Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Pierwsze smarki tej wiosny


Co roku powtarza się ta sama sytuacja. Zawsze w kwietniu zadajemy sobie pytanie: "Kiedy się pojawią pierwsze? Czy już teraz, czy dopiero w maju albo na początku czerwca?" Staram się wydawać do adopcji młodzież i dorosłe koty, by choć na moment zwolnić tempo pracy w domach tymczasowych, ale nie jest to łatwa sprawa mając kociary w grupie. Wszędzie, gdzie pójdą, znajdą jakieś biedne futro i mi przyniosą do Kociej Mamy. Dawno przestałam się kłopotać czy i kiedy oddam je do adopcji, zawsze w końcu znajdzie się jakiś chętny. Jedyny problem spędzający mi sen z powiek, to czy zdołam to towarzystwo nakarmić i utrzymać poziom standardu adopcyjnego. 
Dziewczyny mają świadomość moich trosk, dlatego oprócz ściągania kotów, wykazują aktywność produkując rękodzieło i biorąc udział na kiermaszach, by choć troszkę ulżyć mi w gromadzeniu  pieniędzy.
 
Asia doszła do Fundacji kilka lat temu. Jest domem tymczasowym, a od pewnego czasu ozdabia zakładki, które sprzedajemy na Allegro.
Sygnalizowała, że w komórkach w jej bloku mieszkają koty. Cóż, żadna to rewelacja, bo one przeważnie rezydują wszędzie, gdzie ktoś uczynny stawia miskę i zapewnia spokój. Obok mieszka pani, która jest także kociarą. Dziewczyny dogadały się i postanowiły zrobić porządek, bo nagle okazało się, że niekastrowane kocury i rujkowe kotki niestety spowodowały ogromny fetor na klatce. Lokatorzy zaczęli się oburzać, bo nikt rozsądny nie będzie mieszkał w smrodzie. 
 
Ale jak to bywa w życiu - zanim panie zmówiły termin, uzgodniły łapankę i podjęły jakieś działania, mijały kolejne tygodnie. Któregoś dnia sama zawitałam do Asi na moment, fetor unoszący się na klatce schodowej wywołał moją złość. To skandal, by w bloku gdzie mieszka dziewczyna z Kociej Mamy była taka sytuacja. Poprosiłam Karolinę o pomoc, ma duże doświadczenie w łapankach, liczyłam na to, że szybko zaprowadzi porządek w komórkach pewnego bloku przy ulicy Wrocławskiej. 
 
Ale koty nie czekały! Natura ma swoje prawa i po raz kolejny zbieramy żniwo naszego zagapienia. Kiedy już wreszcie udało się zmówić na interwencję, gdy zeszły do piwnicy, by ustawić łapkę ich oczom ukazała się kocia matka z 3 małymi, około 4 dniowymi kociętami. Karolina świadoma sytuacji, dzwoni: 
- Szefowa, wiem, że jest poniedziałek, lepiej usiądź, w jakim jesteś nastroju? Dużo problemów po weekendzie? 
Każdy wie, że poniedziałek to mój najgorszy dzień, wszystko dzieje się zawsze tego dnia. Jakiś koszmar! Zgłaszana jest jedna interwencja za drugą, ręce mi się trzęsą z pośpiechu, odbieram kolejne telefony, rozmawiając monosylabami, nie wnikam w szczegóły, szybko analizuję przekazane informacje, podejmuję decyzje i tak do późnego wieczora, aż zmęczona sama siebie pytam na co mi była ta fundacja i po 21 wyłączam telefon.
Informacja Karoliny nawet mnie nie zaskoczyła. Zwlekały, przeciągały interwencję, mamy więc plon kocich amorów. Z kociakami poradzimy sobie adopcyjnie, o to jestem spokojna, problemem jest natomiast kotka.
Jest totalnie dzika. Już nie raz kociła się przenosząc swoje dzieci w inne miejsca, tak sprytnie, by nie znalazł ich człowiek. Tym razem nie mogłam ryzykować, że kolejne małe dziczejąc jak matka powiększą grono bezdomnych. Decyzja mogła być jedna. Trzeba zabrać maluchy, podłożyć innej kociej mamce, a wyjątkowo przebiegłą  złapać, bo taka szansa rzadko się trafia. W przypadku kotów wyjątkowo dzikich, nie można niczego przewidzieć, ustalić ani też zaplanować. Działać trzeba natychmiast, korzystając z szansy jakie daje nam życie, lepiej tak, niż potem żałować braku decyzyjności.
 
Kociaki są już bezpieczne, matka złapana jedzie na zabieg. Szybka skuteczna akcja! Na zabiegi czekają jeszcze 3 futrzaki, są młode, ale na tyle dorosłe, że i one za moment mogą sprawić kolejną niespodziankę. Niebawem zapanuje porządek, jestem tego pewna, a ekipa mieszkająca na Bałutach już się organizuje transportowo, by wspierać działania Joanny.  
 
Wpis: 21.04.2015