Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Nadal kupujemy jeden bilet

 

To jest interwencja z tych, co burzą spokój, powodują złość i niepotrzebne nerwy, ale tak naprawdę, mimo całej wiedzy i pewności, decyzja jest podejmowana ze względu na dobro kota. Nasze odczucia w tym przypadku kompletnie się nie liczą.


Niekiedy na skrzynkę Fundacji Kocia Mama przychodzi zapytanie o treści: "niebawem wyjeżdżam do pracy za granicę, nie mam z kim kota zostawić, co robić? Pomóżcie Kocie Mamy! Pytałam wszystkich: znajomych, rodzinę, przyjaciół, nikt nie chce przygarnąć mojego kota... zrobię wszystko by mu zapewnić opiekę, przygotuję wyprawkę, tylko mu pomóżcie... Nie chcę skazywać go na schronisko... "
Długo jeszcze można by przytaczać prośby. Tylko, że my czytamy między wierszami, bo takich sytuacji mamy tysiące. Ludzie non stop podróżują i gdyby wszyscy tak traktowali swoje koty, my zamiast pomagać dzikim i bezdomnym, byłybyśmy fundacją opiekującą się kotami mającymi nieodpowiedzialnych właścicieli.


Dziewczyny czytając te prośby, burzą się bardzo, bo przecież i one mają koty, też planują  urlopy i wakacje, wyjeżdżają na kilkumiesięczne delegacje i jakoś żadna nie wpada na pomysł, żeby się rozstać z ukochanym pupilem! Wręcz przeciwnie, tęsknią, dopytują rodzinę: jak się czuje moje kocie maleństwo, są jakieś problemy?
Takie wiadomości wywołują zawsze ostrą dyskusję na fundacyjnym forum: pomóc czy odmówić? Tłumaczyć czy zignorować? Warto tej sprawie poświęcać czas i energię? Bo zakończenia mogą być tylko dwa, w zależności od determinacji osoby proszącej: jeśli faktycznie będzie bardzo nalegać - kot trafi do Fundacji, żadna z nas nie weźmie na swe barki decyzji o skazaniu kota domowego na pobyt w schronisku, albo zmotywujemy właściciela do działania i sam poszuka domu dla kota.


Tym razem jednak mimo świadomości i mojego 100 % przekonania, że właścicielka kręci i oszukuje, przyjęłyśmy kota.
Dlaczego? Bo nic mnie nie rozbraja jak łzy, nawet te udawane.

 

Kiedy Magda wykończona przez nic nie wnoszące rozmowy poprosiła mnie: szefowa, sama zadzwoń i dopytaj, już po kilku zdaniach wiedziałam, że panna kłamie! Czekałam 10 minut, nim ucichł stek wykrętów, obietnic, niedorzecznych argumentów. Wtedy ja przedstawiłam swoją wersję wydarzeń, bo znam swoje wolontariuszki i wiem jak pracują te w kontakcie, na co kładą szczególny nacisk, w jakim kierunku prowadzą interwencję. Kiedy nastąpiła cisza w słuchawce i wyczerpały się dziwne nie mające odniesienia w rzeczywistości argumenty, dziewczyna rozpłakała się, a ja byłam bardzo zdumiona. Skoro ucieka się do takich zachowań, to faktycznie chce dobrze dla kota. Zgodziłam się na przyjęcie.

 

Dziewczyna pojechała do pracy, już nie dzwoni, nie pyta o kota, nie pisze maili na pocztę ani też sms do Magdy...
Z kotem też się nie pożegnała, bo po co? Przecież się rozstają definitywnie! Gibona przywiózł do domu tymczasowego jakiś jej znajomy chłopak czy kolega, to nie jest ważne... Z kilkoma puszkami kiepskiej karmy, z resztką suchych groszków, z brudną kuwetą, tak jakby ktoś robił porządek i wyrzucał śmieci... No i z oświadczeniem, że ureguluje należności za nieprzygotowaną wyprawkę...

A kot jest fajny! Miły, mądry, lgnie do człowieka, do innych kotów, lubi dzieci i psy.

Teraz czeka na dom, ten już ostateczny.
 
Czy mogłam podjąć inną decyzję? Tak, oczywiście, ale wtedy czułabym niesmak i niekończące się wyrzuty sumienia, dręczyły by mnie niepokojące myśli. Magda by ciągle wracała i analizowała sytuację, a tak możemy nosić wysoko głowy, patrzeć spokojnie w lustro i cieszyć się, że nadal pomimo upływu lat trudnej pracy z ludźmi, nie mamy tej rutyny w sobie i nie stać nas na powiedzenie: to tylko kot... Dla nas kot znaczy wszystko!
 

I nadal takie będzie nasze motto! Nas nie stać na wyrzuty sumienia, bo jeden wyjątek, jedno potknięcie powoduje lawinę złych decyzji, a wtedy to już nie będzie wyjątkowa Fundacja!

 

Wpis: 15.04.2013