Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

O tym mało kto wie...


Pamiętam chwilę, kiedy podjęłam decyzję o założeniu Fundacji. Był to mroźny, styczniowy, choć jednocześnie radnosny i bardzo słoneczny dzień. Nie wiedziałam jak się potoczą losy mojej grupy, ale byłam już na tyle mocna psychicznie i pewna swoich decyzji, że nie bałam się przyjąć odpowiedzialności za wszystkie dziewczyny. Miałam świadomość, że nakładam na siebie nie lada obowiązek, one mi ufają, wierzą w słuszność moich racji, więc postępować muszę niezwykle delikatnie, bo błędne decyzje mogą mieć fatalne skutki. Ale trudno, musi być już ta Fundacja!
"Szefowa" - jedno słowo, a wszystko zawiera i wiele znaczy.
 
Ciężar przede wszystkim największy i najbardziej stresujący jaki miałam, to kwestia finansowa, bo jak bez wsparcia może funkcjonować organizacja?
Skoro ma być nas widać, musimy mieć stonkę www, ale kto i jak ma mi to zrobić? 
Myślałam, szukałam właściwej osoby wśród wolontariuszek. Niestety żadna z nich nie była grafikiem komputerowym. Klapa. 
Wreszcie Danka, wolontariuszka mieszkająca w Konstantynowie, mówi: "Iza, ja mogę klepać informacje, ale nie umiem projektować". Jest promyk - pomyślałam!
 
Szukałam dalej, padło na Emilkę: "Wymyślaj grafikę dziecko!" i szybko podałam jej jakieś pomysły.
Emilia patrzyła przerażona - nie wiem czy poradzę sobie
-Musisz - mówię twardo - nie mam pieniędzy żeby zamówić grafikę u profesjonalisty!
Są już dwie - jakoś to będzie.
 
Chyba 4 miesiące przygotowywałyśmy projekt graficzny, układałyśmy zakładki, spierałyśmy się o działy tematyczne aż pewnego dnia zadzwonił telefon:
- Iza Kocia Mama?
- Tak słucham, w czym mogę pani pomóc?
- Mam do pani kontakt od kolegi, są do wydania 4 małe kocięta i kotka do sterylizacji...
- Nie ma sprawy pomogę, wydam kocięta od pani, proszę tylko zrobić zdjęcia i podjechać na rozmowę, ustalimy szczegóły, po drodze pójść na wizytę, założyć im książeczki zdrowia.
- Ale to są koty bezdomne - mówi dziewczyna.
- Wiem- dlatego zapłaci za wizytę Fundacja.
 
Marta, bo to była ona, wykonała co do joty moje zalecenia. Ja kociakom znalazłam domy, a kiedy Marta przywiozła mi umowy adopcyjne, zapytałam:
- Marta czym się zajmujesz?
- Jestem grafikiem komputerowym, a z czym masz, Iza problem?
- Chyba już właśnie się rozwiązał - powedziałam z błyskiem w oku - Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś? - pytam
Marta szczerze aż do bólu tłumaczy:
- Wiesz jakie są fundacje, musiałam na Ciebie popatrzeć i Cię poznać.
- Fajnie! I co teraz?
- Teraz jestem do dyspozycji! Faktycznie nie masz już problemów!
Marta pięknie zebrała w całość te wszystkie nasze pomysły i ruszyłyśmy z pracą.
 
A teraz po latach, nadal jest opiekunką strony Kociej Mamy. Ona i jej mąż, który jest informatykiem.
Zespół od aktualizacji jest stały: pracują dwie dziewczyny: Anna i Magda. Wcześniej moje teksty poprawia moja asystentka, też Magda.
Jestem pełna podziwu dla ich pracy.
Nikt nie widzi godzin spędzonych nad tekstami, na poprawianiu zdjęć, na żmudnym wklepywaniu coraz to nowych reportaży. Tyle się dzieje w naszym fundacyjnym życiu. Niekiedy jednego dnia jesteśmy w pięciu różnych miejscach: jeden skład na kiermaszu, drugi przyjmuje dary na ślubie, trzeci edukuje dzieci, a w tym czasie Szefowa łapie koty gdzieś w Lubochni i wszystko to trafia później na stronę.
Ta ich cicha praca ma ogromy wpływ na reklamę a co za tym idzie i na sponsoring. Ludzie czytają i są pod wrażeniem, ile tu fajnych rzeczy się dzieje. Dzięki dwóm dziewczynom, które non stop bolą oczy od siedzenia przed komputerem, nasi symaptycy mają możliwość być bliżej Fundacji, poznać jej pracę, nowe pomysły, cele, dążenia, potrzeby i, na ile mogą, samemu włączyć się w różne projekty.
A dziewczyny czasem słyszą moje pytanie:
- Dlaczego relacja z lekcji edukacyjnej w przedszkolu jeszcze nie na stronie?
- Iza miałam gości, Witek chciał iść na spacer...
No tak, fajnie, myślę sobie, one to są cudne! Inne byłyby złe za mój brak cierpliwości, a one się tłumaczą!
Dlaczego? Dlatego, że same znają wartość swojej pracy!
 
Anka i Magda - moje niewidoczne ale jakie ważne wolontariuszki! Jestem wdzięczna im za stworzenie takiego tandemu. Za to, że ta sfera pracy FKM działa bez potrzeby mojej ingerencji. Działają zgodnie, jedna przejmuje zadania drugiej kiedy zachodzi taka konieczność. A kiedy wynika problem natury technicznej, to zbierają się u mnie na herbatkę, przychodzi Andrzej i wszystko tłumaczy.
 
Wpis: 14.06.2013