Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Porządki w Filiach

  • fot. Maciej Szymczak
    fot. Maciej Szymczak

Mam rękę do kotów. Ludzie często mnie pytają, jak ja to robię, że tyle zwierząt systematycznie wydajemy do adopcji? Małe, duże, zdrowe i kalekie - nie ma takiego, któremu nie znalazła by domu Fundacja Kocia Mama. Podejmujemy się tych najtrudniejszych interwencji, kiedy w domu są koty chore, stare, niekiedy niekoniecznie lubiące człowieka, takie zabrane ze śmietników, niby dla ich dobra siłą zabrane do domu...
Często pada jako argument na przyjęcie futrzaka: jak nie pani, to kto mi i im pomoże? Ja idę do szpitala już nie wrócę, rodzina zabiera wszystko, mieszkanie, sprzęty a co z kotami? Nikt ich nie chce, mieszkam na siódmym piętrze, grożą, że otworzą im okno, a koty nie potrafią przecież fruwać...
 
Takie argumenty kiedyś budziły we mnie gniew, kipiałam ze złości. Teraz podchodzę do tego spokojnie, rzeczowo analizuję fakty, przeliczam koty w domach tymczasowych, w kocich enklawach, szukam rozwiązania, bo zawsze jest jakieś wyjście z nawet najtrudniejszej sytuacji.
 
- Bardzo się zmieniłaś przez lata, Szefowa - padło stwierdzenie z ust Olgi, gdy opowiadała Reni jak to znalazła psa i pomocy odmówiły jej wszystkie psie organizacje. Jak zwykle suką musiała zająć się Kocia Mama. 
Dziewczyny snują opowieści o tym jak pracują inni, szczególnie kiedy podróżujemy po Polsce, oczywiście za kocią przyczyną.
- Tak wiem o tym, ale każda z Was i opiekunek kotów liczyła na mnie i organizację, a jak ja mogłam pomóc wszystkim jak FKM była na początku drogi? Była mała, mało komu znana, nie miałam tylu sponsorów ani darczyńców, niezależność ale i skuteczność wiąże się nierozerwalnie ze stabilnością finansową.
Trzeba mieć przed wszystkim pieniądze na koncie by móc działać na taką skalę, jak czynimy to teraz. Spokojnie wyjaśniam swoje stanowisko. Bardzo dużą rolę przywiązuję do komunikacji, szczególnie wewnątrz Fundacji. Nie jestem zwolenniczką stanowiska, że decyzje Szefowej nie podlegają dyskusji. Jeśli budzą one kontrowersje, pytania czy wątpliwości, korzystniej dla kondycji zespołu jest ich wyjaśnienie. 
Nie wszyscy muszą w jednakowy sposób postrzegać problem, a już do do rozwiązania go może być tysiące pomysłów. Stąd tylko konstruktywny dialog jest najrozsądniejszym działaniem. 
 
Teraz jest czas, kiedy komasujemy domy tymczasowe. Z uwagi na pogodę, wiadomo, próśb o przyjęcie kotów będzie coraz więcej. Z maluchami nie ma problemu, szybko znajdują opiekunów. Trudnej jest kotom dorosłym, tu nie zawsze można liczyć na szybką adopcję. Dlatego też domy tymczasowe funkcjonujące poza Łodzią przekazują małe i młode kociaki do Łodzi, a wyposażone w wyprawki oczekują na koty dorosłe bądź te wymagające leczenia czy też rehabilitacji i spokoju po przejściach.
 
Wiola wypielęgnowała malutkiego Dydusia i nauczyła dobrych manier rodzeństwo Felicję i Federika, teraz przekazała swoje pociechy koleżankom. Monika zajmie się kaleką Balbinką, ma świetne rezultaty w opiece nad kotami ułomnymi, stąd w jej kierunku padło moje zapytanie o zgodę na przyjęcie kici do swego domu. Nigdy nie narzucam wolontariuszkom ilości podopiecznych, pełna dowolność działania jest mottem FKM.
Nie mogę ingerować w decyzje, jakie podejmują odnośnie działania w organizacji, bowiem tylko one znają tak naprawdę skalę własnych możliwości, obowiązków i postawę reszty domowników. Ani koty, a już tym bardziej działalność w FKM nie może zaburzać rytmu dnia codziennego moich wolontariuszek.
 
Kiedy Wiola z Maćkiem podejmowali decyzję o pomocy kotom w Zadzimiu, podczas wstępnych rozmów przed podjęciem interwencji wyraźnie przedstawiłam im warunki, na jakich będzie ona prowadzona. Skoro zaakceptowali je, rozpoczęliśmy pracę.
Teraz ich dom chwilowo świeci pustką z powodu braku zwierzaków fundacyjnych, ale jest to stan przejściowy, więc mają czas na odrobinę nudy, zaległe sprawy i drobne porządki. Znając życie niebawem jakaś bieda zawita do ciepłego domu moich wolontariuszy w Szadku.
 
Dziękując za piękną interwencję, która zaczęła się niewinnie od kilku kociąt, a w efekcie uratowanych zostało kilkanaście istnień - nie tylko kocich - życzę im odpoczynku i jednocześnie marzę, by tacy ludzie klonowali mi się w Fundacji. Kilka miesięcy spokojnie, rytmicznie, w atmosferze przyjaźni i zrozumienia pracowaliśmy na rzecz braci mniejszych, a przy okazji Wiola z Maćkiem poznawali tajniki pracy fundacyjnej, swoje koleżanki z Łodzi i tak niepostrzeżenie jakby przypadkiem stali się kolejnym trybikiem w machinie Kociej Mamy.
 
Wpis: 17.10.2013