Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Opowieść z cyklu: jak z bajki...


Kilka lat temu, za sprawą Ani, przyszedł na moje podwórko z małą kotką w fatalnym stanie. Sądziłam, że będzie trzeba ją uśpić, była tak mała, biedna, umęczona chorobą, wycieńczona... Ale nigdy nie wiemy, co nas czeka, więc skierowałam pana i chorą znajdę do lekarki, która nie raz szarpała się z Bogiem o moje kalekie koty.
 
Joanna nie była zachwycona. Kicia miała temperaturę wskazującą jednoznacznie, że raczej nie ma ochoty zbyt długo gościć na tym padole, raczej szykowała się do drogi za Tęczowy Most...  Ale przez przypadek szedł On, popatrzył i już nie umiał odwrócić głowy. Pomyślał analitycznie - jak to facet - i wykonał telefon do mojej Ani. Potem to już wiadomo...
 
Z uśmiechem po latach wspominam telefon do Lecznicy "Pies czyli kot" i wywód Joanny, kiedy zapytałam o stan zdrowia kotki. Dodam, że miałam świadomość, jaki panuje nastrój wśród pracujących tam lekarzy. Dlatego na telefon odważyłam się dopiero po jakimś czasie. Dałam im czas ochłonąć i oswoić się z wyzwaniem.
- Mam Cię dość Iza, nie masz innych lecznic? Im funduj takie przypadki! Trzecią noc nie śpimy, ja i moje pracownice też! Co rusz podłączamy kroplówki, zmieniamy termofory, takie koty kwalifikują się do eutanazji!!! - usłyszłam w słuchawce
- Asia, może kupię lecznicy elektryczną poduszkę? Zaoszczędzisz na prądzie! - próbowałam być dowcipna.
Odpowiedź, którą usłyszałam, zostawię dla siebie, tak jest dyplomatyczniej.

A kotka na przekór złym prognozom, pokonała koci katar, grzybicę i jeszcze kilka chorób przy okazji. Mimo ślepoty znalazła dom, a ja z wyrachowaniem wypominałam Asi rekolekcje, które systematycznie kierowała pod mym adresem.
Od tamtej pory, zawsze kiedy podobne przypadki hospitalizowane są w lecznicy Joanny, ratujemy bez zbędnych komentarzy, bo zawsze wszelkie obiekcje ucinam:
- Asia, już przerabiałyśmy podobną sytuację. Z okiem czy bez, znajdziesz futrzakowi dom, więc Ty leczysz,  ja płacę.
- Ty to się umiesz ustawić - ripostuje lekarka.
- No wiem, idę na łatwiznę ale z takim składem lekarzy mogę szaleć a szaleć w Kociej Mamie!
 
 Od tamtej pory minęło kilka lat...
Kotka ma się dobrze, a ja i Fundacja jesteśmy bogatsze o przyjaciela. Nie dzwoni do mnie, mimo że zna numer , nie opowiada że organizuje kolejną zbiórkę, nie oczekuje na pochwały, zaraża znajomych i współpracowników sympatią do Kociej Mamy. Wyjątkowe zachowanie ale i człowiek nietuzinkowy. Co jakiś czas powraca do mej świadomości jego nazwisko, kiedy rozdajemy nasze słynne ambasadory i piszę coroczne podziękowanie za przekazane wsparcie.
Mamy już nawet hasło szyfr obie z Anią: "Iza trzeba odebrać karmę zbierali w Maćka firmie", a kilka dni później: "Może jakieś info damy na stronę?"
Jak znajdę czas to skrobnę - odpowiadam, a Ania nauczona latami pracy, czeka, bo wie, że takie słowa padają zawsze, kiedy jakiś reportaż chodzi mi po głowie.

Bardzo dziękuję tradycyjnie Maćkowi Harcejowi, Martynie Matyce i całej Firmie za pomoc dla Fundacji!!! Bardzo lubimy Ericpol i ich szczodrość dla Kociej Mamy. Wasze dary są dla nas ogromnym wsparciem i okazją do niezwykle fajnych wspomnień  z naszych działań.
 
Wpis: 16.02.2015