Uwaga! Znajdujesz się na archiwalnej stronie Fundacji Kocia Mama. Aktualna strona znajduje się pod adresem www.kociamama.pl

Na ratunek uwięzionemu kocurowi


Kilka dni temu (11.12.2010) zadzwoniła do mnie pani Alina, która poznała "Kocią Mamę" na spotkaniu w Bibliotece Pedagogicznej w Piotrkowie Trybunalskim. Jest karmicielką grupki kotów i poprosiła nasz piotrkowski oddział o drobną przysługę. Jeden z jej dzikusów zabłąkał się przez przypadek do obcej piwnicy, w której lokatorzy kotów nie lubią, gdzie wszystko jest szczelnie pozabijane i pozamykane. Również ona nie ma do tej piwnicy stałego dostępu, więc nie może kota regularnie karmić i kocurek z dnia na dzień był w coraz gorszej kondycji. Kot utknął w pułapce. Zwierzę jest dzikie i bez klatki łapki nie udałoby się go złapać i uwolnić, dlatego pani Alina zwróciła się o pomoc do KM. Nasze zadanie miało polegać na złapaniu delikwenta i wypuszczeniu go przy jego poprzednim miejscu bytowania, tam gdzie ma opiekę karmicielki.
Zadanie okazało się jednak trudniejsze niż mogło się wydawać. Kot przedłożył ciepłą piwnicę nad kusząco pachnące jedzenie i pomimo wielu prób nie dawało się go "namówić" by wszedł do klatki. Mieszkańcy klatki schodowej, w której pojawił się dziki lokator, byli coraz bardziej zniecierpliwieni, co nie ułatwiało nam zadania. Tłumaczenia, ze przecież chcemy ich uwolnić od kota, też na wiele się nie zdawały.
Ponieważ kocur przemieszczał się po piwnicy wyłącznie w nocy, gdy nie było w pobliżu człowieka, należało podjąć decyzję o zastawieniu klatki łapki właśnie na noc. Tylko, jak to zrobić, gdy niegościnni mieszkańcy w każdej chwili mogli klatkę zniszczyć, wyrzuć lub co gorsza "upłynnić" ze schwytanym w nią kotem? Po wielu negocjacjach jeden z lokatorów postanowił udostępnić nam na jedną noc swoją komórkę. Ku naszemu zdziwieniu zadeklarował się również, że z samego rana pomoże karmicielce wynieść z piwnicy dość ciężką klatkę ze schwytanym kotem.
Gdy montowaliśmy klatkę, kot z bezpiecznej odległości z politowaniem obserwował całą procedurę. Mieliśmy wątpliwości, czy taki cwaniak jak on w ogóle da nam się złapać. Noc była niespokojna zarówno dla nas, jak i dla pani Aliny... ale opłaciło się poczekać. Pani Alina, gdy tylko zastała w piwnicy klatkę z zawartością wykonała do mnie telefon: "Ufff, udało się". Kot był niesamowicie zestresowany po całej nocy na uwięzi. Właściciel użyczonej komórki razem z panią Aliną wynieśli kota z piwnicy i oddali mu wolność. Kocur wrócił do swojego stadka dokarmianego przez panią Alinę.
Wielokrotne próby złapania kocura, nerwy i pośpiech, który nam towarzyszyły spowodowały, że dopiero po całej akcji zauważyliśmy, że nikt nie zrobił zdjęcia. Szkoda, bo kota o tak imponujących rozmiarach nie spotyka się często.