Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Najważniejsze działanie Kociej Mamy


Kiedy zakładałam kilka lat temu Fundację, nie byłam pewna w jakim kierunku najbardziej rozwinie się jej działanie. W zamyśle miałam kilka form, które wiedziałam, że są ważne i trzeba im poświęcić czas i energię. Adopcja świadoma, ograniczanie populacji bezdomnych no i oczywiście edukacja. Jakoś przez przypadek, chyba przez moją empatię, szczególną opieką zaczęłam otaczać koty kalekie, chore, powypadkowe, te, które okaleczone były w wyniku zdarzeń losowych lub co gorsza - krzywdę im zrobił człowiek.
Nie zawsze postępujemy godnie, nieludzkie jest podpalanie zwierząt, topienie ślepych miotów w kuble z wodą albo wrzucanie ich do śmietnika w torebce foliowej.
Nigdy nie opowiadam na spotkaniach z miłośnikami kotów do jakiego bestialstwa wobec bezbronnej istoty zdolny jest człowiek. Nie chcę pokazywać, że był już wcześniej taki psychopata, który odważył się na bezkarne zadawanie bólu, nie chcę, by inni mieli wymówkę, że w swoim okrucieństwie nie są pierwsi, nie chcę dać im szansy na chore usprawiedliwienie własnego zwyrodnienia.

Ale nie mogę udawać, że nie mam pod opieką w Fundacji Kocia Mama kotów kalekich, tych które cierpiały, bo człowiek nie miał się na kim wyżyć, odreagować stresu, porażki w pracy, złej sytuacji rodzinnej czy braku zrozumienia wśród rodziny. Tylko słaby, nikczemny człowiek krzywdzi innych, jeśli zadaje ból i cierpienie kotu, to trudno mówić, że czyni to nieświadomie.
Od lat przyjmuję pod skrzydła koty, które zostały pobite, w ciężkim stanie porzucone gdzieś w lesie. Tak było z Balbiną, której ktoś przetrącił kręgosłup prętem. Inny człowiek znalazł ją na wpół zjedzoną przez larwy much, zadzwonił po ludzi ze schroniska, a doktorowa, która ją ratowała, patrząc w oczy białej kotce nie miała sumienia jej uśpić... Przekazała ją Kociej Mamie, bo leki, które ratowały jej życie z uwagi na koszt przekraczały możliwości budżetu schroniskowego. Przyjęłam Balbinę, ratowałam, znalazłam dom, przy okazji w prezencie otrzymałam w gratisie wolontariuszkę, która ma ogromne serce i prowadzi dom tymczasowy dla kotów kalekich.
 
W Fundacji Kocia Mama schronienie znalazła Maryla z Tarnowskich Gór. Przyjechała do nas wraz z trójką dzieci, ktoś po porodzie pogruchotał jej szczękę. Kotka umierała z wycieńczenia nie mogąc jeść, a karmiła maleństwa. Maryla miała kilka operacji, chirurg złożył jej szczękę, zrekonstruował zmiażdżone, drobniutkie kosteczki, walczył o jej życie, bo miał świadomość, że ja stoję za jego plecami i trzymam kciuki. Wierzyłam w umiejętności Wojtka, w jego pomysły na ratowanie, cenię od lat jego oddanie, dla Niego i Magdy, kot bezdomny nie znaczy gorszy. 
Od zawsze ja i cała Kocia Mama ratuje im życie, bo mamy poczucie obowiązku, wiemy, że te kocie biedy na początku swego życia z ludźmi zawsze mają nas. My jesteśmy ich opiekunkami, to my wstajemy w nocy i podajemy leki, podłączamy kroplówki, zmieniamy opatrunki.
 
Nas nie boli życie z kotem na trzech łapach, nie uważamy, że są gorsze. Fakt, trzeba pamiętać o ich ograniczeniach, zapewnić większe bezpieczeństwo. Kotów trójłapków uratowaliśmy dużo - był Sid, biała kotka, Walentynka, bo kiedy obrażenie jest zbyt rozległe, amputacja jest koniecznością, zabiegiem ratującym życie.
 
Ludzie chętnie adoptują nasze kalekie, wiedzą, jak bardzo jesteśmy im oddane. Powtarzam od lat - i ludzie mają wypadki, tracą nogi, są niepełnosprawni, a mimo to rodziny są szczęśliwe, że nadal są z nimi. Tak jest też z kotami, jeśli tylko ich życie jest godne, nie leżą we własnych odchodach, trzeba dać im szansę, bowiem zawsze znajdzie się człowiek, który je pokocha.

Już tak w życiu jest, że obok dewiantów, okrutników są i ludzkie anioły, takie cudowne istoty, które otwierają serca na moje kalekie koty. Nie muszę szukać daleko w pamięci, od lat ściągam kalekie koty, ten defekt przeszedł i na wolontariuszki, empatią do kalekich ' zaraziłam pół fundacji. Kompletnie ślepa Temida znalazła dom zanim zdążyłam położyć ją na stole operacyjnym. Koci katar zbiera okrutne żniwo, oczy wybuchają od ropy, amputacja jest jedyną formą ratowania im życia, a jednak i te koty znajdują rewelacyjne domy. Migotka, Jurand, Figa, Ryś, Kurczak... i dziesiątki innych żyją szczęśliwie w nowych domach i nikt już nie pamięta jaką drogę przeszły, zanim zostały adoptowane. 

Mamy też ofiary piromanów, wszyscy pamiętamy ile trudu kosztowało nas leczenie Szoli, którą jakiś debil chciał żywcem spalić.
Zawsze przeraża mnie jedno - jak ludziom nie zadrży rękę, kiedy zadają ból? Nigdy nie jestem w stanie zrozumieć, co knują  w głowie, jakie mają myśli?
 
Moje wolontariuszki są twarde, mimo ogromnej wrażliwości zaciskają zęby, wycierają łzy i pielęgnują te skrzywdzone kocie istotki. Jest czas bólu, leczenia, ale nadchodzi i czas radości, kiedy nieśmiało, jeszcze z obawą, koty zaczynają nabierać zaufania,  następuje przełom i ostrożnie zaglądają nam do łóżka kładąc się w bezpiecznej odległości, a za moment wskakują na kolana, rozpychają się na fotelu, a kiedy zaczynają mruczeć, radują się nam serca. Wyciągnięta ręka nie zapowiada bólu, zaczyna kojarzyć się tak jak powinna - z troską, opieką, miłością.
Wtedy już wiemy, że odniosłyśmy zwycięstwo, że warto było walczyć.

My ze swojej strony jesteśmy gotowe ponieść wszelkie trudy związane z opieką, pielęgnacją. Mamy czas i umiejętności, by z pokrzywdzonego kota zrobić rozbrykane mruczące futro, ale żeby tak mogło być, by koty dostały szansę na nowe życie musimy mieć fundusze. Proza życia, wszelkie działania operacyjne, szczególnie te kostne, są niestety drogie. 
Czasem bywa, w zależności od obrażenia, że operacji musi być kilka, kiedy konieczne jest zastosowanie płytek wspierających kości bądź gwoździ. 

Oprócz kosztów bezpośrednio związanych z zabiegiem, trzeba pamiętać o działaniach przedoperacyjnych czyli prześwietleniach RTG, testach, morfologii oraz etapie rehabilitacji, kiedy to trzeba podawać witaminy i dobrą karmę.
Hospitalizacja pacjenta to także koszt związany z pobytem w lecznicy. Średnio operacja generuje koszty w przedziale od 1500 zł do 5000 zł.
Dlatego wdzięczne będziemy za każdą formę wsparcia. Od lat mogę leczyć koty kalekie właśnie dzięki hojności darczyńców. Bardzo dziękuję za pomoc w imieniu całej gromady: Homerka, Perełki, Pitusia, Sindi, Ksawierki i kilkudziesięciu innych.
 
Wpis: 3.09.2015