają i latają do kuwet, zero pożytku... Myszy Ci to taki smark nie przyniesie, ptaka nie złapie, nie przegoni kociego przybłędy z podwórka. Opamiętaj się kobieto!!! W tym domu żyć się nie da! Na dodatek zaraz się tu pojawią jakieś te Twoje panny z aparatami, będą robiły zdjęcia, trzaskały kotom fleszem po oczach, a mnie targały futro i piały jaki jestem piękny. Nie po to codziennie godzę się na czesanie  by jakieś ręce ciągle mnie głaskały, powiedz im żeby sobie też wzięły jakiegoś wielkiego kota z pseudohodowli. Ja chcę mieć ciszę i spokój we własnym domu, kiedyś którąś ugryzę tak dla przykładu!"
Na koniec zasyczał w stronę klatki, maluchy natychmiast zbiły się w gromadkę.
- Leon ja to wszystko wiem, ale mam fundację, dlatego czasem mamy i takie atrakcje. 
"Ale Ty masz fundację dla bezdomnych, a je wyrzucił człowiek, ich opiekun, to tak jak Ty mnie byś komuś podrzuciła!"
- No co za brednie opowiadasz durny kocie!!! Jak bym Cię oddać, przecież jesteś mój.
"No właśnie, ale inni nie mają takich skrupułów, wyrzucają małe i duże koty jak zużyte sprzęty..."
 
Kilka minut po 20, kiedy na moment ochłonęłam, zadzwonił telefon. Młody człowiek, podziękował mi że zabrałam jego przesyłkę, widocznie z daleka obserwował ruch wokół mego domu.
- Wyjeżdzam, przepraszam, że w taki sposób, ale nie miałem już czasu, kończy mi się karta, proszę sms napisać mi numer konta, odwdzięczę się...
- Jak to? Znalazł pan do mnie adres, zna mój prywatny numer telefonu, a nie zna pan konta Fundacji? Coś mi się tu nie zgadza. Zresztą nie chcę prowadzić rozmowy z tchórzem, w dodatku pozbawionym wyobraźni.
Mogło mnie nie być w domu, mogłam nie słyszeć dzwonka, obok jest plac gdzie ludzie wyprowadzają psy...
 
Pojawiły się głosy, że lepiej tak niż do lasu, do worka, do piachu - fakt. 
Ale też nie wiemy jakie kroki poczynił pan, by zapewnić kociakom przyszłość, czy dawał ogłoszenia adopcyjne? Czy kontaktował się z Fundacją?
Dlaczego postawił mnie przed koniecznością ponoszenia kosztów za jego głupotę? Nie, nie obrażam go w żaden sposób, stwierdzam tylko fakty: to on rozmnożył kotkę, kociaki przybyły do mnie bez książeczek zdrowia, więc to na mnie przerzucił wszystkie koszty konieczne by je wyadoptować. Nie wiem, czy zabezpieczył ich matkę, więc może się okazać, że za dwa miesiące otrzymam kolejną paczkę puchatych kulek.
 
Ludzie wymagają od nas pracy w pewnym standardzie: kocięta są odrobaczane, szczepione, sterylizowane. Nikt już nie chce brać kota w worku z tysiącem robali, świerzbowcem czy grzybicą futra. Każdy wymaga, bo Kocia Mama to dobra fundacja, pracuje na wysokim poziomie i kultura adopcyjna musi być bezwzględnie zachowana. 
Gdyby pan był w porządku, nie uciekał by się do dziwnych telefonów. Oprócz kociaków powinna być koperta a w niej 500 zł bo tyle będą one mnie kosztowały.
 
Teraz, kiedy w każdej lecznicy lekarki mają chore kociaki, te pieniądze potrzebne są by ratować wybuchające oczy, albo na zakup leków, dzięki którym małe smarki będą miały szansę być niedowidzącymi albo mieć przynajmniej jedno oko.
Lekarze walczą o ich wzrok bardzo dzielnie. Małgorzata z Gabinetu Perełki raportuje codziennie, tam jest sytuacja wyjątkowo trudna, bo kociaki są niesamodzielne, a w dodatku obrzęki oczu Scarlett są tak rozległe, że grożą wypłynięciem... 

Ludziom postronnym łatwo daje się rady, wyraża opinie, ale rzeczywistość jest taka, że Fundacja pracuje w zgodzie ze Statutem. My nie jesteśmy po to by opiekować się kotami właścicielskimi ale w marę możliwości staramy się pomagać w szukaniu im domów, jeśli zachodzi taka potrzeba. W tym calu w dziale "Adopcje" jest też zakładka "Koty spoza Fundacji". Z tego co wiem, nikt o pomoc w sprawie tych kociąt nie poprosił.
 
Wpis: 28.10.2014