Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Pewnego piątkowego popołudnia


Do dziś pamiętam moją pierwszą, fundacyjną, kocią interwencję. Była niezwykła, bo dotyczyła pomocy 23 wyjątkowo chorym kotom przy kompletnie pustym koncie bankowym. 
Kocia Mama dopiero rozpoczęła formalną działalność, więc uczyłam się jak być menadżerem, szukać form zarobku i zjednywać darczyńców oraz sponsorów, ale w sobie właściwy sposób, zachowując kompletną niezależność i bezkompromisowość w kwestiach regulujących pracę Fundacji.
Lata minęły od tamtej chwili. Koty po zmarłej pani Basi wyleczone znalazły super domy, mimo, że niektóre miały dość dużo lat.
Interwencje "Na bogato" stały się typowe dla Kociej Mamy, jakbyśmy wtedy zdały pozytywnie test, czy potrafimy logistycznie i finansowo sprostać dość niebanalnym wyzwaniom.
Nie ryzykuję, nie szarżuję, nie działam pochopnie, nie piszę scenariuszy bez rzeczowego poznania tematu. Zawsze tak jest, że nietypowe interwencje staram się przeprowadzić z tymi wolontariuszkami, których praca ociera się o te właśnie problemy. Powód prosty, powtarzam im od lat: uczcie się, wieczna nie będę, ktoś musi po mnie o koty dbać. 
Romantyzm, empatia, analityczne i pragmatyczne zachowanie czynią ze mnie szefową, która stwarza płaszczyznę do wyjątkowych zadań.
 
Jakiś czas temu usłyszałam od prezesowej:
- Kolega opowiadał mi o pewnej pani, która ma kilkanaście kotów, czy znasz może... - i tu padło nazwisko i rejon Łodzi, gdzie pani mieszka.
Typowa sytuacja w Fundacji.
Dziewczyny wiedzą, że jestem skarbnicą kociej wiedzy, znam środowisko, typowe dla różnych organizacji zachowania, kiedy chcą się upewnić, rozwiać wątpliwości czy potwierdzić domysły zwracają się do mnie.
Tym razem jednak nazwisko pani opiekunki dość licznego stada, bo aż 25 mruczków było mi kompletnie  obce, to wyjątkowa sytuacja.
Renatka  otrzymała zadanie:
- Przygotuj grunt, czyli zbierz istotne dla nas informacje, ile jest kotów, w jakim wieku, jaki jest ich stopień  socjalizacji z człowiekiem, adres, telefon, i umów proszę spotkanie. 
 
Po kilku dniach wróciłam do tematu: 
- Wiesz coś konkretnego?
- Nic, tylko ile jest kotów.
- No cóż, zaraz się wszystko wyjaśni.
Podałyśmy Natalii adres i pojechałyśmy na rekonesans. 
 
W samochodzie przypominałyśmy sobie rozmaite podobne interwencje. Ja oczywiście opowiadałam śmieszne przypadki, kiedy to na przykład siedziały kocięta z matką w piekarniku, bo w niezwykle malutkim mieszkanku żyła pani z 18 kotami, albo jak pojechałam po kotkę matkę z dziećmi aż do Pajęczna i gdy już miałam się żegnać, pani zapytała:
- Co z kocurem ojcem?
-Jak to co? - zapytałam lekko zdziwiona - Wykastruje pani go i niech tu zostanie.
Na co kobita zalała się łzami:
- Pani Izo, to nieludzkie! Te koty się kochają! To jest rodzina!
- Nie mam dodatkowego kontenera - jeszcze próbowałam negocjacji.
-Nie szkodzi, on się zmieści z kotką !
Poddałam się. Całą drogę powrotną zerkałam kompletnie zdezorientowana jak oba koty, On i Ona grzecznie wtulone w siebie spały. Dzieciaki, trzy smarki, czując spokój rodziców siedziały jak trusie.
Byłam w szoku, pierwsze raz ratowałam zakochane koty, normalnie kocie love story. Do adopcji poszły oczywiście w parze, jako zakochane koty.

Dojechałyśmy, przywitała nas odrobinę przestraszona pani. Witając się i rozpoczynając rozmowę, uważnie notowałam wrażania. Kobieta miła, ale wiadomo pełna niepewności, jakie będą skutki wizyty. Ładny, zadbany ogród, posprzątane podwórko i opiekunka kompletnie odbiegająca od typowego wyglądu szalonej kociary. Coś mi nie gra, nie pasuje do schematu.
- Czy mogę zobaczyć koty? - zapytałam
- Tak, tędy proszę.
Kiedy weszłam do domu, wszystko się wyjaśniło.
Czuję się jak w kocim przedszkolu: kuwety pod ścianą ,koszyki, zabawki, drapaki i kolorowe legowiska.
- Ile jest tego drobiazgu? Ile miotów? - zapytałam łagodnie, a oczy same mi się śmiały na widok szarego kociaka, który walczył z wiklinowym koszykiem podczas gdy drugi mościł się w nim jak kwoka na jajkach. W międzyczasie sięgnęłam po telefon, długopis i kalendarz. Stały operacyjny zestaw. Wyjaśniłam warunki przejęcia małych, opowiedziałam o sposobie adopcji, wypytałam o liczbę kotek. W trakcie rozmowy opiekunka zaczęła się uśmiechać i patrzeć odważnie w oczy. Lody stopniały, pani zaczęła rozumieć, że nie przyszłyśmy jej oceniać, krytykować czy czynić wymówki.
- Wie pani, starałam się sama zapanować... - popatrzyła uważnie, czy wiem, co chce mi przekazać.
- Proszę się nie tłumaczyć, wszystko rozumiem, mogła przecież pani je utopić...
 
- Jest ich 15 - zaczęła opiekunka po czym wyrecytowała mi daty ich urodzin - Tej kotki pewnie pani nie zechce - dodała wskazując śliczną malunią buraskę.
- A to niby dlaczego?
- Jest chora.
Jeszcze nie skończyła zdania kiedy Renacie się wyrwało:
- Jak jest chora, to tym bardziej Szefowa nie zostawi.
- Dowiem się co jej dolega? - interweniowałam.
- Ma przepuklinę, trzeba operować.
- Zatem jej miot jedzie jako pierwszy - zadecydowałam po czym nie zostawiając czasu na reakcję zadzwoniłam do Perełki i umówiłam dla siódemki wizytę. 
- Kolejne  osiem mruczków proszę zawieźć w poniedziałek do Filemona.
- Pani zawsze tak szybko pracuje? - zpytała lekko zszokowana opiekunka
- Z nad czym się tu zastanawiać?!
 
Już prawie wychodziłam, kiedy Natalka zwróciła uwagę na górę lodówki.
- A te kotki to co? Jaki ma pani na nie pomysł? - zapytałam wskazując buraskę śpiącą na oknie i dwa zjawiskowe cuda patrzące na mnie z lodówki.
- Ta Bura to ich matka, ma niecałe dwa lata, wyjątkowo miła i łaskawa, a trikolorki to jej córki, zeszłoroczny miot, którego nie udało mi się wydać, kończą  9 miesięcy właśnie. Jest i czwarta kotka, ale bardzo nieufna.
- Dobrze, zatem teraz szczerze, ile oprócz 15 małych ma pani dorosłych kotów?
- Dziesięć, siedem się schowało, kocury są po kastracji, a te kotki, że wychodzą, to wróciły w ciąży...
Popatrzyłam na panią figlarnie.
- Moja droga, jeszcze z Matką Naturą nikt nie wygrał, każdy szuka miłości mimo różnych konsekwencji.
Na pożegnanie dobiłyśmy targu, że jeszcze te trzy łagodne po zabiegu przyjmę do adopcji.
 
W drodze powrotnej dziewczyny dokuczały:
- Ale się Szefowa popisała, nas strofuje, że koty bez opamiętania znosimy, a sama oprócz 15 smarków  jeszcze i 3 kotki biednej kobicie zabrała!
Przykład idzie z góry, jak będą leciały rekolekcje, mamy mocne argumenty.
 
Wpis: 7.06.2016