Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Powinnam założyć "Klub dla zdziwionych"


Zdziwienie jest to bardzo ciekawe uczucie, może być spowodowane tysiącem różnych doznań - miłych, przykrych, dobrych albo  złych. Często w kłopotliwej sytuacji, niekoniecznie stresującej, raczej zaskakującej, mówimy "dziwi mnie to".
Jest to również chyba najczęstsze wrażenie towarzyszące także mojej Fundacji. Ciągle słyszę to słówko przy różnych okazjach, już staje się pomału jednym z naszych haseł. 

A zaczęło od wizyty u notariusza, kiedy zakładałam Fundację Kocia Mama. 
Przejrzał kilka kartek położonych mu na biurku, przeczytał, pomyślał, popatrzył na mnie uważnie i zapytał "czy to ma być wszystko"? Brwi uniesione sugerowały, że może zapomniałam o czymś niezwykle istotnym albo coś mi umknęło. Przeważnie mam tysiące spraw na głowie albo zwyczajnie bujam w obłokach, bo obmyślam nową kampanię społeczną albo planuję interwencję. Dziewczyny nauczyły się rewelacyjnie odczytywać te stany i same doskonale wiedzą, kiedy muszą przejąć inicjatywę.
Tym razem byłam sama i przejęta chwilą zapytałam kompletnie zaskoczona:
- Przepraszam, a co jest nie tak? Moim zdaniem ujęłam wszystkie najważniejsze aspekty. Czyżbym popełniła jakieś błędy proceduralne? Nie jestem prawnikiem, co prawda konsultowałam poszczególne punkty z moją adwokat, ale ona wyjechała. Ja jestem w gorącej wodzie kąpana i chcę, by już toczyły się wszelkie niezbędne czynności, dlatego zdecydowałam się bez niej złożyć pismo... Byłam załamana, tak nie cierpię biurokracji, a tu już na początku tworzenia Fundacji atrakcje...
Notariusz raz jeszcze przeczytał, jakby coś ważył. Jednak powiedział: 
- Pani Izo to najkrótszy Statut, jaki miałem przyjemność przeczytać w swojej karierze!  
- Czy to źle? - zapytałam już totalnie pogubiona i marzę skrycie by uciec. Ja już nagadam moim pannom, jak Fundację to chcą wszystkie, a do roboty jak zwykle Szefowa, zaczynam się pieklić w środku.
-No nie, oczywiście jest dobry, ale taki "nie na obecne czasy", każdy zawiera setki niepotrzebnych paragrafów, generalnie mają one po 20 stron! A ten FKM mieści się na 5 kartach. Jestem zwyczajnie w szoku, ale od strony merytorycznej jest w porządku - szybko uspokaja widząc moje przerażenie.
- Czy ktoś te tasiemce zatem w ogóle czyta? - pytam. - Ja chcę ratować koty, edukować społeczeństwo, nie będę wymyślać nic na siłę. Wszystko co jest dla mnie najważniejsze napisałam, a jak będzie trzeba go zweryfikować, zrobimy to.

Minęło 5 lat. Mała Fundacja przerodziła się w ogromny kombajn, a Statut obowiązuje nadal w niezmienionej formie. Jak widać oparłam się skutecznie biurokracji, nie dałam się uwikłać setkom głupich przepisów, postąpiłam zdroworozsądkowo - zatem moja intuicja nie zawiodła mnie.
Ale jakaś dziwna aura nadal panuje nad Kocią Mamą, składa się po trosze ze zdumienia, z niedowierzania, czasem zazdrości...
Nie dla każdego czytelne są relacje panujące w Fundacji, nie potrafią zrozumieć gdzie tkwi sukces. Mnie o to nie pytajcie, ja też się dziwię każdego dnia jak ta machina się kręci.
Na tym etapie pracy, tak naprawdę nie mam żadnych problemów. Koty przyjmujemy rytmicznie, spokojnie poddawane są leczeniu, interwencje przeprowadzane są w miarę sprawnie, komunikacja działa bez zarzutu, dziewczyny ile mogą, tyle obowiązków zdejmują ze mojej głowy, więc jako Szefowa pozycję mam komfortową.
 
Z biegiem lat okrzepłyśmy, nabrałyśmy dystansu do siebie, do naszych dokonań, do tego co się dzięki nam dzieje. Myślę, że wszystkie przeszłyśmy pewnego rodzaju metamorfozy. To dobrze, bo takie zachowanie świadczy o wysokim stopniu dojrzałości, o nowoczesności organizacji. 
Najbardziej lubię to zakłopotanie, kiedy pytam nową wolontariuszkę o powody, jakie skłoniły ją by wstąpić do Fundacji, kiedy zapadła taka decyzja, dlaczego właśnie Kocia Mama i czemu teraz?
Już przestałam się dziwić słysząc: "Czytałam stronę www bardzo uważne, obserwowałam Wasze dokonania, słuchałam wywiadów i myślałam jak ja się odnajdę pośród takich wolontariuszek: są miłe, ładne, takie mądre i ta ich szefowa, o której krążą różne dziwne opowieści". 

Tym razem taki tekst usłyszałam od Ani - kolejnej dziewczyny w zespole fundacyjnym. Spokojna, bardzo wyważona, kontaktowa i szalenie komunikatywna. Działa jako transport z miejsca A do B - sprawna, sumienna, operatywna. 
Opowiadała mi o niej już od jakiegoś czasu Olga, bo razem działały sterylizując koty bezdomne bytujące koło ich domu.
Olga mówiła o Ance cuda, jaka społeczna, pomocna, ale ja nie wiem skąd miałam zakodowane info w głowie, że mama Ani działa w innej, znanej nam organizacji prozwierzęcej. Nie muszę mówić, jak ta świadomość działała na mnie, usztywniłam się strasznie, dał znać o sobie mój sławny już upór. Olga znając mnie wiedziała, że nie zmienię zdania, a namawianie mnie na poznanie z Anką zawsze zakończy się fiaskiem.
Anka, żeby było śmieszniej, działa sobie z Olgą i przyglądała się także naszej Fundacji, bo jako księgowa widziała już niejeden przekręt i upadające rozmaite organizacje.
Tak mijały lata. Wreszcie Olga postanowiła poznać mnie z Anką.

Nawet nie zdążyłam ochłonąć i powiedzieć "nie", a już byłam umówiona na przekazane darów dla FKM.
No i obie zdziwiłyśmy się i to bardzo! Mnie urzekła Ania, a ona jest w szoku jak można panować nad całą tą gromadą.I od kilku miesięcy pracujemy razem.
Wiem, że takich osób jak Ania, Renata czy Monika bądź Kasia jest więcej...
Czytają, ale nie wierzą tak do końca, że faktycznie jest taka Fundacja, gdzie panuje domowa atmosfera, że można się wyżalić i podzielić sukcesem, gdzie dziewczyny działają jak szalone, a nagle robią sobie wolne, są z nami tylko na imprezach, bo przyszedł czas kiedy chcą być mamami....

Nie ma tak, że z nami jest się trochę. Każdy kto tylko nas pozna przeciera oczy, że w obecnym czasie można stworzyć taki zespół. Nawet jak kompletnie zmęczona, przytłoczona pracą grożę, zę zamknę w końcu tą Kocią Mamę zanim całkiem opadnę sił, dziewczyny wiedzą, że jest to znak, że trzeba dać mi czas na odpoczynek, dlatego żadna nie traktuje mych gróźb poważnie. Zaczynają radzić za moimi plecami, jakby przejąć jakieś obowiązki, a ja świadoma tych szeptów, uśmiecham się mimo zmęczenia i myślę: Boże, jak dobrze, że one trafiły do mnie, wszystkie! Dzięki!
Zawsze gdzieś w tle dźwięczy hasło KM, my jesteśmy już napiętnowane w sensie pozytywnym, czasem nasi najbliżsi patrzą na nas ze zdumieniem, nawet jeśli do końca nie rozumieją tych wszystkich naszych powiązań, dają nam spokój, bo doceniają wyjątkowość i specyficzność naszej grupy.
O nas mówi się w Łodzi "Kocia Mama" albo "dziewczyny Izy", każdy wie co te słowa znaczą: wiedza, kompetencja, sprawność, skuteczność! Marka najwyższej jakości pracy i postawy społecznej...
 
Wpis: 31.12.2013