Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Ostatni maraton w naszej ulubionej szkole podstawowej

 

Tym razem będzie nietypowo.
Zaczęło się od dziwnego telefonu Jaśminy:

- Iza, jest szkoła chętna na zajęcia edukacyjne, ale to będzie trudny klimat, nie wiem czy chcesz się wikłać?
- Jaśmina, jaśniej proszę, spokojnie, rozwiń może temat, przybliż mi swoje obawy, nie jestem wróżką przecież, nie czytam w Twoich myślach.

Jaśmina zaczyna wywód:

- Kobieta, która nas zaprasza,  to kociara straszna, może nas potem zarzucić prośbami by przyjąć jakieś futra albo oczekiwać mojej dyspozycyjności, a masz przecież świadomość,  jaki mam kocioł zajęciowy, a do tego jeszcze nauczanie indywidualne, kilka kółek pozalekcyjnych, które prowadzę. Obawiam się, że mogę zwyczajnie nie mieć czasu...

Zawiesza głos, czeka na moją opinię.
- Nie wymyślaj, umawiaj zajęcia. Zbadamy temat i zobaczymy, jakie to jest środowisko.

 

No i się zaczęło! Wpadłyśmy po uszy, wszystkie urzeczone atmosferą i klimatem tejże szkoły. W Łodzi miałyśmy już swoje hasło: "Dziewczyny, Iwona nas zaprasza na zajęcia", bo po pierwszym spotkaniu poszły w kąt wszelkie konwenanse i czułyśmy jakbyśmy się z tą wielką kociarą znały od lat. Swój swego wypatrzy, złapie i nie odda! Tak wygląda fajna znajomość, a Iwona jest cudowna: bezpośrednia, szalenie komunikatywna i bardzo opiekuńcza wręcz wylewna.

 

Nie miałam problemu by zgromadzić skład, bo każdy jechał chętnie. Jaśmina przed wizytą Szefowej w filii przeglądała karty ocen młodych wolontariuszy mówiąc: Ty nie idziesz - dwóję masz z matematyki, Ty masz słabą notę z biologii, Ty masz dwie jedynki z chemii - poprawicie oceny, będziecie edukować! Nie chcę słuchać wymówek Szefowej, że latacie na edukację, a oceny są kiepskie. To wstyd dla całej lokalnej ekipy!

I tym sposobem, bez krzyku i kary, młode kadry fundacyjne były motywowane do nauki. Wstyd przed Szefową był gorszą wizją niż brak tygodniówki czy zakaz pójścia na dyskotekę. Takiego zachowania doczekałyśmy się w Fundacji, pięknie!

 

Kilka miesięcy zajęła nam edukacja w tejże szkole. Każde spotkanie było rewelacyjne, ale kończący serię zajęć maraton pięciogodzinny to było dopiero niezapomniane wydarzenie, zarówno pod kątem pomysłów, które spływały na moją głowę, jak i reakcji młodzieży zgromadzonej w sali numer 118.
W tej szkole logistyka i planowanie były na szóstkę! Zawsze przydzielano nam do dyspozycji jedną i tę samą salę, co oszczędziło nam poznawania topografii szkoły. Przerwy był dla nas momentem na wypicie kawy. Mogłyśmy chwilkę odpocząć, a koty wolne były od stresu związanego z przemieszczaniem wśród krzyków, które przeważnie rozbrzmiewają na korytarzu podczas przerwy. I jeszcze te smakołyki: cukierki, ciasteczka, na dużej przewie zaproszenie na obiad...
Atmosfera niezwykle sympatyczna.
 
Ale ostatnie zajęcia były wręcz magiczne. Nie sądziłam, że może mnie spotkać takie szczęście, a jednak są fajne niespodzianki w życiu.
Czas wiosenny to także pora katarów, grypy, drobnych przeziębień, dlatego zamiast dwóch zespołów, do Piotrkowa pojechała Szefowa, Ania w roli kierowcy i Renata, a na miejscu dołączyła Martyna, Damian i Profesor Klops.
Wiedziałam, że będzie trudno... Pięć godzin pod rząd - nie ma co liczyć na ulgę bądź choćby małą przerwę. Ale miałam Renatkę, a z nią pracuje się świetnie. Czasem sądzę, że ona wie, co za myśli krążą po mej głowie, bo kiedy robię pauzę, wchodzi mi pięknie słowo i dalej rozwija temat.
Pierwsze trzy godziny były poprawne, dzieci słuchały, nawiązywały, żadnych trudności, taka przykładna młodzież.
 
Atrakcje zaczęły się na 4 lekcji, kiedy padło sakramentalne pytanie: skąd się biorą pieniądze w Kociej Mamie? I już nie było tradycyjnej lekcji, poleciałyśmy talentem. My rzucałyśmy kolejne hasła: wolontariat, dom tymczasowy, walka z bezdomnością, a młodzież rozwijała temat. Było naprawdę wyjątkowo. Pełne zaangażowanie i przejęcie poruszanym tematem. To spotkanie przestało przypominać typowe zajęcia edukacyjne, to była raczej burza mózgów, wymiana opinii, poglądów, tysiące pytań, setki pomysłów i włączyła się do rozmowy pani ucząca matematyki, choć zaczęła rozmowę ze mną od pytania: czy ja muszę być obecna?
- Nie, po co skoro nie interesują panią tematy kocie - odrzekłam całkiem spokojnie i rozpoczęłam opowieść, ale jednak tematy na tyle były frapujące, że pod koniec spotkania pani przepraszała, że nie ma w domu kota... Takie metamorfozy są możliwe tylko pod naszym wpływem!
 
Ale samo największa niespodzianka tego dnia miała dopiero nastąpić...
Te zajęcia dedykuję mojej Magdzie, która narzekała nieraz: Co z tych dzieci wyrośnie? Nie mają zwierząt w domu... Dramat... - ale to będzie inna opowieść.
 
Wpis: 21.03.2014