Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Procedury adopcyjne


Od lat niezmienne powtarzam, że Kocia Mama ma wpisane w Statut działanie na rzecz kotów bezdomnych i edukację.
Z czasem, gdy pojawiały się nowe dziewczyny w grupie, nastąpiła weryfikacja i reorganizacja w podstawowych działaniach: powstała grupa rękodzielniczek, fotografek, sztab asystentek odpowiedzialnych za rozmaite sprawy, zaczęłam powoływać koordynatorki.
Biurokracja nie miała negatywnego wpływu na pracę. Wręcz przeciwnie, dzięki tylu "etatom" mogłam lepiej i rozsądniej podejmować decyzje, w oparciu o przygotowane dokumenty, sprawdzone informacje i wiadomości.
Dziewczyny zdjęły mi z głowy ogromną pracę, pozwoliły zaoszczędzić czas. Mogę go przeznaczyć na interwencje, w których decyzja należy wyłącznie do mnie.
 
Karolina zgłosiła problem:  pani przebywa w szpitalu, wiek raczej podeszły, niestabilna emocjonalnie, z podejrzeniem schizofrenii albo depresji, brak rodziny bliskiej, jest co prawda jakąś siostrzenica ale mieszka za granicą, koty czekają w hotelu. Prośbę o adopcję zgłasza działaczka prozwierzęca z Poznania. 
Koty  są dwa, łagodne, miłe, jeden ma 14 lat, kotka około 4 letnia.
Zadanie dla Fundacji to pomoc w adopcji, choćby dla młodszej kotki... Co rusz przewijały się w rozmowie wątki finansowe, one były powodem  komunikacji z Fundacją.
 
Karolina jest w Kociej Mamie od ponad 7 lat. Przeszła całą drogę wolontariacką zanim stała się dziewczyną z Zarządu, moim wsparciem na polu edukacji, dodatkowo działającą w kontakcie.
Zna wszystkie metody jak działają opiekunowie, jak często prawda jest kompletnie inna od rzeczywistości, jak łatwo zmieniane są fakty o potrzebach własnych. Takie ciemne strony pracy w społecznej fundacji, kłamstwo, niedomówienie półprawdy w gratisie no i roszczenia oraz skargi.
Z czasem wszystkie nabieramy dystansu do tego rodzaju zachowań. Już krew się nie burzy, nie cisną się na usta pytania: czy pani sądzi ,że jestem głupia? Nie widzę tej całej nieprawdy?
Machamy ręką, robimy swoje, koty są ważne i im trzeba pomóc. Ci ludzie zaraz znikną z naszego życia, niewarci są żadnych emocji.
Z tego powodu właśnie Karola nie dała pani żadnej obietnicy. Powiedziała tylko: zgłoszę szefowej problem, przekarzę pani numer telefonu.
 
Lista zadań, to pomysł Emilki. Obie zagonione żyjemy permanentnie w niedoczasie jak mówi moja Anka, dlatego piszemy sobie skrzętnie kolejność działań, by nie pominąć tych najważniejszych.
Moja lista zawsze ma taką samą kolejność:
1- koty zgłaszane na operację lub leczenie
2- interwencje
3-skargi, problemy, zażalenia - nie lubię tego ale szefowanie zobowiązuje.
Nawet jeśli jakiś temat pominę, dziewczyny nie dadzą mi zapomnieć. Ania albo Magda, konsekwentnie z częstotliwością adekwatną do ważności  problemu przypominają. 
 
Z wywiadu, który z panią przeprowadziłam, zrozumiałam, że kobieta jest niesamodzielna, nigdy nie opuści szpitalnych murów, rodzina mieszka daleko i raczej nie martwi się losem futrzaków. Takie opowieści traktuję z przymrużeniem oka bo tysiące podobnych już wysłuchałam, a do prawdy i tak  sama musiałam się dokopać.
Cenna w tej rozmowie była informacja, gdzie przebywają koty obecnie. Znam ten hotel i prowadzącą go dziewczynę. Została mi  zatem wizyta i rozmowa, od której zależeć będzie decyzja.
 
Ufam Monice, która jest jedną z prowadzacych hotel, w którym przebywały koty. Jest rozsądna, znamy się od kilkunastu lat, pracowałyśmy razem, rozwiązując trudne interwencje. Rzeczowa i kompetentna. Można polegać na jej informacjach i spostrzeżeniach.
I jak zwykle, albo raczej niestety po raz kolejny, rzeczywistość okazałą się ciut odmienna.
Koty są schedą po zmarłej przyjaciółce, pani złożyła obietnicę, że zapewni im dożywocie u siebie.
Incydent ze szpitalem to konsekwencja depresji - następna dość znacząca nieścisłość.
Wiek kotów też inny, oba są niestety stare, ich życie chyli się ku końcowi - kocur ma 18 lat lub więcej, kotka jest delikatnie młodsza, jej wiek oceniamy na 14 - 16 lat. Z kotami nie przyjechały żadne dokumenty, książeczki zdrowia czy papiery. O ich chorobach bądź dolegliwościach także nic nie wiemy.
Kocur jest w miarę przyjazny, ale kotka totalnie wycofana, unika ludzi, ewidentnie stroni od jakiejkolwiek form komunikacji.
To nie są koty adopcyjne, decyzja nie może być inna.
Fundacja to twór prawny, musi działać w myśl ogólnie przyjętych  zasad, nie mam  żadnych podstaw by przejąć koty. Opiekunka nie jest ubezwłasnowolniona, nie zrzekła się ich, a prośby i naciski rodziny nie są dla mnie żadną podstawą do podjęcia działania.
Faktycznie pieniądze są w życiu ważne, ale ja nigdy bez zgody opiekuna kotów nie odważę się na zabranie właścicielskich zwierząt.  Żyjemy w państwie prawa, a takie działanie miałoby znamiona przestępstwa.
Nie narażę reputacji Kociej Mamy na takie incydenty, nie stać nas na stratę społecznego zaufania.
 
Monika zrozumiała motywację. Sprawa jest delikatna, a tak naprawdę pani ma rodzinę, która nawet ma swoje prywatne koty, dlaczego więc mogły wpaść na taki niedorzeczny pomysł, by oddać te stare futra do schroniska albo szukać im nowych opiekunów? Zero szacunku i empatii.

 Stanęło na moim, koty zostają w hotelu. Monika czeka na kontakt z właścicielką. Ja do pani mieszkającej w Poznaniu nie mogę się nagle dodzwonić, Dziwna sprawa, a tak czekała na wynik ustaleń...
Minęły dwa dni, dostaję od Moniki wiadomość: "Pani wróciła  do domu, wieczorem odwożę koty."
Odpowiadam: "Hahahaha znowu moje na wierzchu! Jednak miałam rację!"
 
Wpis: 28.03.2015