Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Osierocone oseski, czyli o słowach na wiatr rzucanych


Gdy komuś bardzo zależy na znalezieniu pomocy, to wytrwale szuka aż znajdzie. Znacznie gorzej wygląda sytuacja, gdy sam pomoc obieca. Wtedy z wywiązaniem się z danego słowa już nie idzie tak błyskawicznie… o ile w ogóle idzie…

Taka sytuacja miała miejsce kilka tygodni temu w piotrkowskim oddziale Kociej Mamy.
Otrzymaliśmy telefon od zrozpaczonej pani, która na terenie zakładu przemysłowego znalazła cztery zupełnie niesamodzielne, osierocone w wyniku wypadku lokomocyjnego kocie oseski. Ponieważ sposób działania naszej Fundacji jest już w Piotrkowie dobrze znany, pani pominęła wszelkie możliwe inne rozwiązania i od razu skontaktowała się z naszym wolontariuszem.
Oczywiście nas to nie zdziwiło, ale wakacje to trudny okres. Kociąt dużo, urlopowy „sezon ogórkowy” a rąk do pracy i możliwości lokalowych tyle co zawsze.
Odmówić nie potrafiłyśmy, ale konieczne było postawienie warunku. Opieka nad tymi maluszkami z naszej strony była możliwa w przypadku, gdyby ktoś w zamian, choćby tymczasowo, mógł zająć się dwoma innymi, większymi kociakami będącymi pod naszą opieką. Pani bez zastanowienia zgodziła się na wszystko i błyskawicznie przywiozła oseski, tam gdzie poprosiłyśmy, po czym równie błyskawicznie odjechała i… zamilkła.

Skontaktowaliśmy się z panią sami, choć już było oczywiste, że ta cisza z jej strony nie wróży niczego dobrego.
I mieliśmy rację.
Okazało się, że pani nie jest w stanie wywiązać się ze swojej obietnicy. Nie naciskaliśmy, bo tu nie chodzi o przechowanie worka z ziemniakami, tylko o opiekę nad żywym stworzeniem, ale niesmak pozostał.

W ramach podziękowań i zadośćuczynienia otrzymaliśmy od pani karmę dla naszych najmłodszych podopiecznych.



Dodam, że po 3 tygodniach opieki, kiedy maluchy już były prawie samodzielne, trzy z nich jednego dnia a raczej nocy, bo we śnie, odeszły za Tęczowy Most.

Kamila, która jest wyjątkowo sumienną opiekunką, była dosłownie załamana!
Lekarz prowadzący maluchy także był w szoku, widział już te kocięta i nie było żadnych przesłanek zwiastujących taką tragedię.
Próbujemy zrozumieć i najsensowniejsze wytłumaczenie, to wrodzona wada serca, ale u aż trzech kociąt ??? Wierzyć się nie chce, ja jednakże przez te lata opieki widziałam i sama doświadczyłam rzeczy z serii „niemożliwe” a jednak......... się zdarzyło. Jest to pierwsze kocie pożegnanie, jakie ma w swoim wolontariacie Kamila. Serdecznie mi żal kociaków ale i dziewczyny, która bez wahania zgodziła się przyjąć maleństwa, mimo że w jej domu gościły już matki obróżkowe, Sonia i Tonia z dziećmi. Niezbadane są wyroki kocie i przeznaczenie, jakie czasem nie szczędzi nam łez...

 

Wpis: 12.07.2011