Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Raz jeszcze o specyfice pracy FKM


Ludzie obserwują działanie Fundacji Kocia Mama i tak naprawdę wcale nie zdają sobie sprawy, jak faktycznie ta organizacja działa. Stereotyp panuje nadal w naszym społeczeństwie i każda zmiana budzi niepokój, zdziwienie, nasuwa tysiące pytań. 
Popatrzymy zatem jak pracują typowe ToZ-y: posiadają siedzibę, za którą płacą czynsz, telefony są do dyspozycji w sumie dla każdego, kto tylko przychodzi na dyżur, odbywają się systematycznie zebrania, z których pisze się długie sprawozdania co kto powiedział i dlaczego, jakie były odpowiedzi, tłumaczenia, wyjaśnienia. Wszyscy członkowie posiadają legitymacje, a co za tym idzie zobowiązani są do opłacania składek. Jednym z najważniejszych punktów Statutu jest określenie obowiązków, jakie każdy ma wobec organizacji. Sam fakt, że w razie zwlekania z opłatą składek przez 3 kolejne miesiące następuje usunięcie z grona członków jest dla mnie kuriozalny, nie mieści mi się w głowie, bym od swoich wolontariuszek pobierała pieniądze za bycie społecznymi, a wymagać wpłaty pod groźbą kary to zjawisko wręcz komediowe. 
W czasie, kiedy każda szanująca się formacja pracuje w oparciu o darowizny, wsparcie miłośników kotów i odpisy z 1 % wymuszanie na działających wolontariuszach składek, świadczy niezbicie o fatalnej kondycji firmy i złym zarządzaniu.
W FKM nie ma zebrań, siedziba jest użyczana bezpłatnie, komunikacja telefoniczna jest bardzo sprawna, rachunki są skromne, bo każda wolontariuszka ma świadomość, że działamy w oparciu o pieniądze społeczne. 

Jak pracujemy? Bardzo prosto. Trzonem nie jest Zarząd czy Rada, te osoby odpowiedzialne są za kwestie prawno skarbowe, za porządek w dokumentach, zezwoleniach, całej tej biurokracji, od której niestety nadal nie możemy się uwolnić. To, że przepisy są skostniałe to kompletnie inna bajka i dlatego co rok Prezesowa wypełnia te same stosy dokumentów, które nie wnoszą nic nowego od strony merytoryczno-prawnej. Skoro nie zmienia się Statut i klasyfikacja pracy całej Fundacji, powielanie zezwoleń na zbiórki publiczne czy prawo do organizowania kiermaszy dla mnie jest chore. Ale z uwagi na fakt, że takie są wymogi administracyjne jesteśmy i pod tym względem zawsze przygotowane. Marzeniem moim jest, by ktoś wreszcie pomyślał i zauważył, że są ludzie którzy działają faktycznie dla idei i nonsensem jest kontrolowanie ich jak przeciętnego podmiotu gospodarczego.
 
Najważniejsze dla mnie, Szefowej są koordynatorki. One pracują na pierwszej najważniejszej linii, odpowiedzialne za komunikację z opiekunami kotów, konsultują ze mną nowe pomysły, na ich barkach spoczywają interwencje, zgłoszenia adopcyjne, prośby o pomoc, radę czy też konsultację prawną.
W praktyce wygląda to tak, że tylko rzucam hasło, a resztą zajmuje się już właściwa dziewczyna. Myślę, że dzięki specyfice pracy takie mamy efekty. 
Pracując w oparciu o zespół kompetentnych kobiet, nie muszę nikomu non stop powtarzać, jakie ma obowiązki i  jakich efektów oczekuję. Jasno określam zadania nie narzucam formy realizacji.
 
Co mi przeszkadza najbardziej w prowadzeniu fundacji? Zachowanie ludzi, w sumie dotyczy to moich znajomych, dalszych i bliższych, osób spotkanych kiedyś przy okazji typowych działań, bądź na imprezach kulturalnych, ich przeświadczenie, że to ja powinnam rozpatrywać wszystkie sprawy, jakie wynikają przy okazji pracy z kotami. 
Męczy mnie ta ich postawa, bo moje życie staje się nie do wytrzymania. Każdy, kto tylko zna mój numer telefonu, z byle bzdurą dzwoni oczywiście do mnie, bez względu na porę dnia. Jasne komunikaty na stronie, kiedy i gdzie trzeba dzwonić, jakoś wszyscy pomijają, ignorują z premedytacją, ode mnie natomiast wymagają 100 % dyspozycyjności. Mają mi za złe, kiedy sucho już po pierwszym zdaniu: "Dzień dobry, telefon mam do pani od znajomej/kuzynki/koleżanki, pani Iza tak? Otóż mam taki problem..."
I zanim zaczynie się tyrada zdań, ja sucho rzucam: "Przepraszam pracuję, proszę dzwonić na kontakt" i odkładam słuchawkę.
Jestem niegrzeczna, nieuprzejma! Fakt, ale od lat nie ma mojego telefonu na stronie, po to mam sztab niezwykle dobrze przeszkolonych wolontariuszek, bym nie musiała pilotować spraw prozaicznych dotyczących przyjęcia kota czy wydania zgody na sterylizację. Od lat powtarzam, mam mądre dziewczyny, to że są młode nie oznacza że są głupie! Pracują rzetelnie, fachowo, są odpowiedzialne, nie mam zamiaru zaburzać im pracy swoimi zbędnymi interwencjami. Zastanawiam się, kiedy ludzie zrozumieją, że Fundacja działa dzięki moim pomysłom, staraniom o zapewnienie stabilizacji finansowej, ale bym ja mogła się tym zadaniom oddać, muszę mieć koło siebie niezawodnych wolontariuszy, którzy wraz ze mną pracują na kondycję firmy.
 
Tysiące razy do znudzenia powtarzam, nie jestem szefową z cyklu wszechwiedzących, nawet nie próbuję na taką osobę się kreować. Mam świadomość własnych ograniczeń i zdolności, każdy zna  zasady i priorytety, jakie przyświecają pracy Kociej Mamy i niestety nie mam zamiaru ich weryfikować, by komuś się przypodobać!
Nadal pozostanę przy starych ustaleniach: za codzienną komunikację z karmicielami odpowiadają właściwe wolontariuszki, nie przystanę na żadne, nawet najdrobniejsze odstępstwo. Mam prawo do prywatności, do spokoju w pracy. Skoro ludzie nie umieją tego uszanować, konsekwentnie będą tak samo reagować przy każdej próbie ignorowania z ich strony stylu i sposobu działania Fundacji. Nie ma zamiaru być niewolnikiem w swojej organizacji, nie po to zbudowałam perfekcyjnie działającą grupę, bym była angażowana w każde jej działanie. 
Wiem, że wielu osobom nie podoba się moja postawa, ale nie mam zamiaru jej weryfikować. Zdrowy rozsądek i chłodna analiza rzeczywistości zawsze są dla mnie najważniejszymi czynnikami przy podejmowaniu decyzji.
 
Wpis: 2.08.2015