Każdy rok pracy w FKM ma swoje hasła. One pomagają nam w komunikacji, są symbolem zbędnych atrakcji, jakie urozmaicają codzienność, miłe wydarzenia dodają smaczku i pikanterii, wypadki i epidemie podnoszą adrenalinę. Czasem są sytuacje, które przypominają o porażkach, pomyłkach. Nic wyjątkowego, proza życia, można by rzec schemat.
Hasła pomagają nam w budowaniu emocji, napięcia ale i oszczędzają czas, który jest niezwykle cenny. W zasadzie, jak to mówi Ania, żyjemy w permanentnym niedoczasie.
Tak więc było lato, kiedy panowała panleukopenia. To są niezwykle smutne wspomnienia, jedna śmierć goniła drugą, dziewczyny płakały, koty odchodziły za Tęczowy Most. Było trudno, ciężko, nikogo nie cieszyło słońce ani sezon na ogórki, wykręcałyśmy do bólu palce, modląc się o cud! Z tej sytuacji wyniosłam nauczkę - muszę mieć kocią surowicę w lodówce, tak na zapas, jakby nie daj Bóg... I mam, bo mądra szefowa nawet dramatyczną sytuację umie przełożyć na sukces. Więcej nie było epidemii panleukopenii w FKM! Jest surowica, jest wentyl bezpieczeństwa!
Innego roku panowała grzybica. To są niezależne od nas wydarzenia, nie mamy żadnego wpływu na to w jakim kierunku rozwinie się choroba i jaki osiągnie wymiar finalny.A wtedy grzybica była w bardzo ostrym stadium. Koci katar tak zmutował swe szczepy, że kociaki po kuracjach antybiotykowych były tak słabe, wyniszczone iż odporność była zerowa, dalej wiadomo już tylko krok do grzybicy i kolejne długie leczenie.
Było lato kaliciwirozy.
W sumie zawsze są jakieś atrakcje, koty są jak małe dzieci, zawsze coś się dzieje. Niekoniecznie w dogodnym dla nas czasie. Nie ma niestety dobrej pory na chorobę, operację czy też śmierć.
Lato 2013 zawsze będzie w pamięci wolontariuszek kojarzyło się z datą pożegnania maskotki fundacyjnej - Pitusia, kota z tych najtrudniejszych adopcji.
Pituś był karłem, kotem padaczkowym z porażeniem mózgowym, skazany na początku życia z uwagi na stopień deformacji, rodzaj choroby. Fakt iż był pierwszym przypadkiem, który skumulował w sobie kilka nietypowych schorzeń, a jednak żył i był dowodem na tak zwane wyjątki potwierdzające regułę. Ale Pituś jest jeszcze czymś więcej, teraz to żywy dowód na sukces, poradnik postępowania w podobnych przypadkach, dzięki niemu lekarze są bogatsi o bardzo cenną fachową wiedzę.To wielka szansa dla innych kotów. Kompilacja chorób jakie były jego udziałem, reakcje na podawane leki, sposób życia i bycie w centrum Fundacji. Mimo woli, stał się wzorem, lekiem, sposobem na postępowanie w sytuacji zaistnienia podobnych przypadków. Bolesna strata, ale w obliczu konsekwencji i uporu, z jakim walczy Kocia Mama o wszystkie koty kalekie, nieoceniony przypadek medyczny, doświadczenie bezcenne, wzór na przyszłość. Oby ta wiedza była potrzebna sporadycznie!
Była też typowa operacja kostna. Uraz lokomocyjny i w efekcie amputacja tylnej kończyny. Latem nie tylko ludziom zdarzają się wypadki, koty mają potrzebę wędrówek, sprzyja temu aura i klimat, jeśli jeszcze zwierzę nie jest zabezpieczone pod względem rozrodczym, włącza się czynnik naturalny czyli popęd płciowy. Natura rządzi się swoimi prawami. Moment nieuwagi, a potem cierpi zwierzę, wyrzuty sumienia ma człowiek, życie... Wynik zaniedbania jest przykry: operacja, amputacja, rehabilitacja, ból.
Amputacje gałek ocznych czyli konieczność interwencji chirurga po infekcji ostrej formy kociego kataru, to kolejne bardzo często podejmowane decyzje, aby ocalić kocie życie. Dużo jest takich zabiegów, kiedy to wybieramy mniejsze zło. Nawet z jednym okiem, ale żyje i ma szansę na dom. To zasługa zmiany mentalności, empatii, a przede wszystkim owoc edukacji i postawy wszystkich wolontariuszek. W nas nie budzą negatywnych emocji koty na trzech łapkach czy z jednym okiem, nie mające ogonów czy też z padaczką czy porażeniem, niedowład nie jest przyczyną do eutanazji. Tylko w jednym przypadku godzę się na pożegnanie kota - kiedy z uwagi na stopień deformacji czy też urazów jego życie jest koszmarem, jest udręką, powoduje ból...