Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Nasza codzienność

 

Od kilku lat żyjemy w dwóch wymiarach: jeden to ten powiedzmy normalny, czasem nudny, przewidywalny, wtłoczony w codzienny stereotyp,  wiejący niekiedy nudą i stabilizacją tak monotonną, że czasem marzy nam się mały tajfun, wstrząs dający energię i nowy zapał do wykonywania czynności, które pośrednio nałożyło na nas życie, a my będąc do bólu odpowiedzialnymi, spełniamy to, czego oczekuje od nas partner, rodzina, dzieci, koledzy w pracy czy też na uczelni.
Tak sobie trwamy do chwili aż nie skrzyżują nam się drogi z Fundacją kompletnie nietypową czyli Kocią Mamą.
Wtedy zaczynamy funkcjonować w drugim wymiarze, gdzie spełniają się nasze marzenia nikomu dotąd nie zdradzane, ujawniają się talenty skrywane, stajemy się śmielsi, odważniejsi, bardziej niepokorni. Pracujemy na wysokich obrotach, oddajemy Fundacji swój czas, talent, energię i mamy świadomość, jak jesteśmy cenne my i nasze umiejętności. Na takie osoby nie stać żadnej korporacji - tak duże mają kwalifikacje moje wolontariuszki.
 
Ja pamiętam każdą sytuację w której dołączyła każda dziewczyna do kociej załogi.
Ania przyszła po klatkę, kiedy robiłam szaszłyki dla zaproszonych gości. Spieszyłam się, jak to ja, zawsze spóźniona, a tu dzwonek i w drzwiach stanęła młoda dziewczyna:
- Dzień dobry, ja tu niedaleko mieszkam. Przyszłam pożyczyć łapkę... Bo jest teraz akcja z urzędu miasta. Chcę zrobić porządek w stadzie bezdomnych bytujących koło mnie.
No myślałam, że eksploduję ze złości... Nie zapomnę mego oburzenia:
- Jak pani sobie to wyobraża? Że ja pracuję non stop? Nie jem, nie śpię, tylko łapię koty i uczę ludzi obsługi klatki łapki? Jeszcze nie straciłam rozumu do końca!
Dziewczyna poparzyła na mnie uważnie i, co dziwne, nie uciekła:
- To kiedy mogę przyjść, żebym nie przeszkadzała?
No pięknie - myślę sobie - Jak po takiej przemowie chce wrócić i nadal drążyć temat kotów bezdomnych, jest dobrze!
Ma dziewczyna w sobie siłę i chyba bardzo jest społeczna!
- No już - jeszcze furczę - Zapraszam do kuchni. Ja będę przygotowywała smakołyki dla gości, a pani mi wszystko opowie w czym tkwi problem.
Chodźmy, bo już mam dość gadania rodziny i znajomych, że przez te koty, to życia nie mam ani czasu dla siebie.
I tak poznałam Anię!
Bardzo szybko ujawniły się rozmaite talenty dziewczyny, wkrótce stała się tak pomocna, że awansowała na koordynatorkę.
A ja zawsze, kiedy robię szaszłyki, przypominam sobie tamtą sytuację i niezmienne uśmiecham się do siebie dziękując opatrzności, że mi Ankę zesłała i jeszcze sprawiła, że jest ze mną i tak fajnie działa!
 

Odkąd w ramach zabierania obowiązków szefowej, Ania przejęła nadzór nad sprzętem fundacyjnym, obserwuję diametralnie zmniejszoną liczbę interwencji łapania kotów, które wykonuje Fundacja. Dziewczyna opiekuje się świetnie chętnymi złapać bezdomnego kota na zabieg, służy im wiedzą, opieką, wyjaśnia, doradza.

A czasem, kiedy okoliczność tego wymaga, sama się włącza i pomaga złapać wyjątkowo opornego osobnika.

 

Tym razem odłowiła wraz z karmicielką kotną kotkę, sytuacja była bowiem już mocno napięta, za chwilę byłoby zbyt późno na wykonanie aborcji, a opiekunka była bardzo zestresowana całą sytuacją. Wtedy do akcji wkroczyła Ania i interwencja zakończyła się pełnym sukcesem.

 

Wpis: 7.05.2014