Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Powracająca dyskusja


Te rozważania i dyskusje powracają każdej wiosny. Kiedyś, kiedy byłam małą i młodą organizacją, z odrobiną zakłopotania broniłam swego odmiennego zdania. Pewne zachowania i zasady nadal obowiązują w naszej pracy mimo upływu czasu. 
Otóż nigdy, nawet wtedy, gdy nawet nie marzyło mi się, by sformalizować działanie kociej grupy, nigdy nie odważyłam się uśpić narodzonych zdrowych kociąt czy poddać aborcji kotki w bardzo wysokiej ciąży.
Nie jestem wojującą fanatyczką żadnej religii ani też nawiedzoną kociarą. Mam świadomość swojego charakteru, zbyt dużej empatii, otwartości na ludzi, zaufania, którym obdarzam każdego, kto tylko wykazuje odrobinę dobrej woli by oddać trochę swego cennego czasu na działanie społeczne. Za każdą pomoc jestem bardzo wdzięczna. Aktywność bezinteresowna zawsze jest godna podziwu i uznania.

Szczerze podchodzę do tematu pomocy kotom. Od ponad 16 lat walczę z bezdomnością przede wszystkim sterylizując kotki, kastrując kocury i adoptując młode.
Kiedyś nie byłyśmy tak stabilne, brakowało pieniędzy, domów tymczasowych, a mimo to nigdy nie wpadłam na pomysł, żeby świadomie z premedytacją zanieść do lecznicy kociaki, aby poddać je eutanazji. Zabijanie ich to brak szacunku do życia, to świadectwo buty, braku pokory ale i przede wszystkim serca. W przypadku organizacji prozwierzęcych świadczy to nieudolności adopcyjnej, o kiepskiej opinii wśród kociarzy.
Nigdy nie uśpiłam narodzonego miotu, dotyczy to zarówno obu Filii, mimo to nie mam problemu z szukaniem dla futrzaków domów, świadczą o tym statystyki. Każda umowa adopcyjna zawarta jest przecież z realną osobą. My nie zakacamy się same ponad miarę. Do tego stopnia racjonalnie oceniam sytuację, iż ustaliłam zakaz przestrzegany konsekwentnie i dotyczy on każdej wolontariuszki bezwzględnie, a reguluje liczbę stałych kotów. Nie rejestruję w naszej społeczności sytuacji, że w jednym domu mieszka ponad 20 mruczków, mimo, że w sezonie wysypu domy tymczasowe pękają w szwach dosłownie. Zabieramy każde błąkające się kocię, to zdrowe i chore, łagodne i drapiące.

Jestem pod wrażeniem troski o kondycję Kociej Mamy, ale zapewniam wszystkich entuzjastów zabijania zdrowych kociaków, uwierzcie mi proszę, wiem na co się porywam. 
Pracuję z zespołem kobiet, które mają właściwie zbudowany kręgosłup szczególnie moralny. My nie bawimy się w Pana Boga, powtarzam wręcz z uporem maniaka od lat.
Zabicie, bo trzeba ten czyn wreszcie nazwać po imieniu, nie jest świadectwem odwagi czy bohaterstwa. Jest aktem desperacji człowieka pozbawionego empatii, czułości, etyki, wręcz świadczy o tchórzostwie, a już w szczególności nie jest rozwiązaniem problemu bezdomności zwierząt! To że przepisy prawa na to pozwalają, nie oznacza że tego nakazują. Jak można darzyć szacunkiem osobę, która korzystając z przewagi zabija dzieci matce.
Od lat słyszałam niezbyt pochlebne komentarze w stylu: w głowie się tej Milińskiej przewraca, znów ocaliły miot burych kociaków, jeszcze piszą o tym reportaże, jakby to był powód do dumy, żeby to chociaż były rude, albo jakieś odrobinę rasowe, ale o zwykłe szaraki tak walczyć, no głupie to bardzo zachowanie, jak nic upadnie jej ta Kocia Mama, jak takie panują w niej rządy. 
Takie i podobne recenzje i posty ukazywały się również na rozmaitych forach, które niby kociarzy zrzeszają. 
Świat oszalał, myślałam, kiedy czytałam szkalujące wypowiedzi, co mają w głowie te durne panie, o czym one prowadzą dyskusję? Znają termin człowieczeństwo, macierzyństwo czy  humanitaryzm? 

Z uporem, który jest cechą moją najważniejszą, z szaloną konsekwencją, z determinacją ale i rozsądnie od lat, spokojnie, rytmicznie sporządzamy listę kociaków do przyjęcia. Formy opieki są rozmaite. Czasem, jak w przypadku Nadziei, opiekujemy się matką i jej dziećmi w domu tymczasowym, czasem chronimy i otaczamy szczególną troską miejsce, gdzie okociła się wyjątkowo dzika i przebiegła kotka.
Nigdy nie zabieramy podstępem maleństw, by je unicestwić. 
Dlatego kociarze z całej Łodzi, okolic i Filii do nas kierują prośby o pomoc w adopcji. Ludzie cenią zasady, jakie przyświecają naszej pracy, są one dla nich czytelne, zrozumiałe. 

Nadzieja, z tą kotką też jest sytuacja niecodzienna. Karmiona w innym miejscu, tuż przed porodem zmieniła zdanie, opuściła dotychczasową stołówkę i demonstracyjnie z ogromnym brzuchem wkroczyła do biura, w którym pracuje mama mojej wolontariuszki. 
- Natalka, przyszła do mnie kotna kotka, jejku co robimy? - dziewczyna słyszy zakłopotanie z odrobiną paniki. Kotka sprawiała wrażenie jakby już szukała sobie legowiska na poród.
- Biorę kontener i jadę, najwyżej  mnie szefowa zabije... 

- Ja to mam farta, znowu znalazłam kota!!! - napisała na grupie. 
- Poproszę jakieś zdjęcia.
- No to czekamy na poród, decyduję patrząc na kotkę w bardzo wysokiej ciąży. Nie odważę się zabić gotowych już do życia kotów i narazić rodzącej kotki. Natalka, módl się, żeby nie było ich 8!
Dziewczyny dowcipkowały, żartowały ubawione sytuacją. 
Nadzieja... Dlaczego takie imię jej nadałam? Bo panuje przesąd, że koty by były zdrowe i dobrze rosły muszą mieć nadane imię. 
Codzienne czekałyśmy na wieści czy już smarki są na świeci. Kompletna paranoja powie obserwujący nasze zachowanie ktoś z boku. Porody w fundacji zwalczającej bezdomność... Ale są granice i ja ich nie przekroczę.. 
Dobrze mnie znają dziewczyny, powtórzę słowa Weroniki, bo pięknie to ujęła: dzień, w którym zdecyduję się uśpić zdrowe kociaki, będzie dniem ostatnim moich rządów jako szefowej, to będzie koniec Fundacji Kocia Mama.
Naszą pracą nie tylko kieruje nie tylko Statut. Ważna jest idea, która nas łączy, niebywała empatia i co najważniejsze nasz koci kodeks. Koty bezdomne zawsze na początku swej drogi jako jedynych opiekunów mają nas, szalone dziewczyny, kociary, fantastki, które zmieniają szarą kocią rzeczywistość.
 

Kilka dni temu powitaliśmy w naszej kocio-ludzkiej rodzinie pięć cudnych, czarnych smarków, są dwa kocurki: Optymizm i Szacunek i trzy siostry: Wiara, Pokora, Radość. Ładnie rosną, są zdrowe i kochane przez swoją czarno-białą mamę. 
To opowieść z cyklu jak mądre są koty... przyszła z nadzieją, że nikt jej nie skrzywdzi i miała rację! 
 
Wpis: 16.04.2016