Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Piotrków - moja radość i zmartwienie


Piotrkowska filia KM pracuje bardzo dobrze, wręcz powiedziałabym rewelacyjnie. Łapią, leczą, zabiegają o sponsorów, przyjaciół i pomocników.

Patrzę na nich i mam ogromną radość, że to wszystko tak ładnie się układa, ale jednocześnie mam świadomość skali pomocy, na jaką liczą mieszkańcy Piotrkowa.

W myśl zasady wyznawanej przeze mnie od lat, nie komentuję pracy i sposobu postępowania z kotami bezdomnymi i ich opiekunami innych organizacji pro zwierzęcych działających na określonym terenie. Uważam, że wszyscy ludzie mający na uwadze dobro zwierząt nie powinni się wzajemnie szkalować i oczerniać. Tylko jeśli już nie razem, to przynajmniej bez niepotrzebnych animozji pracować każdy w swoim zakresie, a wtedy los kotów, bo one nas jako fundację interesują najbardziej, ulegnie znacznej poprawie.

Powinno tak być a jak jest w rzeczywistości - wiemy doskonale.
Gdzieś te zwierzaki zatracane są po drodze pracy organizacji.

Kiedyś byłam na spotkaniu TOZu w Pabianicach i powiem, że w połowie spotkania wyszłam zirytowana, bo przedmiotem rozmowy nie było dobro i opracowanie sposobu na pomoc kotom, tylko rozważana (ponad godzinę) była kwestia siedziby organizacji i sposobu pozyskania funduszy na telefony i legitymacje oraz ustalanie wielkości składek. Słuchałam tych wypowiedzi i nie mogłam w to uwierzyć, że w dobie internetu i telefonów komórkowych ludzie, liderzy organizacji, przejmują się takimi bzdurami.
Fundacja Kocia Mama funkcjonuje od lat bez siedziby i legitymacji i jakoś nie ma to wpływu na jej rozwój. Liczy się pomysł i skuteczność oraz prawdziwa praca, a przełożenie na sponsorów zawsze się znajdzie.
Ludzie potrafią docenić pomoc i fachowość.
A już te debaty na temat legitymacji i wysokości składek rozbroiły mnie ostatecznie. Jakże ja, szefowa fundacji, miałabym nałożyć podatek na własnych wolontariuszy za to, że przyszli do mnie i wspólnie chcą coś fajnego robić?

Nie dziwię się, że następuje taka ekspansja Fundacji. Jej nowoczesne zasady działania wzbudzają w innych złość i zazdrość, ale sądzę, że powinni oni raczej zweryfikować swoje metody działania a nie negować nasze. W końcu przynoszą efekty, a to się przecież liczy najbardziej.

Wracając do Piotrkowa.


Nie ma mowy o jakiejkolwiek współpracy na płaszczyźnie Urząd Miasta - Fundacja. Nie ma w perspektywie żadnego programu do walki z bezdomnością, czyli szarzy karmiciele kotów nie mogą liczyć na żadne wsparcie czy pomoc z tej strony. Miasto jest biedne i problem kotów wolnożyjących i finanse z tym związane nie są rozpatrywane.

Nie dziwię się, że po publikacjach prasowych i audycjach telewizyjnych promujących „Kocią Mamę” opiekunowie zaczęli się masowo zgłaszać do piotrkowskich wolontariuszy o pomoc w adopcji, leczeniu czy sterylizacji bądź kastracji.

Jak na razie jesteśmy w stanie pomóc. Nie odmawiamy .Ale jak długo jeszcze będę w stanie tak wspierać filię - nie wiem.
Pewnie, że łatwiej zafundować kotce zabieg, niż potem leczyć chore kocięta, ale wszystko rozbija się niestety o finanse.
Teraz jest zima, nie ma małych kociąt, więc mogę więcej funduszy przeznaczyć na pomoc dla Piotrkowa, ale co będzie wiosną, kiedy nastąpi wysyp małych kociąt - nie wiem.


Dlatego teraz, kiedy jest zima i mamy więcej czasu i możliwości na pomoc kotom prosimy wszystkich o wsparcie i pomaganie poprzez nawet niewielkie wpłaty na sterylizację i kastrację kotów piotrkowskich. 

 

Mamy sprzęt, umiejętności i możliwość przetrzymania kotów po zabiegach.

Koszt sterylizacji kotki bezdomnej to 80 zł, kocura 40 zł. Do tego zawsze dochodzi koszt odrobaczania, odświerzbiania, likwidacji grzybicy czy leczenia kociego kataru w zależności od tego, na co złapany kociak cierpi.

Żaden kot nie jest tylko poddawany zabiegowi mającemu na celu pozbawienie możliwości rozrodczej. Wypuszczanie chorych osobników mija się z celem naszej pracy - mamy pomagać żyć kotom bezdomnym w lepszej kondycji zdrowotnej a nie tylko podnosić liczbę wykonanych zabiegów.

Kultura pracy, jaką wykazują się nasi lekarze jest taka sama a czasem i lepsza w stosunku do bezdomnych niż do naszych kochanych pupili.
Kota dzikiego na zabieg łapie się raz w życiu i wtedy trzeba możliwie kosztem jak najmniejszych stresów zapewnić mu pakiet badań i zabiegów pielęgnacyjno-leczniczych, żeby jego stan fizyczny był optymalnie najlepszy.
Dlatego przy okazji podania narkozy koty mają czyszczone zęby, jeśli zachodzi taka konieczność, usuwane oczy po przebytym kocim katarze oraz czynione są wszelkie korekty poprzez amputację suchych czy niegojących się ogonów - jest to często spotykane zjawisko, szczególnie u kocurów walczących o posiadane terytorium.

Pomoc potrzebna jest każda i w każdym wymiarze.

Problem kotów w Piotrkowie jest ogromny. Wszystkie kociaki, jakie do nas stamtąd przyjechały, wymagały długiego leczenia przede wszystkim na koci katar a kilka z nich na zawsze będzie miało oczy zdeformowane przez to paskudne choróbsko.
Winy nie ma tu niczyjej.

Karmiciele karmią, bo na tyle ich stać finansowo.
Zabiegi są drogie, leczenie też.
Opiekunami często są osoby starsze, schorowane, żyjące z niewielkich emerytur.

I pojawiła się „Kocia Mama”. Robimy wszystko, żeby pomóc jak największej liczbie kotów, ale sami możemy niewiele, więc zapraszamy do pomagania. Liczy się każdy grosz!

 

Wpis: 6.02.2011